Liga białoruska jako jedyna w Europie nie została zawieszona. Mało tego - mimo pandemii koronawirusa życie w tym kraju wcale się nie zmieniło. Centra handlowe są otwarte, ludzie imprezują w nocnych klubach, chodzą na mecze hokeja i piłki nożnej. Prezydent Aleksandr Łukaszenka otwarcie sprzeciwia się kwarantannie, a rozprzestrzeniającego się po całym świecie wirusa nazywa "psychozą innych". Nawet w momencie potwierdzonych zarażeń i zgonów na Białorusi z tego powodu.
Tamtejsze społeczeństwo zaczyna jednak dostrzegać powagę sytuacji: lekarze proszą, by nie wychodzić z domów, przedstawiciele kościoła zachęcają, by w Wielkanoc modlić się przed telewizorem. W weekend odbyła się trzecia kolejka tamtejszej ekstraklasy. Na trybunach było zacznie mniej kibiców niż jeszcze dwa tygodnie temu. Coraz więcej piłkarzy publicznie kwestionuje sens dalszej gry. Fani między innymi Niemena Grodno i Szachciora Soligorsk wręcz zachęcali do bojkotu i omijania stadionów.
A już Azdren Llullaku, albański zawodnik Szachciora, kompletnie zaskoczył w rozmowie ze "Sky Sports". Stwierdził, że jeden z piłkarzy występujących w tamtejszej lidze ma koronawirusa. Dodał też, że jego drużyna dalej trenuje i będzie to robić, bo zawodników zobowiązują do tego kontrakty. Trenerem Szachciora dwa lata temu był Marek Zub. Polski szkoleniowiec opowiada nam o życiu i mechanizmach funkcjonujących na Białorusi.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: 11-latek z Polski robi furorę w Barcelonie. Zobacz piękne gole Michała Żuka
Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Co pan myśli o sytuacji na Białorusi? Liga gra, a życie toczy się, jak gdyby nigdy nic.
Marek Zub, trener Szachciora Soligorsk w latach 2017-18: Wszystkie sektory - przemysł, usługi, turystyka, sport są, że tak powiem, "pod kontrolą". To, jakie zapadną decyzje, zależy wyłącznie od władzy w kraju. Moja ocena wyjaśnia w zasadzie wszystko.
Słyszał pan, że jeden z piłkarzy ma koronawirusa?
Pytanie, na jakiej podstawie tak twierdzą, ponieważ na Białorusi nie ma badań na koronawirusa.
Jak to rozumieć?
Trudno się do tego odnieść, kto i czy faktycznie jest zarażony. Łatwo stwierdzić temperaturę, ale już trudniej określić, czy to faktycznie koronawirus. Kwestia ogólnych danych, informacji, też jest zastanawiająca. Nie wiem, na ile są rzetelne.
Dlaczego tamtejsza liga jeszcze gra?
To też ciekawe, piłka jest tam finansowana przez media w mniejszym stopniu, przychody z dnia meczowego też nie wydają się tak atrakcyjne, by na siłę trzymać się decyzji o dalszej grze. Zastanawia mnie jedna rzecz: dlaczego federacja nie może sama wstrzymać ligi. Łukaszenka nie mógłby tego zabronić. Oglądałem ostatni mecz Soligorska, klub wystosował zalecenie do swoich kibiców, żeby siedzieli na trybunach rozproszeni, i faktycznie tak było. Myślę, że kwestią czasu jest, kiedy liga stanie.
Jak żyje się na Białorusi?
Ludzie są nieufni na kogoś z zewnątrz, bardziej komfortowo czują się w swoim środowisku, ze znajomymi, z osobami z wąskiego otoczenia. Zagraniczni piłkarze na pewno to odczuwają. To inny kraj, inaczej zarządzany. Społeczeństwo jest zamknięte, żyje w swoim świecie. Ogólne życie jakoś szczególnie się nie różni od tego w innych krajach, ale decydują detale. W przypadku chęci wyjechania z Białorusi jest bardzo dużo dokumentów do uzupełnienia, nie jest to takie proste. Na Łotwie obowiązuje mnie na przykład to samo ubezpieczenie zdrowotne, co w Polsce. Na Białorusi wszystko jest skomplikowane.
A ludzie? Jak podchodzą do tego, że na przykład w Polsce czy Niemczech jest inaczej?
Mogę mówić o piłkarzach. Z zainteresowaniem obserwują europejską piłkę, widać, że ich to ciekawi, ale z tyłu głowy mają myśl, że wyjechać nie będzie łatwo. W zespole, w którym obecnie pracuję, czyli łotewskim FK Tukums, mam trzech Białorusinów. Zawodnicy wrócili do siebie na czas pandemii i mają porównanie, jak żyje się w kraju z Unii Europejskiej, a jak w państwie inaczej zarządzanym. Na Białorusi muszą sami podejmować decyzje, co robić. Wiem, że przebywają w domach.
Pan czuł się nieswojo na Białorusi?
Nie, ale dało się odczuć różnicę w podejściu Białorusinów do pewnych form funkcjonowania. Oni od lat żyją w tych specyficznych warunkach, są tego nauczeni i wiedzą, że nie mają wpływu na sytuację w kraju.
Ale widzą, co dzieje się dookoła.
Mają oczy, uszy, słuchają, patrzą. Myślę, że czują niepokój i mają refleksje na podstawie tego, co zauważyli podczas pandemii. Liczba zakażeń na świecie, zgonów, restrykcje wprowadzane we wszystkich państwach sąsiednich, zamykanie miast nawet w Rosji - dają do myślenia. Może się przecież okazać, że Europa poradzi sobie z wirusem, a to Białoruś stanie się głównym ogniskiem koronawirusa.
Koronawirus. Bunt na Białorusi - ludzie ratują się sami
Koronawirus. Siergiej Kriwiec: Na Białorusi życie w ogóle się nie zmieniło