Bracia Gikiewicz w natarciu. To jest ich czas

PAP / Aleksander Koźmiński / Na zdjęciu od lewej: Rafał i Łukasz Gikiewicz
PAP / Aleksander Koźmiński / Na zdjęciu od lewej: Rafał i Łukasz Gikiewicz

Rafał zrobił w domu igrzyska - tak radzi sobie w czasach pandemii koronawirusa. Łukasz nadaje z frontu, pokazując wojsko w Jordanii. U braci Gikiewicz jest jak zwykle barwnie, ale cicho między nimi.

[tag=6213]

Rafał[/tag] mówi, że kiedy Łukasz chce się wysikać, on też wstaje do toalety. Dlatego, gdy bliźniak miał kłopoty, bramkarz poszedł za nim w ogień. Nie bał się konfliktu z szatnią Śląska Wrocław, a to, że ktoś nazwał go zdrajcą, miał w poważaniu. Bo tak musiał, bo brat z bratem szli zawsze jednym krokiem.

Zdobyli mistrzostwo Polski w 2012 roku, grali razem w pięciu klubach. Dziś dzieli ich prawie 4,5 tysiąca kilometrów - Rafał w Berlinie urządza domowe igrzyska olimpijskie, Łukasz nadaje z frontu pokazując, jak wojska i czołgi opanowały Jordanię.

Obaj mogliby gadać cały dzień. To nawet ciekawe, jak wyglądałaby taka konwersacja. Przecież któremuś z nich wystarczy zadać jedno pytanie, włączyć dyktafon i bez ryzyka wyjść na kilka minut do kuchni zaparzyć herbatę. Pewne jest, że gdy woda w kubku ściemnieje, a cukier rozpuści się na spodzie po dokładnym wymieszaniu, Gikiewicz, nieważne czy Rafał czy Łukasz, będzie dopiero w połowie wątku. Ale żeby przekonać się, kto więcej mówi i jak długo potrafią ciągnąć rozmowę, należy pogrzebać w przeszłości. Bracia nie rozmawiają ze sobą już od prawie roku.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Piłkarze przeznaczyli fortunę na walkę z epidemią. "Ci wielcy stanęli na wysokości zadania"

"Nie teraz"

Rafał opowiadał o tym w "Przeglądzie Sportowym". - Przeszliśmy razem czas, gdy on był bliski śmierci po rozlaniu wyrostka, kiedy przez cztery miesiące nie mógł wstawać z łóżka, potem wstawiłem się za nim w Śląsku. A przecież mogłem nic nie mówić... Jednak musiałem, był mi przecież tak bliski. Niestety nasze relacje się rozmyły, wiele czynników na to wpłynęło. Obaj jesteśmy zawzięci, nikt pierwszy nie wyciągnie ręki. Szkoda, nie powinno to tak wyglądać. Jest we mnie złość, że nie mam już takiego kontaktu z bratem - wyznał.

Nie widzieli się od wakacji w 2018 roku. Łukasz stara się nie robić z tego wielkiej sprawy, ale po wymijających odpowiedziach da się wyczuć, że niekoniecznie mu to odpowiada. - Każdy ma swoje sprawy, rodzinę, żyjemy w innych krajach. Dobrze, że Rafał ma się dobrze, jest zdrowy. Ja też mam się dobrze. Takie jest życie - mówi nam.

- Myślę, że będzie trudno to zmienić. Nie będzie jak dawniej, nie teraz. Tak bywa w życiu - dodaje.

Inne drogi

Charakteru im nie brakuje. Potrafią być szczerzy, czasem do bólu. Kiedy trzeba powiedzieć, że ktoś jest "pijakiem", takie określenie wybrzmiewa jak z megafonu. W sezonie 2011-12 Łukasz w ten sposób zwrócił się do Patricka Mraza ćwiczącego na treningu pod wpływem alkoholu. Jeżeli Rafał uważa, że do reprezentacji ma być powołany lepszy, a nie młodszy, też mówi o tym w wywiadzie, a nie pod nosem w przedpokoju.

W momencie, gdy sytuacja wymyka się spod kontroli i kibice wbiegają na boisko, to Gikiewicz bramkarz biegnie do nich ze wzrokiem srogiego tresera i w trzech językach zawraca na trybuny. Tak było podczas jesiennych derbów Berlina z Herthą. Niemieccy koledzy stali i patrzyli, a grupka osób w kominiarkach z Unionu pokornie wycofywała się na swój sektor po wulgaryzmach gracza z Olsztyna.

Obaj nie byli w Polsce postrzegani jako wybitni zawodnicy, szersza publiczność zwróciła na nich uwagę dopiero, gdy wyjechali za granicę. Łukasz początkowo nazywany był turystą, choć miejsc i klubów, w których występował, na pewno wielu mu zazdrości. Wyjechał z Wrocławia i praktycznie nie rozpakowywał walizek. Cypr, Kazachstan, Bułgaria, Arabia Saudyjska, Tajlandia, Jordania, i jeszcze na krótko Rumunia. Ale kiedy wygrał w Jordanii wszystko co się dało z Al-Faisaly SC i został królem strzelców rozgrywek, ludzie zauważyli, że faktycznie mu zależy i nie jest na wczasach.

Rafał też poszedł swoją drogą. Wyjechał do Niemiec bez znajomości języka na testy do Eintrachtu Brunszwik, nikt nie dawał mu gwarancji gry po podpisaniu umowy. A bronił tak dobrze, że jeden z kibiców zaprojektował później buty z jego podobizną. Po kilku latach Gikiewicz ugruntował swoją pozycje w niemieckiej piłce na najwyższym poziomie. Wprowadził Union Berlin po raz pierwszy w historii do Bundesligi, a po rundzie jesiennej tego sezonu miał wyższy procent udanych interwencji od Manuela Neuera z Bayernu Monachium i reszty bramkarzy w lidze.

Pojedynek

Choć bliźniacy są daleko od siebie, grają na innych pozycjach, to trochę rywalizują, może nawet nieświadomie. - Rafał jest na ustach całych Niemiec, a ja byłem na ustach Arabii Saudyjskiej jak graliśmy w Arab Club Championship. W Jordanii, gdziekolwiek pójdziemy z żoną, to nie musimy za nic płacić. Traktują mnie jak Allaha - Łukasz porównywał w rozmowie z "Łączy nas piłka".

Ten mały pojedynek trwa nawet teraz - w erze pandemii koronawirusa. Kiedy świat sportu stanął, a kibice nudzą się w domach, bracia w mediach społecznościowych jakby sami rzucali sobie wyzwania. Jeden czeka na możliwe wznowienie rozgrywek Bundesligi w połowie maja, drugi jest w Jordanii sam, bez rodziny i trenuje na własną rękę.

Łukasz nadaje z terenu - pokazuje Jordanię w czasie godziny policyjnej. I trzeba mu przyznać, że naprawdę oddaje klimat. Filmiki przejeżdżających po ulicach samochodów wojskowych, dźwięk syreny nakazujący powrót do domu, zdjęcia żołnierzy z karabinami pod pachą - z tym obcuje na co dzień, tak jakby uczestniczył w wojnie. Jednocześnie łączy funkcję korespondenta z frontu z newsmenem. Wymyślił swój hasztag ("gikinews"), informuje o zwolnieniach w Dinamie Zagrzeb, redukcjach zarobków w lidze kazachskiej czy ruchach transferowch.

Kilka tysięcy kilometrów na północy, w stolicy Niemiec, też się dzieje. Od kilku tygodni trwają igrzyska. Jazda figurowa na pościeli w pokoju, wioślarstwo z mopem do podłogi w rękach, skok o tyczce, znaczy o zmiotce do podłogi, nad taśmą papieru do basenu z kulkami dla dzieci. Ping pong z synem rolką papieru toaletowego. Grand Prix Formuły 1 na dziecięcym samochodzie czy rzut do kosza papierem toaletowym.

Myślą tak samo

Jest ich pełno, patrząc z boku można by pomyśleć, że pewnie siedzą obok siebie i dogryzają sobie, kto danego dnia zrobił więcej zamieszania w sieci. Tak nie jest. A może robią to celowo? Przecież znają się na wylot, myślą tak samo, nie tylko, jak któryś z nich wstaje do toalety.

Koronawirus. Bunt na Białorusi - ludzie ratują się sami

Psycholog Legii: Sportowiec ma przewagę nad "Kowalskim"

Komentarze (0)