PKO Ekstraklasa. Korona - ŁKS: Maciej Bartoszek pobudził kielczan. Zwycięstwo gospodarzy

PAP / Łukasz Gągulski / Na zdjęciu: Ricardo Guima (z lewej) i Grzegorz Szymusik (z prawej) w walce o piłkę
PAP / Łukasz Gągulski / Na zdjęciu: Ricardo Guima (z lewej) i Grzegorz Szymusik (z prawej) w walce o piłkę

Aż chciałoby się powiedzieć, że "wtedy wchodzi on, cały w złocisto-krwistych barwach". Mowa oczywiście o Macieju Bartoszku pod wodzą którego Korona Kielce odniosła pierwsze zwycięstwo tej wiosny i pokonała u siebie ŁKS Łódź 1:0.

O tym spotkaniu mówiono nie tylko ze względu na to, że mierzyły się ze sobą dwie ostatnie drużyny tabeli i to jeszcze w przeklęty dla PKO Ekstraklasy poniedziałkowy wieczór. Tematem numer jeden był powrót na trenerską ławkę złocisto-krwistych Macieja Bartoszka. To jemu powierzono misję utrzymania Korony w najwyższej klasie rozgrywkowej.

Sam szkoleniowiec od pierwszej minuty miał w sobie ogromne pokłady energii. Nie minął pierwszy kwadrans, a 42-letni szkoleniowiec zużył znaczną część swojego głosu. Sam zresztą zapowiadał, że "jeśli komuś będzie brakowało charakteru, to jest gotów się nim podzielić".

- Wiem ile punktów nam potrzeba, w granicach 42-43 da utrzymanie. Mamy trochę do zrobienia, ale do podniesienia jest 36 punktów. Jest to możliwe i wierzę w to. Zdaję sobie sprawę, że w to samo wierzy ŁKS, ale chcemy budować twierdzę Kielce. Tak było kiedyś, tak ma być i teraz - zapowiadał przed spotkaniem.

ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: Piękny gol i wpadka. W Ameryce Południowej nie ma nudy

Podobne nastawienie panowało w szeregach drużyny z Łodzi, która była podbudowana środową wygraną w szalonym meczu z KGHM Zagłębiem Lubin. Ewentualne zwycięstwo nad ekipą z Kielc sprawiłoby, że Rycerze Wiosny przesunęliby się na piętnaste miejsce w tabeli, a na dno sprowadzili właśnie Koronę.

Przebieg meczu z pierwszej części gry lepiej po prostu przemilczeć. Obu ekipom trudno było nie tyle o strzały, a okazje do nich. A to poślizg na nierównej murawie, to blokowane ostatnie podanie. A gdy na przykład Mateusz Spychała usiłował dośrodkować piłkę z prawej strony boiska w pole karne gości, piłka poleciała w trybuny.

Godne odnotowania były tak naprawdę zmiana wymuszona kontuzją Bojana Cecaricia, którego zastąpił w 31. minucie Rodrigo Zalazar, a także próba z dystansu Antonio Domingueza, który był pierwszym strzałem w światło bramki oddanym przez którąkolwiek z drużyn. Hiszpan nie sprawił jednak żadnych kłopotów Markowi Koziołowi.

Spotkanie ożywiło się nieco po zmianie stron. Przede wszystkim ze względu na to, że kielczanie ruszyli nieco odważniej. W 51. minucie zagotowało się w polu karnym ŁKS-u. Do piłki zagrywanej ze skrzydła nabiegał Spychała i wpadł na usiłującego wybić piłkę nogą Carlosa Morosa Gracię. Boczny obrońca Korony oczywiście padł w polu karnym, ale arbiter Daniel Stefański musiał rozwiać wątpliwości, więc podbiegł do telewizora. Po obejrzeniu akcji podyktował rzut karny dla gospodarzy, który chwilę później na gola zamienił Adnan Kovacević.

Ta sytuacja jeszcze bardziej przygasiła drużynę Łódzkiego Klubu Sportowego, która zamiast rzucić wszelkie siły do ataku, została wręcz zepchnięta do defensywy jeszcze bardziej. Choć trener Kazimierz Moskal sięgnął na ostatnie minuty po Pirulo oraz Łukasza Sekulskiego, jego zespołowi trudno wyprowadzało się ataki. Stać go było na rajd Srnicia i rzut wolny prosto w mur Pirulo.

A Korona się rozochociła. Znakomity strzał z rzutu wolnego Petteri Forsella odbił Arkadiusz Malarz, który jeszcze chwilę później spisał się świetnie przy dobitce i nie dopuścił do straty drugiej bramki. W odpowiedzi z uderzeniem dystansu próbował rywali zaskoczyć Ricardo Guima, lecz trafił tylko w boczną siatkę.

Wszystkie siły do ataku ŁKS rzucił, gdy na boisko wszedł też Samu Corral. Drużyna jednak w niczym nie przypominała tej sprzed pięciu dni, gdy w sposób widowiskowy potrafiła pokonać KGHM Zagłębie Lubin. A Korona odniosła pierwsze zwycięstwo tej wiosny po pięciomeczowej niemocy. Wygląda na to, że Maciej Bartoszek przystąpił do realizacji misji pt. utrzymanie PKO Ekstraklasy w Kielcach.

Korona Kielce - ŁKS Łódź 1:0 (0:0)
1:0 - Adnan Kovacević 53' - z karnego

Korona: Marek Kozioł - Mateusz Spychała, Adnan Kovacević, Themistoklis Tzimopoulos, Grzegorz Szymusik - Jakub Żubrowski, Ognjen Gnjatić - Matej Pućko, Milan Radin (73' Jacek Kiełb), Petteri Forsell (90+1' Dawid Lisowski) - Bojan Cecarić (31' Rodrigo Zalazar)

ŁKS: Arkadiusz Malarz - Artur Bogusz, Carlos Moros Gracia, Maciej Dąbrowski, Tadej Vidmajer - Ricardo Guima, Dragoljub Srnić - Michał Trąbka (79' Samu Corral), Antonio Dominguez (60' Pirulo), Adam Ratajczyk - Jakub Wróbel (61' Łukasz Sekulski).

Sędziował: Daniel Stefański (Bydgoszcz)

Żółte kartki: Tzimopoulos (Korona) - Gracia (ŁKS)

Widzów: 4 678

Czytaj też: PKO Ekstraklasa: Dariusz Mioduski: Polskie kluby nie potrafią grać w pucharach

Komentarze (1)
endriu122
9.03.2020
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Uff...... są punkty, tak potrzebne,