100 lat temu urodził się Jan Paweł II. Papież Sportowców i Boży Maratończyk

- Był Bożym Atletą, który wyprzedził nas w drodze do świętości - mówi o Janie Pawle II ks. Edward Pleń, krajowy duszpasterz sportowców. Polski Kościół chce, by Papież-Polak został patronem ludzi sportu, ale Watykan ma na niego inny plan.

Maciej Kmita
Maciej Kmita
Jan Paweł II przyjmuje Cracovię na audiencji, 2005 PAP/EPA / Jan Paweł II przyjmuje Cracovię na audiencji, 2005
W poniedziałek Kościół katolicki świętuje 100. rocznicę urodzin Jana Pawła II - najbardziej usportowionego papieża w historii. Żaden biskup Rzymu nie poświęcił w czasie swojego pontyfikatu (1978-2005) sportowi tyle uwagi co Polak. Dość powiedzieć, że przewodniczący MKOl Juan Antonio Samaranch w uznaniu jego zasług dla sportu wręczył mu złoty Order Olimpijski. Jest jedynym papieżem uhonorowanym w ten sposób.

Na forum światowym z inicjatywą, by Jan Paweł II został patronem sportowców, wyszedł w 2010 roku portugalski kardynał Jose Saraiva Martins. Wcześniej, lokalnie zaproponowało to Krajowe Duszpasterstwo Sportowców, a polski episkopat uznał to za dobry pomysł. Sprawą zajmuje się watykańska Kongregacja ds. Świętych. - Pracujemy nad tym już od dłuższego czasu, ale w Kościele nie ma pośpiechu. To nie jest sprint na sto metrów, dlatego cierpliwie czekamy - mówi nam ks. Pleń

- Sprawa nie jest jednak prosta. Jana Pawła II jako patrona chce ponad sto środowisk i grup społecznych. To bardzo duże zainteresowanie, ale nic w tym dziwnego, bo był wybitną postacią. Watykan chce, by w tych trudnych czasach Jan Paweł II stał się patronem rodziny - zdradza ks. Pleń i dodaje: - Sportowcy nie mają swojego patrona, a Ojciec Święty kochał sport, był on obecny w jego naukach. To najlepszy kandydat na patrona sportowców. Choć wiem, że są plany, by został nim Pier Giorgio Frassati.

ZOBACZ WIDEO: Polski trener mówi o powrotach piłkarzy, którzy przeszli COVID-19. "Bez maksymalnych obciążeń nawet przez 6 tygodni"

Maratończyk w olimpijskiej formie

Jan Paweł II doceniał społeczną rolę sportu. Przeszedł do historii jako pierwszy papież, który obejrzał z trybun mecz piłkarski. Jako jedyny człowiek na świecie był równocześnie socio Barcelony i Realu Madryt. Kluby na całym świecie przyznawały mu tytuł honorowego kibica. Kochał sport, a sportowcy uwielbiali jego. Na prywatnych audiencjach przyjmował najwybitniejszych ludzi sportu. Gościli u niego piłkarze PeleDiego Maradona i Ronaldo, bokser Muhammad Ali czy kierowca Formuły 1 Michael Schumacher.

Był nie tylko kibicem, ale też czynnym sportowcem. Kiedy ze szkolnymi kolegami grał w piłkę, stawał się "Martyną" - od ówczesnego reprezentanta Polski Henryka Martyny. Poza futbolem uwielbiał górskie wędrówki, narciarstwo i spływy kajakowe. Zdarzało mu się odprawiać polowe msze święte przy ołtarzu zaimprowizowanym z kajaka i krzyża z wioseł.

- Już jako kardynał jeździł na nartach ze studentami. Któryś z nich zasugerował, że może kardynałowi nie wypada jeździć na nartach, a on odpowiedział: "Kardynałowi nie wypada jeździć na nartach źle" - przytacza ks. Pleń. Nie porzucił narciarstwa nawet, gdy został głową Kościoła Katolickiego. Przez to Francuzi nazywali go "Jean Paul Ski". Musiał zrezygnować z nart dopiero po wypadku w 1993 roku, ale trekking nadal uprawiał.

Po wyborze na papieża poprosił o wybudowanie basenu i odnowienie kortu tenisowego w rezydencji w Castel Gandolfo. Zapytany o zasadność tej inwestycji, odpowiedział, że "to jest tańsze niż organizacja nowego konklawe". Miał 58 lat i musiał zadbać o formę fizyczną, bo planował intensywny pontyfikat. Odbył łącznie 104 pielgrzymki - najwięcej w historii. Z basenu korzystał aż do 2002 roku, w międzyczasie z jego inicjatywy doszły sala gimnastyczna czy stół do ping-ponga. Ze względu na niespożyte siły i dużą determinację w dążeniu do celu nazywano go "Bożym Atletą".

- Był maratończykiem. Niektórzy mieli zastrzeżenia, że stawał na podium świata, ale on w czasie swojego pontyfikatu był w formie olimpijskiej. W swojej drodze, biegu w zasadzie, przekroczył wszelkie granice. W jego pontyfikacie, jak u sportowców, wielka radość przeplatała się z cierpieniem - pamiętamy przecież wszyscy choćby 13 maja 1981 roku (dzień zamachu na papieża - przyp. WP). Był Bożym Atletą, który wyprzedził nas w drodze do świętości - mówi ks. Pleń.

Cracovia Pany

Był wielkim fanem futbolu, a swoje serce oddał Cracovii. - Miłość Ojca Świętego do Pasów była wielka. To była pierwsza, młodzieńcza miłość, a ta bywa najmocniejsza. Sympatia Jana Pawła II do Cracovii była powszechnie znana, nigdy się z nią nie krył - mówi ks. Pleń.

Zakochał się w Pasach, gdy w 1938 roku, jako świeżo upieczony maturzysta, przeprowadził się do Krakowa z rodzinnych Wadowic. Cracovia była wtedy mistrzem Polski, ale nie tylko sukces sportowy zadecydował o wyborze przyszłego papieża. - Po prostu trudno było oprzeć się tej nazwie - przyznał po latach.

Jako student UJ, uczeń seminarium, wreszcie kapłan zjawiał się na stadionie Cracovii. Gdy przeniósł się do Watykanu, nie zapominał o Pasach. W 2003 roku gościły u niego władze polskiej piłki. - Nagle zapytał: "A jak tam moja Cracovia?". Gdy odpowiedziałem mu, że gra coraz lepiej, jest na fali wznoszącej, życzliwie się uśmiechnął - wspominał Michał Listkiewicz, ówczesny prezes PZPN.

A klub dbał o swojego człowieka na Tronie Piotrowym. Z okazji 85-lecia istnienia odznaczył go diamentową odznaką - tylko Jana Pawła II spotkał ten zaszczyt. Delegacja Pasów odwiedziła go dwukrotnie. W 1996 roku uczestniczyła w audiencji generalnej i przekazała mu dożywotni karnet. W styczniu 2005 roku, już ekstraklasowa Cracovia, zjawiła się w Watykanie na prywatnej audiencji.

Był schorowany, ale potrafił zaskoczyć gości. Podczas pozowania do fotografii, powiedział znienacka: - Cracovia Pany! - Bardzo się cieszył z tej wizyty, bo przypomniał sobie dawne czasy - wspominał kard. Stanisław Dziwisz, papieski sekretarz. Wśród piłkarzy Cracovii papież rozpoznał Kazimierza Węgrzyna. "Ty już u mnie byłeś... ale z Wisłą" - rzucił do niego z przekąsem.

Przez lata przyjmował wiele delegacji polskich klubów, sportowców indywidualnych czy reprezentacje narodowe i kadry olimpijskie, ale - co symboliczne - to jego Cracovia była ostatnim klubem, z którym się spotkał. Kapitan Piotr Bania podarował mu wtedy koszulkę z nr 1. To ostatni prezent od polskich sportowców, jaki otrzymał. Kilka miesięcy później, po jego śmierci, klub zastrzegł "jedynkę" - żaden zawodnik Pasów nie zagra już nigdy z tym numerem.

Żarty z Bońkiem i różaniec dla Maradony

Ze swoim żartem sytuacyjnym JP II dobrze odnalazłby się w piłkarskiej szatni. Gdy reprezentacja Polski zatrzymała się w Watykanie w drodze na MŚ 1982, Zbigniew Boniek poprosił go, by pomodlił się za kadrę. - Pan Bóg z piłką nie ma nic wspólnego - odparł z uśmiechem papież.

Kiedy kilka miesięcy później Boniek zjawił się w Watykanie jako srebrny medalista mundialu i zawodnik Juventusu Turyn, Jan Paweł II wrócił do tamtej rozmowy. - Powiedział mi: "Synu, gdybym wiedział, że zajmiecie trzecie miejsce, tobym powiedział, że się będę za was modlił" - wspominał "Zibi".

Boniek miał okazję spotkać się z papieżem też jako piłkarz Romy. Z audiencji na audiencję pozwalał sobie na coraz swobodniejsze zachowanie. - Papież podszedł do "Zibiego", ten spojrzał Ojcu Świętemu prosto w oczy i zapytał: "No, to kto jest najbardziej znanym Polakiem we Włoszech. Ojciec czy ja?" - zdradził w rozmowie z kanałem "2AngryMen" Sven-Goran Eriksson, ówczesny trener Romy.

Czy Jan Paweł II to najwybitniejszy Polak naszych czasów?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×