Wśród ich znajomych jest coraz więcej osób chorych, które opowiadają o trudach walki. - Jedni narzekają na potworny ból głowy, inni na taki ucisk w klatce piersiowej, że woleliby umrzeć. Jeszcze inni mieli halucynacje i majaczyli w środku nocy w wysokiej gorączce. Ale nie wszyscy przechodzą to w dramatyczny sposób. Znamy też kilka osób, którym przez jeden-dwa dni trudno się oddychało, ale na tym problemy się kończyły - opowiada dziennikarz.
Stany Zjednoczone są dziś centrum światowej walki z koronawirusem. Zakażonych jest już 458 tysięcy ludzi, 16 tysięcy zmarło. Miastem najbardziej dotkniętym zarazą jest Nowy Jork. Burmistrz całego stanu mówi, że w rejonie zmarło już siedem tysięcy osób. Koronawirus zabrał tam więcej ludzi niż zamachy z 11 września.
Świat zdezynfekowany
Tomasz Moczerniuk (prowadzi m.in. sportowego bloga papatomski.com, jest korespondentem Polskiej Agencji Prasowej) mieszka w miejscowości Fairfield w stanie Connecticut, to 80 kilometrów od Manhattanu. Dziś 60-tysięczne miasteczko zamarło, tu też są zakażeni koronawirusem SARS CoV-2.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film
Dziennikarz o sytuacji w Nowym Jorku mówi, że nadal jest dramatyczna, choć po ostatnich, kolejnych obostrzeniach, widać światełko w tunelu. - Dramat polega na tym, że szpitale są wciąż przepełnione i że umiera coraz więcej ludzi (tylko wczoraj 779 osób). To dlatego, że początkowo restrykcje były formułowane jako zalecenia. Zalecano pozostanie w domach. Zalecano niezbliżanie się do innych. Wobec braku zakazu ludzie bagatelizowali sprawę. Stąd dziś tak potężne kłopoty. Oczywiście swoje robi także wielkość aglomeracji NYC. Na stosunkowo niewielkiej przestrzeni mieszka tam prawie 15 milionów ludzi (włącznie z Long Island). Jeśli dodamy do tego sąsiada zza miedzy (New Jersey z 13 milionami) można sobie łatwo wyobrazić skutki łamania zaleceń.
Moczerniuk ma swoje własne sposoby zabezpieczeń przed zarazą. Każde wyjście do supermarketu rozpoczyna od przebrania się w garażu. Do sklepu wchodzi w masce, rękawiczkach i czapce, wnosi tylko kartę kredytową i siatki. Unika skupisk przy nabiale i owocach. Zakupy pakuje tylko własnoręcznie, a potem wszystko (klamki, przyciski, kierownica) wyciera chusteczkami dezynfekującymi. Tak samo kartę kredytową - ją zostawia na noc w aucie.
- Po przyjeździe do domu zakupy kładę na stole w garażu, gdzie w rękawiczkach dezynfekuję te opakowania, których nie mogę się pozbyć (np. butelki lub plastikowe pojemniki na mleko). Inne, na przykład po płatkach śniadaniowych, natychmiast wyrzucam do kosza. Puszki i konserwy wycieram chusteczkami i zostawiam na noc w garażu. Znów się przebieram, ciuchy sklepowe zostają w garażu, i "wysterylizowane" produkty wnoszę do domu. Taki wypad do sklepu, który zajmował mi wcześniej godzinę, teraz trwa dwie.
Wszyscy się z tym zmierzymy
Alicja, żona-pediatra dwa razy w tygodniu jeździ do kliniki. - Gdy jedzie do pracy, bardzo się o nią boję. Choć ubrana jest w strój ochronny od stóp po głowę, to ryzyko wciąż istnieje. W jednej z przychodni należącej do jej grupy u kilku osób stwierdzono obecność wirusa. Cały personel poddany został kwarantannie, a przychodnię zamknięto. Ale skoro mogło się to wydarzyć tam, może i w klinice małżonki. Kiedy ją o to pytam, twierdzi że zachowuje wszystkie środki ostrożności. Uważa, że i tak któregoś dnia każdy z nas będzie się musiał z tym zmierzyć.
CNN, FOX oraz inne kanały telewizyjne i stacje radiowe bombardują Amerykanów negatywnymi informacjami, szukają winnych wśród polityków. Giełda leci na łeb na szyję, rośnie bezrobocie, tylko w ubiegłym tygodniu po zasiłek zarejestrowało się ponad 5 mln osób, w skali całego miesiąca - przybyło 15 mln ludzi bez pracy. Administracja Donalda Trumpa próbuje walczyć, ogłasza kolejne zapomogi, ale z kolei buntują się banki, totalnie na to nieprzygotowane. On sam oprócz dziennikarstwa zajmuje się też finansami, więc może ocenić sytuację. I przyznaje, że być może taki reset przyda się Amerykanom, którzy żyli z dnia na dzień.
- Ten ogrom personalnej i ekonomicznej tragedii, która jeszcze długo potrwa, obnażył słabość i krótkowzroczność całego systemu. Mówi się, że Ameryka, która przecież słynęła z życia "na kredyt" będzie z tego wychodzić dekadami, że za te wszystkie dzisiejsze zapomogi zapłacą nasze dzieci - uważa.
Być zjednoczonym
Ameryka stanęła, stanął również sport. Nagle okazało się, że to nie zarabiający wielkie miliony dolarów sportowcy są bohaterami, tylko - Tomasz ich podziwia - ludzie z pierwszej linii walki. Lekarze, pielęgniarki, które rocznie zarabiają poniżej 100 tys. dolarów.
- Dopiero teraz widać, że sezon bez March Madness (finałowe rozgrywki w akademickiej koszykówce corocznie rozpalające wyobraźnie milionów Amerykanów), fazy playoff w NBA i NHL też jest możliwy - mówi Moczerniuk.
Choć są plany ponownej gry, np. liga baseballa mogłaby grać w okolicach Phoenix w Arizonie, gdzie w obrębie 15 kilometrów jest 15 stadionów. Da się tam zmieścić 30 drużyn. Jedynym sportowym wydarzeniem, które wciąż jest w planach to gala UFC 249. Miała odbyć się na Brooklynie, być może zostanie przeniesiona gdzieś do Kalifornii, miejsce na razie nie jest znane. Nie będzie widzów, ale chociaż będzie czym się emocjonować w telewizji.
- Godzę się z tą nową normalnością i cieszę się każdym kolejnym dniem z najbliższą rodziną. Cieszę się z tego, że mogę korzystać z archiwów polskiej piłki i wraz z moim synem wzruszać po bramkach Domarskiego, Laty czy Gadochy. Trzymam też kciuki za powodzenie misji pana White (Dana White – szef UFC). Wierzę, że przetrwamy ten trudny okres. Ale musimy być w nim razem, mocno zjednoczeni.