Bruno Labbadia nazwał mecz z Hoffenheim lotem w ciemno. Po pierwszej połowie spotkania można było zapytać: "Czy leci z nami pilot?". Po przerwie jednak Labbadia opanował maszynę i spokojnie doprowadził ją do celu.
Gdy 9 kwietnia przejął Herthę, Artur Wichniarek, jego kolega z szatni Arminii Bielefeld, powiedział nam, że to dobra informacja dla Krzysztofa Piątka, ponieważ to trener, który "wie, czego potrzebuje napastnik i wie, jak mu pomóc". Więcej TUTAJ. Tymczasem jedną z ofiar rewolucji (aż 7 zmian w "11"), na którą w swoim debiucie zdecydował się Labbadia, był właśnie Piątek.
Nowy opiekun Starej Damy zastąpił Polaka Vedadem Ibiseviciem, który ostatni raz w wyjściowym składzie był w grudniu. Nietrudno to jednak zrozumieć, bo prowadził Bośniaka w VfB Stuttgart (2011-2013) i była to obustronnie owocna współpraca. W Sinsheim potwierdziło się, że Labbadia potrafi zbudować napastnika, ale przykładem na to był nie - jak mieliśmy nadzieję - Piątek, tylko Ibisević.
ZOBACZ WIDEO: Jaka sytuacja panuje w klubie Krzysztofa Piątka? Asystent Jerzego Brzęczka: "Krzysiek cierpi"
35-latek grał przeciwko Hoffenheim z werwą nastolatka, ale i z właściwym swojemu wiekowi doświadczeniem. W pierwszej połowie dwie sytuacje zmarnował - raz został zablokowany, a raz nie trafił czysto w piłkę - ale za to tuż przed przerwą stworzył Matheusowi Cunhi stuprocentową okazję. Sprytnie uwolnił się spod opieki Bruno Huebnera i wyłożył koledze piłkę jak na tacy, ale Brazylijczyk uderzył wprost w Olivera Baumanna.
Hertha w pierwszej połowie nie zachwyciła. Próbowała prowadzić atak pozycyjny, ale robiła to nieudolnie. Mimo to wykreowała trzy sytuacje i względem ery prostej, by nie powiedzieć: prostackiej, gry Juergena Klinsmanna i Alexandra Nouriego jest to postęp. Co równie ważne, goście byli bardzo dobrze zorganizowali w obronie - Hoffenheim nie oddał w pierwszej połowie ani jednego celnego strzału.
Berlińczycy grali jednak z dużą konsekwencją i po przerwie zostali za to nagrodzeni. Z każdą udaną akcją rośli w oczach, a w ostatnim kwadransie wręcz zdominowali gospodarzy. Zaczęło się w 58. minucie, gdy Marvin Plattenhardt uderzył sprzed pola karnego, a Kevin Akpoguma interweniował tak niefortunnie, że wpakował piłkę do swojej siatki.
Hertha poczuła krew i kilkadziesiąt sekund później Ibisević zamienił głową na gola dośrodkowanie Maximiliana Mittelstaedta. To czwarty w tym sezonie gol weterana, a pierwszy od października - czekał na to trafienie 485 minut. Goście nie pozwolili gospodarzom na złapanie oddechu i kwadrans przed końcem ostatni cios zadał Cunha. Brazylijczyk ośmieszył przy linii końcowej Akpogumę i pokonał Baumanna efektowym strzałem z ostrego kąta. To najwyższe zwycięstwo Herthy od 29 września, kiedy rozbiła na wyjeździe 1.FC Koeln 4:0.
Po Piątka Labbadia sięgnął dopiero, gdy Hertha prowadziła już 3:0. Reprezentant Polski zameldował się na boisku w 79. minucie i nie miał okazji, by się wykazać w polu karnym, ale był bliski zanotowania asysty. W doliczonym czasie, po jego podaniu, Arne Maier ostemplował słupek bramki Hoffenheim.
Dzięki tej wygranej Hertha wskoczyła na 11. miejsce w tabeli, spychając na 12. lokatę Union, z którym już za tydzień zagra w derbach Berlina.
TSG 1899 Hoffenheim - Hertha Berlin 0:3 (0:0)
0:1 - Akpoguma (sam.) 58'
0:2 - Ibisević 60'
0:3 - Cunha 74'
Składy:
Hoffenheim: Baumann - Posch, Akpoguma, Huebner – Kaderabek, Grillitsch, Rudy (66' Geiger), Zuber (66' Larsen) - Skov, Bebou (46' Beier), Baumgartner.
Hertha: Jarstein - Pekarik, Torunarigha, Boyata, Plattenhardt - Lukebakio (79' Ngankam), Grujić, Skjelbred (87' Ascacibar), Mittelstaedt (90' Dilrosun) - Ibisević (79' Piątek), Cunha (78' Maier).