O finansowym wsparciu walki z pandemią poinformowała w czwartek wieczorem na Facebooku Fundacja "Ludzki Gest" Jakuba Błaszczykowskiego.
"Walka z pandemią koronawirusa ma ogromny wpływ na życie nas wszystkich. Przed nami jeden z najważniejszych sprawdzianów z empatii oraz odpowiedzialności. Kuba Błaszczykowski wraz z Fundacją Ludzki Gest postanawiają przeznaczyć na walkę z pandemią koronawirusa kwotę w wysokości 400 000 złotych".
"Przed nami wielkie wyzwanie! Musimy zmierzyć się z tym razem. Tylko wspólnymi siłami możemy zmienić oblicze pandemii. To dla nas wielki test empatii i odpowiedzialności. Kochani, bardzo Was proszę nie bagatelizujcie problemu, zostańcie w domu i stosujcie się do zaleceń. Dbajcie o swoich bliskich i siebie" - napisał na Facebooku sam Jakub Błaszczykowski.
108-krotny reprezentant Polski jest znany ze swojej działalności charytatywnej. Fundację założył w 2015 roku. - To nie jest próba zbawiania świata, ale wewnętrzna potrzeba. Wolę pomóc jednej osobie niż żadnej. Jak dam radę, pomogę i dziesięciu, ale że nie mam większych możliwości finansowych, muszę także odmawiać. Wspólnie z rodziną i bliskimi pomyśleliśmy, że poprzez fundację można pomagać dzieciakom - mówił nam. Więcej TUTAJ.
W 2017 roku dzięki zaangażowaniu jego fundacji udało się uratować telefon zaufania dla dzieci. Więcej o tym TUTAJ. Z kolei trzy lata wcześniej, jeszcze przed powołaniem do życia "Ludzkiego Gestu", Błaszczykowski pomógł sfinansować operację chorego na neuroblastomę Dominika. Przekazał na ten cel ćwierć miliona złotych.
Sprawa nie ujrzałaby światła dziennego, gdyby nie dziękczynny wpis mamy chłopca w mediach społecznościowych. Błaszczykowski, jak czytamy na stronie fundacji, unika rozgłosu związanego z działalnością charytatywną: - Ci, którzy mają wiedzieć, że pomagam, to wiedzą. Przy okazji zauważyłem, że ci, którzy najmniej krzyczą, to często najbardziej tej pomocy potrzebują. I jedyna rzecz, o jakiej wtedy myślę, to że życie jest bardzo niesprawiedliwe.
Na początku ubiegłego roku Błaszczykowski natomiast ruszył na pomoc Wiśle Kraków. Gdy nad Białą Gwiazdą zawisła groźba upadku, piłkarz rozwiązał kontrakt z niemieckim VfL Wolfsburg, by po 12 latach wrócić do klubu, dzięki któremu zaistniał w futbolu i go uratować. Wraz z Tomaszem Jażdżyńskim i Jarosławem Królewskim złożył się po 1,33 mln zł na pożyczkę, dzięki której Wisła mogła spłacić najpilniejsze zobowiązania. Pół roku później dorzucił kolejne 170 tys. zł.
Nie tylko pomógł Wiśle finansowo, ale też rzucił na szalę swoją reputację, uwiarygadniając swoim zaangażowaniem nowe otwarcie w klubie, który wcześniej przez dwa i pół roku był zarządzany przez zorganizowaną grupę przestępczą "Sharks". I wreszcie podpisał kontrakt z najniższym dopuszczalnym przez PZPN wynagrodzeniem w wysokości 500 zł, które i tak przeznacza na cele charytatywne.
- Może moja decyzja nie była do końca inteligentna, ale wygrało serce. To był szaleńczy krok, ale nie żałuję niczego - mówił, dodając: - Kiedy zobaczyłem, jakie są problemy, to uznałem, że to odpowiedni moment, żebym wrócił. Gdyby w Wiśle wszystko było dobrze, to pewnie by mnie nie potrzebowała, ale z racji tego, jak się sprawy potoczyły, to jestem tutaj. Rodzice i babcia wpajali mi, żebym nie zapomniał, skąd pochodzę i żebym doceniał to, co dostałem w życiu i żebym potrafił się za to odwdzięczyć.
ZOBACZ WIDEO EURO 2020 przesunięte o rok. Zbigniew Boniek zabrał głos! "To jedyna rozsądna decyzja"