Gdy zadzwonili z River Plate z propozycją kontraktu dla syna, jego mama pomyślała że to żart i rzuciła słuchawką. Na szczęście, wielki argentyński klub zadzwonił ponownie. Kto wie, być może determinacja działacza uratowała karierę jednego z najlepszych napastników w historii Serie A.
Na Półwyspie Apenińskim jest legendą, nie tylko w Lazio Rzym. Hernan Crespo grał w największych włoskich klubach - Milanie, Interze, Parmie i wszędzie jest dobrze wspominany. Bo dla każdego z nich strzelał gole.
Nosił też przydomek "El Polaco". Jego babcia była Polką, co na początku XXI wieku podchwycili włoscy dziennikarze. Pseudonim towarzyszył mu przez całą karierę, podobnie jak "Valdanito", ze względu na podobieństwo do legendarnego Jorge Valdano, legendarnego napastnika Realu Madryt i reprezentacji Argentyny.
ZOBACZ WIDEO: Jak piłka nożna będzie wyglądać po epidemii koronawirusa? "To bardzo poważnie zachwieje klubami"
- To najlepszy piłkarz, jakiego mogę mieć. Nie ma w tej chwili lepszego napastnika - mówił o nim w czasach pracy w Chelsea Jose Mourinho. The Blues zapłacili za niego Interowi blisko 20 milionów funtów, a jego odejście z San Siro wzbudziło frustrację nie tylko wśród kibiców, ale także piłkarzy. Christian Vieri miał być wściekły, gdy dowiedział się o odejściu swojego partnera z ataku. Wiedział, że takich snajperów nie znajduje się za rogiem.
Uciszył własnych kibiców
Crespo był już wtedy zawodnikiem o uznanej marce. Co godne podziwu, najdroższym piłkarzem świata, który nie zawiódł pokładanych w nim nadziei. Latem 2000 roku Lazio Rzym pobiło rekord futbolu, płacąc za Argentyńczyka 35 milionów funtów. W rzeczywistości Biancocelesti wyłożyli 16 mln, a do transakcji włączyli Mathiasa Almeydę i Sergio Conceicao. I tak jednak do Crespo przylgnęło do niego miano tego najdroższego w historii futbolu.
Lazio nie wahało się, bo Argentyńczyk miał za sobą dwa znakomite sezony w Parmie, z którą wygrał Puchar UEFA (MVP finału z 1999 roku). Dwa pierwsze nie były już takie udane. W 1996 roku Crespo trafił do Parmy z River Plate z opinią gigantycznego talentu, w glorii chwały po udanym występie na igrzyskach olimpijskich w Atlancie, gdzie sięgnął po srebrny medal.
Pierwsze pół roku nie było jednak dla 21-latka udane. Dość powiedzieć, że w pierwszym półroczu nie strzelił ani jednego gola. Miał jednak zaufanie Carlo Ancelottiego, który mimo protestów i gwizdów kibiców, wystawiał go w podstawowym składzie.
"Crespo nie cieszył się sympatią kibiców. Początkowo go wyśmiewano i wygwizdywano. Fani go nie lubili. Był utalentowanym młodzieżowcem, który poważnie podchodził do swojego zajęcia, ale kibicom nie przypadł do gustu. Dopóki nie strzelił tamtego gola, słyszał jedynie gwizdy i wyzwiska" - pisał w swojej książce "Nienasycony zwycięzca" Ancelotti.
O jakiego gola chodzi? W sezonie 1997/1998 Parma pokonała u siebie Borussię Dortmund 2:0 w meczu fazy grupowej Ligi Mistrzów, a jednego z goli w meczu z aktualnie najlepszą drużyną Europy strzelił właśnie Argentyńczyk. Nawet jednak po bramce usłyszał też gwizdy. Dlaczego? Oddajmy głos Ancelottiemu.
"Strzelił bramkę, po czym przystawił dłonie do uszu. Wydaje mi się, że był pierwszym piłkarzem, który wykonał ten gest. - Boże, czy on ogłuchł? Uspokoiłem wszystkich: - Nie, on jest tylko wkurzony. Sugerował coś w stylu: drwijcie ze mnie dalej, jeśli starczy wam jaj. Niezapomniany gest (...)
Podczas meczu z Borussią wszyscy domagali się ode mnie, żebym go zmienił. Od samego początku spotkania jakiś facet siedzący tuż za ławką rezerwowych krzyczał: - Zmiana, zmiana, zmiana! Pomyślałem: spieprzaj! Zatrzymałem Crespo na boisku, a on strzelił gola, dzięki czemu wygraliśmy. Po meczu na konferencji prasowej powiedziałem: - Chciałbym poinformować kibiców Parmy, że nigdy nie zdejmę z boiska wyśmiewanego piłkarza".
Ancelotti zaufał Crespo, a ten zaczął się odpłacać. Oczywiście golami - 12, 14, 28 i 26 bramek. To jego statystyki z czterech kolejnych sezonów. W 1999 roku poprowadził drużynę do jednego z największych sukcesów w klubowej historii, czyli Pucharu UEFA. W finale, z Olympique Marsylia, też oczywiście strzelił gola.
- Czuliśmy się mocni, bo mieliśmy w składzie świetnych i doświadczonych już piłkarzy. Do dziś czuję dumę z tego, czego dokonaliśmy - wspomina po latach Argentyńczyk.
Crespo pomógł Lazio, Lazio nie pomogło Crespo
Jego transfer do Lazio, ówczesnego mistrza Włoch i wydana kwota pieniędzy, niewielu więc zdziwiła. Wówczas był czołowym napastnikiem świata. W Rzymie witano go z honorami, licząc, że poprowadzi drużynę nie tylko do kolejnego scudetto, ale także do sukcesu w Lidze Mistrzów.
I choć Argentyńczyk nie zawodził, w pierwszym sezonie strzelił aż 28 bramek (król strzelców Serie A), zespół wielkich gwiazd nie spełnił oczekiwań fanów. Choć w składzie Sven-Goran Eriksson miał do dyspozycji takie tuzy jak Alessandro Nestę, Sinisę Mihaljovicia, Diego Simeone, Juana Sebastiana Verona, Pavela Nedveda, Karela Poborsky'ego, Claudio Lopeza i właśnie Crespo (co za ekipa!), skończyło się tylko z jednym trofeum. Superpucharem Włoch.
Argentyńczykowi nie pomagały także kolejne kontuzje. Było tego na tyle dużo, że w 2002 roku Lazio sprzedało napastnika do Interu. I już po roku Crespo był w Londynie, gdy znalazł się na szczycie listy życzeń budującego swe imperium w Chelsea Romana Abramowicza.
I choć goli nie było tak mało (12 w pierwszym sezonie), nie wszystko układało się po myśli El Polaco. Crespo miał problemy zdrowotne, przez co naraził się także trenerowi Claudio Ranieriemu. Piłkarz miał ukryć uraz i wyjść na boisko, co Włoch nazwał publicznie nieprofesjonalnym zachowaniem. Argentyńczyk nie zdecydował się na odpowiedź, choć legenda głosi, że w czasach gry w ojczyźnie odwagi do tego mu nie brakowało.
Gdy w zespole młodzieżowym River trener nie wystawiał go do gry, koledzy postanowili podpuścić Crespo. Najpierw zabrali nastolatka na mocno zakrapianą imprezę. I gdy na porannym treningu napastnik usłyszał od nich, że znowu usiądzie na ławce, miał gonić swojego trenera i krzyczeć: "Musisz dać mi zagrać, ty sukinsynu!"
W Londynie Crespo nie ganiał Ranieriego po murawie, ale snajper postanowił zgodzić się na wypożyczenie. I dokonał bądź co bądź świetnego wyboru. Kolejny sezon spędził w Milanie i był o krok od triumfu w Lidze Mistrzów. W finale strzelił nawet dwa gole, ale tamtego dnia najlepszy dzień w karierze przeżywali Jerzy Dudek i jego koledzy z Liverpoolu. Z 0:3 na 3:3 i wygrana w rzutach karnych - do dziś wszyscy ówcześni piłkarze Milanu chcą zapomnieć o 25 maja 2005 roku w Stambule. Także Crespo.
- Wielu moich kolegów płakało. Ja byłem po prostu w szoku. Nie mogłem w to uwierzyć, to co się wydarzyło było po prostu niemożliwe. Do dzisiaj takie mi się wydaje - wspominał finał z Liverpoolem Crespo. Wkrótce wrócił na Stamford Bridge, gdzie dowodził już wspomniany Mourinho. I choć pierwszym wyborem Portugalczyka był najczęściej Didier Drogba, Argentyńczyk do dziś ma o The Special One jak najlepsze zdanie.
- Praca z nim to wielka przyjemność. Umiejętności można się nauczyć, ale charyzmy już nie. Albo się ją ma, albo nie ma. On ją ma. Gdy grasz z nim, czujesz się jak najlepszy napastnik na świecie. To po prostu fantastyczny trener - oceniał wielokrotnie.
Po pierwszym sezonie pod wodzą Mourinho, który zakończył się wielkim sukcesem i mistrzostwem Anglii, Crespo miał przed sobą kolejny wielki cel. Tym razem w barwach Albicelestes. Wychowany w kulcie Mario Kempesa i Diego Armando Maradony (choć jego ulubieńcami byli, o dziwo, Paolo Rossi i Gary Lineker) napastnik liczył, że na mistrzostwach świata w Niemczech wreszcie przełamie złą passę w reprezentacji Argentyny.
Niespełnienie mistrzostw świata
Na mistrzostwa świata w 1998 roku jechał nie w pełni sprawny, przez co był tylko rezerwowym, a drużyna odpadła w ćwierćfinale. Cztery lata później doszło do katastrofy - liczący na mistrzostwo Argentyńczycy odpadli już w fazie grupowej. Nie pomógł nawet gol Crespo w meczu ze Szwecją (1:1). W Niemczech miało być inaczej. I było, przynajmniej dla bohatera tego artykułu.
Mający wówczas 31 lat napastnik wreszcie mógł liczyć na miejsce w "11". Jose Pekerman stawiał na snajpera, a ten nie rozczarowywał. Strzelił na turnieju trzy gole, jednak w ćwierćfinale Argentyna przegrała po rzutach karnych z gospodarzami turnieju. Crespo i koledzy byli o krok od awansu do półfinału, długo prowadzili 1:0, jednak Pekerman postanowił bronić wyniku. Z boiska ściągnął m.in. Crespo, a ten stracił szanse na medal mistrzostw świata.
Reprezentacyjną karierę zakończył na Copa America w 2007 roku. Wziął udział w turnieju, jednak po strzeleniu gola Kolumbii musiał opuścić boisko z powodu kontuzji. Jego licznik zatrzymał się na 35 golach w 64 meczach. Znakomity bilans, dający mu czwarte miejsce w historii drużyny narodowej, tylko za Leo Messim, Gabrielem Batistutą i Sergio Aguero.
I tak naprawdę 2007 rok był dla Crespo ostatnim tak udanym na najwyższym poziomie. Grał już wtedy dla Interu, gdzie wypożyczyła go Chelsea i ostatecznie sprzedała. W pierwszym sezonie strzelił 20 bramek, potem było już gorzej. Zawsze był jednak częścią drużyny, z którą trzykrotnie sięgał po mistrzostwo Włoch.
Miał jednak pecha - w 2008 roku na San Siro pojawił się Mourinho, który mimo ciepłych słów z obu stron i tym razem nie stawiał na Crespo w pierwszej kolejności. W 2009 roku, na rok przed triumfem Nerazzurrich w Lidze Mistrzow, ostatecznie odszedł z klubu. Trafił na chwilę do Genoa CFC, by już w 2010 roku wrócić do Parmy.
- Ten klub jest w moim sercu, a kibice są częścią mnie - mówił po ponownym pojawieniu się na Stadio Ennio Tardini. Pojawiał się w arcytrudnym momencie, gdy Parma miała dwa punkty po 9 kolejkach. I choć eksperci wątpili, czy 35-latek może jeszcze pomagać na boisku, Crespo strzelił w sezonie 2010/2011 11 bramek, stając się po raz czwarty w karierze najlepszym snajperem Parmy w sezonie. Tym samym pobił klubowy rekord. A drużyna bez problemu utrzymała się w Serie A.
Rok później Argentyńczyk zakończył swoją bogatą karierę, na pierwszym miejscu w klasyfikacji najlepszych strzelców w historii Parmy (94 gole w 201 meczach). Podczas ogłaszania swojej decyzji na konferencji prasowej płakał.
- Nie chciałem być ciężarem. To dla mnie bardzo trudna decyzja ale przemyślana. Kończę 19 lat swojego życia, cieszę się, że to robię to na wysokim poziomie. Niezależnie od tego, gdzie będę mieszkał, moje serce zawsze będzie tutaj. Nigdy stąd nie odejdę - mówił ze ściśniętym gardłem.
Fani Parmy godnie pożegnali swojego ulubieńca
Owacja na El Monumental
Osiem lat później Crespo spełnia się w innej roli. Zaraz po zawieszeniu butów na kołku Argentyńczyk rozpoczął karierę trenerską - pracował z młodszymi rocznikami w Parmie i Modenie, a w 2018 roku wrócił do Argentyny. Został trenerem CA Banfield. I choć zwolniono go już po dziewięciu miesiącach, na początku tego roku zatrudniono go ponownie, tym razem w roli pierwszego trenera drużyny Defensa y Justicia z Buenos Aires.
Jego największym marzeniem jest jednak praca w innym klubie ze stolicy Argentyny. River Plate, gdzie tak naprawdę rozpoczynał swoją wielką karierę (1993-1996). Gdy pojawił się ponownie na stadionie El Monumental w roli trenera Defensa y Justicia, fani zgotowali mu owację na stojąco
I choć drużyna prowadzona przez Crespo odebrała punkty gospodarzom, którzy ostatecznie przegrali tytuł mistrzowski z Boca Juniors, El Polaco nic nie stracił na swojej legendzie.
- Od dziecka byłem wielkim kibicem River, jestem i zawsze będę. Trudno to wytłumaczyć. Po prostu tak jest - mówił prosto o swojej miłości do klubu. Może za tę prostotę kibice kochają go najbardziej?
Lewandowscy wsparli szpital w Tychach. Czytaj więcej--->>>
Dramatyczny apel polskiego lekarza. Czytaj więcej--->>>