Jan Nowicki bez pardonu. "Ludzie patrzą na tę nędzę i jeszcze za to płacą"

Ceniony aktor, legenda polskiego kina twierdzi, że polski sport potrzebuje rewolucji. A świat po koronawirusie dostanie szansę być mądrzejszym. - Nadszedł czas rewanżu - wieszczy Nowicki.

Dawid Góra
Dawid Góra
Jan Nowicki Newspix / CYFRASPORT / Na zdjęciu: Jan Nowicki
- To wszystko wymaga nowej rewolucji październikowej. Powinien się pojawić ktoś z kijem albo siekierą i rozpieprzyć ten bezsens. Zwłaszcza u nas. Piłkarze zarabiają mnóstwo pieniędzy, a nie potrafią grać. Fascynacje kibicowskie przechodzą z pokolenia na pokolenie, ludzie patrzą na tę nędzę i jeszcze za to płacą - obserwuje artysta w rozmowie z WP SportoweFakty.

Według Nowickiego sport po ustaniu pandemii będzie wyglądać lepiej. Świat natomiast dostanie szansę bycia mądrzejszym, żeby nie powiedzieć lepszym.

- Tak ogromną szkodę zrobiliśmy przyrodzie, tak się rozpanoszyliśmy, że nadszedł czas rewanżu. Wydawało nam się, że możemy bezkarnie wycinać lasy i zmieniać bieg rzek. Ale tak nie jest! W największym stopniu dotyczy to Europy. Ten kontynent zawsze zresztą wzbudzał we mnie wątpliwość, żeby nie powiedzieć uzasadnioną niechęć - przyznaje aktor.

ZOBACZ WIDEO: Jak piłka nożna będzie wyglądać po epidemii koronawirusa? "To bardzo poważnie zachwieje klubami"

Sport według Nowickiego osiągnął już poziom szaleństwa. Jak zresztą wiele rzeczy na świecie. - Świat dysponuje określoną ilością środków, także pieniędzy. Wielki biznes zupełnie o tym zapomniał. Sport także. To nie do przyjęcia, żeby przy tym podziale dóbr, jaki istnieje na świecie, dwóch facetów biegających w majtkach po korcie, zarabiało milion czy dwa za zwycięstwo w turnieju. Wiem, że za tym stoi biznes, ale to poniżenie tych, których możemy nazwać biednymi. Oszołomienie sportem dotarło do miejsca, w którym nawet mały umierający z głodu Brazylijczyk cieszy się, że jego rodak Neymar kosztuje 100 czy 150 milionów dolarów.

Honoraria piłkarzy sięgają niepojętych sum. A przecież są to, wg Nowickiego, reprezentanci najbardziej prymitywnego sportu na świecie. - Tymczasem na tej dyscyplinie mniej lub więcej zna się każdy, bo nie ma nic prostszego niż 20 facetów biegających za kawałkiem skóry.

- Jak słyszę o 20- czy 30-procentowych obniżkach pensji dla tych nadętych piłkarzy to zaczynam się śmiać. Przecież dla nich to kompletnie nic nie znaczy. Podbuduje im to tylko PR, bo wychodzi na to, że nie dość, że grają w piłkę to jeszcze są uprzejmi i dzielą się pieniędzmi - dodaje Nowicki.

Artysta wierzy, że pandemia przez jakiś czas unormuje sytuację w sporcie, ale potem wszystko wróci do normy. W końcu rządzi nami biznes, pieniądz, bezwzględność i brak rozsądku.

- To, co się dzieje w przyrodzie i w ogóle na świecie to początek zagłady. Nie byłaby ona zresztą pierwszą w historii, bo były przecież wojny światowe, epidemie itd. Nie stawiam się w roli wieszczki Kasandry, to racjonalna analiza - podkreśla filmowy Wielki Szu i Tomasz Piątek ze "Spirali".

W ciągu całego życia Nowickiego zmieniło się jego podejście do piłki nożnej. Szczególnie do klubów, którym kibicował od lat. Wyjaśnienie jest niezwykle proste.

- Przez całe lata byłem kibicem Barcelony, ale zaczyna mi to już przechodzić. Wcześniej kibicowałem Wiśle, bo byłem młody, mój synek był mały, a jego matka pracowała w klubie. Poza tym grali wtedy moi koledzy, jak Rysio Sarnat, Antoni Szymanowski czy Adam Nawałka. Oni chodzili na moje spektakle, a ja na ich mecze. Przestałem chodzić na Wisłę, kiedy byłem świadkiem rzucania śnieżkami przez kibiców w bramkarza zagranicznych rywali. Natomiast na Cracovię nie chodzę od czasu, kiedy byłem świadkiem, jak 14-letnia dziewczyna przy swoim ojcu krzyczała na piłkarzy "Wy ch*e, ubeki" - tłumaczy ze spokojem i konsekwencją w głosie Nowicki.

Bunt na Białorusi - ludzie ratują się sami >>
Reprezentanci specjalnej troski >>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×