Bundesliga. Marek Wawrzynowski: Nie była to piękna bramka, ale sport prowadzi z koronawirusem 1:0 [FELIETON]

Getty Images / Hannibal Hanschke / Na zdjęciu (na pierwszym planie): Robert Lewandowski
Getty Images / Hannibal Hanschke / Na zdjęciu (na pierwszym planie): Robert Lewandowski

Piłkarze z Bundesligi wychodząc na boisko dali ludziom trochę normalności. Weekend z niemiecką ligą sportowo nie zachwycił, ale jak się nie ma co się lubi...

W tym artykule dowiesz się o:

No właśnie. Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Pewnie Kazik Staszewski, który obecnie jest na topie, powiedziałby o takich meczach "na żywo, ale w studio". Może ktoś powie, że nie było dobrze, bo jednak brak klimatu, brak kibiców, sprawia, że mecze nie są tym czym kiedyś. Na pewno było nienaturalnie. Przy pustych trybunach, gdy słychać wydarzenia boiskowe, mecze wyglądają smutno, mniej dynamicznie, trochę jak lepsze sparingi. Brak eksplozji trybun po golu może być szczególnie uciążliwy... Z drugiej strony w 8 meczach padły 22 bramki, strzałów nie brakowało.

- Bardzo dziwnie gra się bez odgłosów z trybun. Oddajesz strzał, zdobywasz gola, masz super podanie i nic się nie dzieje - komentował Lucien Favre, trener Borussii Dortmund. Potwierdził obserwacje kibiców i dziennikarzy. Od środka wygląda to tak samo. Ale przecież tego wszyscy się spodziewaliśmy. Bundesliga wróciła, wykonała pierwszy krok, pokazała, że można i jest to znak dla Europy.

To, co zwracało uwagę, to brak ostrego tempa i nie są to tylko "wrażenia artystyczne". Być może zmiana jest kwestią czasu. Po tak długim okresie bez treningów, trzeba być może odczekać swoje, dać zawodnikom kolejkę lub dwie na powrót do normalnego stanu. Zwłaszcza, że w "nowy sezon" weszli właściwie z marszu, bez sparingów, a tak się do końca nie da. Statystyki były brutalne, w meczu Schalke 04 Gelsenkirchen - BVB zawodnicy przebiegli 14 kilometrów mniej niż wynosi ich średnia w sezonie, wykonywali znacznie mniej sprintów - o 64, oddali też o 6 strzałów mniej. Słowem, nie było to wielkie show. Zresztą podobnie można określić mecz Bayernu Monachium z Unionem Berlin na wyjeździe. Powiedzieć, że człowiek chciałby więcej, to nic nie powiedzieć.

ZOBACZ WIDEO: Nowe zasady bezpieczeństwa zabiją "cieszynki" po bramkach? Kownacki: Nie wszystkiego da się przestrzegać

Ale tego wszystkiego też się spodziewaliśmy. Przecież wiemy, że tu nie chodzi tylko o sport, ale o wielkie pieniądze. Kluby muszą grać, żeby nie zbankrutować. Nadawca nie zapłaci za transmisje, których nie było. Dlatego kluby grać muszą, a kibice powinni dać piłkarzom pewien kredyt, przymknąć oko na pewne niedogodności.

Trochę komicznie wygląda rozsadzanie rezerwowych zawodników co dwa metry, skoro na co dzień mają ze sobą kontakt, zaś podczas meczu na boisku strony walczą. Ale przy takim głodzie futbolu przymykamy oko na wszystko. Oczywiście do czasu.

Najważniejszy był powrót, pierwszy krok. Piłkarze wychodząc na boisko strzelili bramkę i sport prowadzi z koronawirusem 1:0. Ok, nie była to może piękna bramka, ale jak to się mówi - liczy się to co w sieci. Musimy jednak pamiętać, że to początek meczu. Na dłuższą metę ciężko będzie oglądać spotkania przy pustych trybunach, bez całej oprawy, otoczki. Piłka nożna bez kibiców nie ma sensu, dlatego prowadzimy, ale jeszcze się nie cieszymy.

Marek Wawrzynowski

ZOBACZ Gol Lewandowskiego, punkty Bayernu

ZOBACZ Kuriozalny wywiad Haalanda. Norweg wypowiedział 10 słów

Komentarze (1)
avatar
zbych22
18.05.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
" Kluby muszą grać, żeby nie zbankrutować" -rozumiem dywagacje Wawrzynowskiego tylko proszę go o jedno: kto kazał i każe klubom płacić takie kwoty za piłkarzy? Jest to jedna wielka mydlana bańk Czytaj całość