Serie A. Matka Rabiota na wojennej ścieżce z klubem syna. Nie pierwszy raz

Getty Images / Alessandro Sabattini / Na zdjęciu: Adrien Rabiot
Getty Images / Alessandro Sabattini / Na zdjęciu: Adrien Rabiot

Nasser Al-Khelaifi pozbywając się Rabiota, musiał głęboko odetchnąć, że nie będzie miał już "przyjemności" z jego matką. Zawodnika przejął Juventus, który bardzo szybko odczuł, co oznacza obcowanie z panią Veronique.

Podczas gdy wszystkie największe gwiazdy futbolu godzą się na cięcia zarobków, by pomóc swoim klubom przetrwać kryzys wywołany przez pandemię koronawirusa, Adrien Rabiot postanowił iść pod prąd. Jak poinformowała włoska "La Stampa", zawodnik rozpoczął strajk przeciwko jakimkolwiek obniżkom zarobków. Inicjatywa miała wyjść jednak nie od samego Adriena, a od jego matki - Veronique, która kieruje karierą syna.

Mamusia zamiast partnerki 

Rabiot przez lata uchodził za wielką nadzieję Paris Saint-Germain, którego jest wychowankiem. Nasser Al-Khelaifi marzył, by uczynić z niego paryski odpowiednik Xaviego w Barcelonie. Zresztą sama Barcelona długo była zainteresowana przejęciem piłkarza. Dziś jednak Josep Bartomeu może dziękować losowi. Fakt, że 25-letni zawodnik trafił ostatecznie do Juventusu na pewno zaoszczędził mu sporo siwych włosów.

Posiadanie Rabiota w drużynie wiąże się bowiem z koniecznością obcowania z panią Veronique. Co to oznacza, doskonale wiedzą we Francji.

ZOBACZ WIDEO: Dawid Kownacki przed ogromną szansą na powrót. "Nie wiem, co działoby się w mojej głowie"

- Nasser Al-Khelaïfi podjął całkowicie niesprawiedliwą decyzję, wszyscy o tym wiedzą. W ten sposób zaszczepił truciznę w swoim zespole - mówiła pani Rabiot, gdy stało się jasne, że niechcący przedłużyć kontraktu Adrien, spędzi pół roku w rezerwach. Oczywiście nie mogło się obejść i bez ostrzejszych porównań. - Adrien jest traktowany jak więzień. Wkrótce dostanie suchy chleb, wodę i będzie siedział w lochu - dodawała.

W Paryżu mieli serdecznie dość ekscesów z tą dwójką. A że będzie z nimi "wesoło", można było przewidywać już na początku kariery piłkarza. Gdy w 2012 roku zespół miał lecieć na zgrupowanie do Kataru, na które wszyscy zawodnicy zabierali partnerki, Rabiot chciał zabrać... matkę. Gdy spotkał się z odmową, obrażony został w kraju. W Tuluzie, do której był wypożyczony, Veronique zażądała natomiast możliwości wstępu na każdy trening, by móc obserwować postępy syna.

- On ma poświęcać uwagę piłce, a ja zajmuje się wszystkim innym - mówiła otwarcie w wywiadzie z "L'Equipe".

Rabiot do rezerw zesłany był również w 2014 roku. Powód? Oczywiście zakulisowe gierki jego matki, która za plecami PSG negocjowała z Romą. Wówczas pani Rabiot podjęła jednak dużo bardziej radykalne kroki. Na parkingu wyczekała ówczesnego trenera - Laurenta Blanca i w niewybrednych słowach dała mu do zrozumienia, co o tym myśli.

Kukułcze jajo

W Turynie nie musieli długo czekać, by zrozumieć z kim mają do czynienia. Veronique przebiła jednak chyba wszelkie rekordy. Pierwszą awanturę wywołała bowiem jeszcze zanim zdążyła postawić nogę na włoskiej ziemi.

- Veronique Rabiot nie życzyła sobie prasy na pasie startowym. Na zewnątrz zobaczyła kamerę i zablokowała wszystkich w samolocie na 10 minut. Personel próbował do niej przemówić, że to są media klubowe, ale nie chciała mu wierzyć - relacjonował przylot Rabiotów do Włoch Nicola Gallo, dziennikarz telewizji "Top Calcio 24".

Sama kariera w Turynie też nie układa się w pełni według wyobrażeń piłkarza oraz jego matki. W 26 kolejkach Serie A wystąpił w sumie 17 razy, z czego tylko 11 w podstawowym składzie. Nadzieje były większe.

Dlatego też początkowo sugerowano, że strajk piłkarza spowodowany jest chęcią wymuszenia transferu. Włosi twierdzą jednak, że chodzi przede wszystkim o brak zgody na obniżkę zarobków - głównie ze strony matki.

Niewykluczone zatem, że już niedługo Rabiot powędruje szukać szczęścia gdzie indziej. Pytanie, kto następny zdecyduje się przyjąć to kukułcze jajo.

Czytaj także:
Sami polscy giganci sportu. Wynik 30/30 to jednak nie jest łatwizna
Serie A. Nie ma przypadków koronawirusa w Cagliari. Walukiewicz i spółka są zdrowi

Komentarze (0)