Wojciech Kowalewski grał w Rosji, gdy doszło do katastrofy pod Smoleńskiem. "Wszyscy byli dotknięci i nam współczuli"

- Widziałem, jak wszyscy byli dotknięci tym, co się wydarzyło i jak nam współczują - mówi Wojciech Kowalewski, który grał w Rosji, gdy doszło do katastrofy pod Smoleńskiem. - Czułem, że Rosjanie, normalni ludzie, są blisko nas - dodaje.

Maciej Kmita
Maciej Kmita
Wojciech Kowalewski Newspix / Piotr Matusewicz / Na zdjęciu: Wojciech Kowalewski
Wojciech Kowalewski, 11-krotny reprezentant Polski, reakcję Rosji na katastrofę pod Smoleńskiem, w której zginęło 96 osób, w tym prezydent Lech Kaczyński, obserwował z perspektywy Syberii.

- Występowałem wtedy w Sibirze Nowosybirsk, bardzo daleko na Syberii. Reakcja klubu, wszystkich dookoła była wspaniała, pełna troski, chęci pomocy. Wszyscy wiedzieli, że to bardzo ciężki moment nie tylko dla mnie, ale dla wszystkich Polaków, ludzi po prostu - mówił w styczniu 2018 roku w rozmowie z Michałem Kołodziejczykiem. Całosć TUTAJ.

- Na budynkach rządowych w akcie solidarności opuszczono rosyjskie flagi do połowy masztów. Rosjanie naszą niesamowitą tragedię także odczuli, byli pełni empatii, składali kondolencje. Miałem zrozumienie, żal, współczucie, wszystko czego potrzebowałem. Czułem, że Rosjanie, normalni ludzie, są blisko nas - dodawał.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Sportowcy bez planu na najbliższe dni. "Pełen trening nie ma sensu"

Kowalewski spotkał się wtedy z gestami solidarności, jakich nie oczekiwał: - Kierownik drużyny przed meczem jakiś czas po tragedii zapytał mnie, czego potrzebuję. Powiedziałem tylko, że chciałbym czarną opaskę na ramię. Obiecał, że nie będzie problemu. Jak przyjechaliśmy na stadion, czarne opaski mieli na sobie wszyscy koledzy z drużyny. Wszyscy w nich zagrali.

- Nikt żadnej polityki nie robił, ludzie mieli świadomość, że Polaków spotkała wielka tragedia, o której mówił cały świat. Ja to obserwowałem na Syberii i widziałem, jak wszyscy byli dotknięci tym, co się wydarzyło i jak nam współczują. W tych tragicznych momentach mocno się zbliżyliśmy, zainteresowali się historią naszego kraju - wspominał.

Po katastrofie pod Smoleńskiem rosyjska telewizja zdecydowała się na emisję filmu "Katyń" Andrzeja Wajdy. Wielu Rosjan dopiero wtedy poznało powód, dla którego polska delegacja udała się 10 kwietnia do Katynia.

- Moi znajomi dzwonili do mnie i pytali, czy ten film jest prawdziwy, czy te wydarzenia to historyczne fakty. Oni o tym nie wiedzieli, nikt ich o Katyniu nie uczył. Nie byłem zdziwiony, nie oburzałem się, Rosjanie tego pokolenia po prostu nie mieli możliwości analizowania wcześniej tego faktu, zderzenia się z nim - mówił Kowalewski.

Polski bramkarz mógł liczyć na wsparcie Rosjan nie tylko po katastrofie pod Smoleńskiem. Gdy pięć lat wcześniej zmarł Jan Paweł II, jako zawodnik Spartaka Moskwa poprosił o minutę ciszy ku pamięci swojego wybitnego rodaka.

- I wtedy, i po Smoleńsku, jako Polak, obywatel Rzeczpospolitej, odczułem olbrzymie wsparcie swojego otoczenia. To były szczere emocje. Rzeczywiście przed meczem ligowym poprosiłem o minutę ciszy i dowiedziałem się, że władze Łużników nie mogą podjąć takiej decyzji bez oficjalnego stanowiska Kremla. Przyjąłem to ze zrozumieniem, w Rosji czasami najważniejsze są procedury. Jednak kiedy wyszliśmy na boisko, spiker ogłosił, że minuta ciszy jednak będzie - przyznał.

- Nie sądzę, że Kreml się nagle zgodził, okazało się raczej, że w Rosji, jak człowiek chce, to może procedury obejść. Pewnie pomyśleli, że uczczą pamięć Jana Pawła II, bo to ważny moment. Nie tylko dla Kowalewskiego czy jego katolickich kolegów z drużyny, ale dla całego świata. Jan Paweł II nie był osobowością tylko wśród katolików, starał się zasypywać rowy, likwidować podziały między ludźmi. Rosja nie jest biało-czarna, jak czasami ją postrzegamy - podsumował Kowalewski.

Czytaj również -> Roger Guerreiro: Lech Kaczyński jest u Boga
Czytaj również -> Katastrofa smoleńska i El Clasico

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×