90 Minut z Arturem Sobiechem. Wygnany do Turcji

Artur Sobiech od dwóch miesięcy jest piłkarzem drugoligowego klubu tureckiego Fatih Karagumruk. Drużyna zanotowała marsz w górę tabeli, również dzięki golom Polaka i obecnie zajmuje szóste miejsce dające prawo gry w barażach do Super Lig.

Piłka Nożna
Piłka Nożna
Artur Sobiech Getty Images / Olimpik/NurPhoto / Na zdjęciu: Artur Sobiech

Jerzy Chwałek, dziennikarz "Piłki Nożnej": Jak po dwóch miesiącach i dziewięciu rozegranych meczach w barwach Fatih, oceniasz decyzję wyjazdu do drugoligowego klubu w Turcji?

Artur Sobiech: To była bardzo dobra decyzja. Potrzebowałem zmiany klimatu i otoczenia. Pogoda i warunki do gry w Turcji są bardzo dobre, pomijając oczywiście to, co dzieje się w całej Europie w związku z epidemią koranawirusa. Jeśli chodzi o stronę sportową, to nie wyciągajmy zbyt szybko wniosków, bo sezon nie jest zakończony. Gdy przychodziłem byliśmy na jedenastym miejscu w tabeli, ale potem mieliśmy serię dziesięciu meczów bez porażki. Teraz jesteśmy więc już na szóstym miejscu – dającym prawo gry w barażach o awans do Super Lig.

Kibice w mediach społecznościowych trochę żartowali z waszego stadionu, znajdującego się w centrum osiedla i delikatnie mówiąc, trochę przestarzałego. Jak wygląda cały klub pod względem organizacyjnym?

Nie wszystkie kluby stać od razu na nowe stadiony, natomiast baza treningowa jest bardzo dobra. Również organizacja klubu czy opieka medyczna stoi na wysokim poziomie, czego najlepiej doświadczyłem na sobie.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Piłkarze przeznaczyli fortunę na walkę z epidemią. "Ci wielcy stanęli na wysokości zadania"

Co masz na myśli?

Gdy w pierwszym meczu naderwałem mięsień łydki, to natychmiast wysłano mnie na leczenie do Belgradu, do znanej lekarki Marijany Kovacević, z której pomocy korzystają najlepsi piłkarze na świecie. Po diagnozie postawionej w klubie mówiono, że będę pauzował cztery, sześć tygodni, tymczasem po dziesięciu dniach byłem już gotowy do gry. Nie tylko o mnie tak zadbano, bo kilka dni później kontuzji doznał jeden z moich kolegów, Cristobal Jorquera i również był leczony w Belgradzie. Klub nie szczędzi pieniędzy na świetnego specjalistę, pokryto oczywiście także koszty podróży i pobytu w Belgradzie.

Na czym polega fenomen tej lekarki, którą niektórzy nazywają znachorką?

Na czym polega jej fenomen? Sam sobie zadawałem to pytanie jadąc do Belgradu i później podczas zabiegów. Pani Kovacević zajmuje się urazami mięśniowymi, naderwaniami i naciągnięciami. W praktyce nie wygląda to zbyt skomplikowanie – zwykła maszyna działająca na zasadzie elektroprądów, którą napełnia się jakimś płynem. Jeden zabieg trwa godzinę. Rezultaty po sześciu seansach przeszły jednak moje oczekiwania i po dziesięciu dniach, jak mówiłem, mogłem podjąć normalne treningi.

Jaki jest koszt takich zabiegów?

Pojedynczy zabieg kosztuje 500 euro. Byłem wdzięczny klubowi, że zdecydował się na takie leczenie, które nie jest tanie, a przecież – przypomnę – nie zagrałem wówczas nawet jednego pełnego meczu w nowym klubie. To był dowód, że bardzo na mnie liczą i teraz staram się odwdzięczyć najlepiej jak mogę.

No i chyba ci się udaje, bo strzeliłeś już cztery gole. Jakie są plany klubu, skoro ostatnio szło wam tak dobrze?

W ostatnim okienku zimowym ściągnięto oprócz mnie kilku innych zawodników po to właśnie, żeby powalczyć o grę w play-offach. Tutaj pół ligi bije się o miejsce w pierwszej szóstce, żeby móc awansować do Super Lig. W niej są całkiem inne pieniądze z racji praw telewizyjnych i wpływów od sponsorów. Nam udało się wskoczyć na miejsce szóste, czyli barażowe. Jeśli faza zasadnicza, w której zostało do rozegrania jeszcze sześć kolejek nie zostanie już dokończona, będziemy walczyć w barażach o awans.

Liga turecka zawiesiła rozgrywki 13 marca jako jedna z ostatnich w Europie. Protesty klubów i piłkarzy miały wpływ na taką decyzję?

Tak mi się wydaje. Wiadomo, że sytuacja była nietypowa i trudna, a decyzje wydawano odgórnie. Najpierw federacja turecka kazała grać, dzień później rząd poparł tę decyzję. Gdy kilka klubów wyraziło niezadowolenie, a wręcz sprzeciw, to odbyło się jeszcze jedno posiedzenie i rozgrywki zawieszono do początku kwietnia. Piłkarze mocno protestowali, a John Obi Mikel odmówił wręcz wyjścia na boisko i opuścił Turcję, w konsekwencji – jak wiadomo – Trabzonspor rozwiązał z nim kontrakt. Szczerze mówiąc, to ja wolałbym grać dalej.

Ale przecież sytuacja jest poważna. Koronawirusem zarażeni są piłkarze w innych krajach, a epidemia zbiera śmiertelne żniwo w całej Europie.

Zgadza się, niebezpieczeństwo istnieje. W Turcji na szczęście nie było przypadków zachorowań wśród piłkarzy i oby tak dalej. Ostatnią kolejkę przed zawieszeniem graliśmy przy pustych trybunach. Mam nadzieję, że będziemy mogli dokończyć ligę. Póki co stosujemy się jednak do nakazów i decyzji odgórnych.

Jak wygląda obecnie, a rozmawiamy 23 marca, twój dzień w Stambule?

Trenujemy codziennie, a po zajęciach mamy wspólny obiad, po którym wracamy do domów. Staram się unikać jakichkolwiek wyjść i kontaktów z ludźmi. Galerie handlowe, kawiarnie, restauracje czy kina są zamknięte od kilku dni.

Stambuł to 14-milionowa metropolia, skupisk ludzi trudno chyba uniknąć?

Stosuję się do zaleceń lekarza i unikam niebezpiecznych sytuacji. Przecież całkiem nieświadomie można zarazić się wirusem, a później przekazać go innym. Stambuł to piękne miasto, w którym jest wiele miejsc do zobaczenia, ale zwiedzanie trzeba odłożyć na inny czas. Mieszkam w dzielnicy Maslak, trochę oddalonej od naszych obiektów, na które codziennie dojeżdżam samochodem. Jedynym problemem są korki na ulicach, choć akurat w ostatnich dniach ruch na drogach jest dużo mniejszy.

Jak generalnie odnajdujesz się w nowym klubie?

Muszę przyznać, że bardzo szybko zadomowiłem się tutaj. Chyba połowa zawodników, włącznie z pierwszym trenerem mówi po niemiecku, więc było mi łatwiej. Brałem zresztą to pod uwagę decydując się na ten transfer. Same treningi prowadzone są po angielsku, a poza tym skoro tu jestem, to wykorzystuję okazję, żeby nauczyć się tureckiego. Podstawowe słowa i zwroty zaczynam już łapać.

Ze swoim piłkarskim CV, w którym widnieje gra w Bundeslidze, jesteś chyba ceniony w nowej drużynie?

W moim klubie są piłkarze o naprawdę wysokich umiejętnościach, jak chociażby wspomniany Jorquera, który grał w Genui i Parmie, swego czasu był wart 2,5 miliona euro. Innocent Emeghera z kolei występował w Serie A i Ligue 1 oraz w reprezentacji Szwajcarii, a Erik Sabo do niedawna był w kadrze Słowacji. Wyraźnie da się odczuć, że na cudzoziemców w naszym klubie bardzo liczą. W przeciwieństwie do Super Lig, gdzie nie ma ograniczeń, to w drugiej lidze może występować w meczu tylko pięciu obcokrajowców plus jeden na ławie. Dlatego wszyscy liczą, że to my będziemy głównie ciągnąć ten wózek.

Treningi różnią się znacząco od tych w Polsce?

Nawet mocno. Wszystkie zajęcia są z piłkami i nacisk przede wszystkim kładzie się na zagadnienia typowo piłkarskie i techniczne.

To znaczy, że w Polsce trenuje się za dużo bez piłki?

Jeśli porównam treningi, które miałem w ostatnim klubie czyli Lechii, do tych które mam tutaj, to uważam, że w Polsce jest za dużo zajęć bez piłki. Akurat w Fatih mamy trenera z Niemiec, który sam grał na niemieckich boiskach, w barwach St. Pauli, więc stawia na zajęcia i ćwiczenia z piłką. Podobnie zresztą było, gdy grałem w Hannover 96.

Kuchnia turecka ci odpowiada?

Nie narzekam. Jest w niej bardzo dużo świeżych owoców i warzyw, prawdziwa różnorodność posiłków. Obiady jak wspomniałem jemy razem w klubie.

A herbata smakuje, bo w końcu to turecki specjał?

Uwielbiam czaj (w oryginalnej pisowni: cay – dop. red.)! Wypijam kilka szklanek dziennie. Jeśli w Niemczech piłem więcej kawy, to tutaj przerzuciłem się zdecydowanie na herbatę.

Jak to było z twoim odejściem z Lechii. Czy jest prawdą, że dostałeś zgodę na transfer pod warunkiem, że będzie to klub zagraniczny, a nie polski, żeby nie wzmacniać krajowego rywala?

Dokładnie tak było. Lechia nie wyraziła zgody na mój transfer do żadnego polskiego klubu. Mogłem jedynie odejść do klubu zagranicznego i to nie za darmo, ale za kwotę odstępnego.

Byłeś rozczarowany takim postępowaniem Lechii?

Było zainteresowanie i miałem możliwość gry w polskich klubach, nawet w takim z czuba tabeli. Z tego powodu w tamtym momencie było duże rozczarowanie. Jestem jednak takim człowiekiem, który stara się szybko znaleźć wyjście z sytuacji, więc z transferu do Turcji, jak mówiłem, jestem zadowolony.

Grałeś przez wiele sezonów w Niemczech, czy tam byłaby możliwa podobna sytuacja?

Jeśli nie chce się zawodnika, bo ten nie spełnia oczekiwań, to następuje rozwiązanie kontraktu i puszcza się go w dowolne miejsce, a nie stawia przeszkody, jak to było w Gdańsku.

Ile turecki klub zapłacił Lechii?

Tego nie będę ujawniał. Natomiast powiem, że w przypadku awansu do Super Lig, Lechia może otrzymać jeszcze dodatkowo bardzo dużą kwotę.

Twoja żona Bogna, która jest piłkarką ręczną, dołączy do ciebie latem w Stambule?

Na pewno. Klub Uskudar Stambuł jest nią bardzo zainteresowany. Miała przylecieć do mnie właśnie w tych dniach, żeby porozmawiać i uzgodnić warunki kontraktu. Koronawirus i zamknięcie granic przez Turcję do 17 kwietnia pokrzyżowały jej plany. Myślę, że pod koniec kwietnia będzie mogła jednak przylecieć i sfinalizować umowę. Jestem przekonany, że od lata będziemy już na stałe razem.

Czytaj także:
Transfery. Media. Paul Pogba chce grać dla Realu Madryt
Twitter zalewają kondolencje dla Guardioli. Przypominany jest piękny gest Hiszpana

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×