Dopiero w szóstym meczu tej wiosny złocisto-krwiści potrafili zgarnąć komplet punktów. W meczu o wątpliwej jakości kielczanie strzelili gola z rzutu karnego, który dał im upragnione trzy punkty. I to jest najważniejsza informacja dla kibiców Korony.
- W pierwszej połowie graliśmy zbyt nerwowo i było zbyt dużo strat, choć uniemożliwiliśmy łatwe rozgrywanie piłki przez ŁKS i nastawialiśmy się na odbiory, niezbyt dużo z tego wynikało, bo po wysokim podejściu pod przeciwnika, traciliśmy piłkę przez niedokładność. Nie wiem, czy w ogóle można jakieś sytuacje policzyć z tej połowy - przyznał na pomeczowej konferencji prasowej trener Maciej Bartoszek.
Jednak po przerwie gospodarze ruszyli nieco odważniej i to sprawiło, że otworzyła się bramkowa okazja w 51. minucie po faulu Carlosa Moros Gracii na Mateuszu Spychale.
ZOBACZ WIDEO: Odwiedziliśmy bazę reprezentacji Polski na Euro 2020! Zobacz, jak będą mieszkać kadrowicze
- Powiedzieliśmy w szatni, by grać spokojnie i nie robić strat. Dzięki temu mogliśmy zacząć stworzyć zagrożenie pod bramką przeciwnika. Nie wiem, czy to było marne widowisko, ale liczy się efekt. Wcześniej Korona była chwalona za styl, a punktów nie było. Teraz może nie było stylu, ale mamy punkty. Wiadomo, że przez dwa dni nie można wiele zrobić, ale można wygrać najbliższe spotkanie i o to chodziło - dodał szkoleniowiec Korony Kielce.
Teraz ekipa ze stolicy województwa świętokrzyskiego ma już 26 punktów. W tabeli wyprzedziła Arkę Gdynia i ma pięć punktów straty do znajdującej się na 13. miejscu Wisły Kraków.
- Gdyby nie było tej nerwowości, można byłoby zobaczyć kawałek innej piłki. Arek Malarz często wznawiał grę z tego powodu, ze ŁKS miał utrudnioną tę grę. Z tego my też przechwytywaliśmy piłkę. O to chodzi. Byłoby zdecydowanie więcej ciekawej gry. Mamy pierwsze trzy punkty. Jest ich jeszcze trochę do zdobycia - zakończył Bartoszek.
Zawiedziony po spotkaniu był z kolei Kazimierz Moskal. Szkoleniowiec Łódzkiego Klubu Sportowego miał świadomość, że mecz źle oglądało się z trybun.
- Cóż to może być za podsumowanie... Wszyscy widzieliśmy, jakie to było widowisko. Myślę, że z obu stron było ono marne. Jeżeli któraś z drużyn miała zgarnąć trzy punkty, to tylko w sposób, w jakim to się stało, czyli po rzucie karnym. A my nawet po rzucie rożnym czy wolnym nie byliśmy sobie w stanie stworzyć sytuacji - przyznał ze smutkiem.
Aż trudno uwierzyć, że po niezłym meczu pięć dni temu ełkaesiacy wypadli fatalnie w poniedziałkowy wieczór na Suzuki Arenie w Kielcach w meczu z przedostatnią ekipą tabeli.
- Dużo błędów z naszej strony. Ta piłka kompletnie się nas nie słuchała i to mnie bardzo boli. W sporcie zdarzają się porażki i po prostu tak jest. Jest mi trochę wstyd, bo nawet nie wiedziałem, że potrafimy tak słabo grać. Nie wiem, z czego to się wzięło. Może to moja wina, że po dobrym meczu z Zagłębiem powinniśmy zrobić trzy, cztery albo pięć zmian. Nic nam nie wychodziło, nawet proste podanie. Dla mnie to jest niezrozumiałe - powiedział trener ŁKS-u Łódź.
W następnej serii gier łodzianie zmierzą się u siebie z Górnikiem Zabrze w piątek o 18:00, a kielczanie zagrają w Płocku z Wisłą. Także o 18:00, ale w poniedziałek.
Czytaj też: PKO Ekstraklasa. Decyzje odnośnie imprez masowych we wtorek