Puby sportowe wracają do życia. Czy ludzie ruszą do lokali?

PAP/EPA / 	ETIENNE LAURENT / Kibice podczas oglądania meczu w pubie
PAP/EPA / ETIENNE LAURENT / Kibice podczas oglądania meczu w pubie

- Liczymy na boom, bo ludzie będą chcieli odżyć towarzysko - mówią właściciele pubów sportowych. Otwarcie lokali nie ściągnie jednak dużej liczby klientów z dnia na dzień, a niektórzy mają dodatkowe problemy.

Zaostrzony reżim sanitarny, który znacznie obniży maksymalną liczbę osób w pomieszczeniach zamkniętych, brak turystów, bądź strach - to tylko część czynników, które sprawiają, że ta gałąź biznesu nie odbuduje się od razu po powrocie do życia.

Od poniedziałku wszedł w życie tzw. III etap odmrażania gospodarki. Obejmuje on m. in. otwarcie restauracji, barów i pubów. Wprowadzono jednak szereg obostrzeń. Na cztery metry kwadratowe może przypadać jedna osoba, między stolikami należy zachować dwa metry odległości (bądź oddzielić je przegrodami), a dystans między gośćmi siedzącymi przy osobnych stolikach to minimum półtora metra.

Tłumów nie będzie - przynajmniej na początku

- Były już pytania o rezerwacje, ale na razie zastanawiamy się, czy w ogóle ich dokonywać - przyznał w rozmowie z WP SportoweFakty współwłaściciel Adega Sports Bar Poznań, Dariusz Puk.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Czy zabraknie pieniędzy na polski sport? "Liczę na to, że budżet ministerstwa sportu będzie wyglądał tak samo"

Wszystko przez ograniczenia. - Będziemy mieć bardzo okrojoną liczbę miejsc, tymczasem w przeszłości zdarzało się, że ktoś rezerwował stolik, a ostatecznie nie przychodził. Mogąc wpuścić 20-25 osób zamiast 80 jak dotychczas, chcielibyśmy zapewnić tym, którzy przyjdą możliwość skorzystania z pełnej oferty lokalu - tłumaczy Puk.

- Klienci już dzwonią i pytają o miejsca. Nie zawsze ma to związek tylko z meczami, lecz widzimy zainteresowanie otwarciem lokalu. Liczymy na boom, bo każdy będzie chciał odżyć towarzysko. Sądzę, że ludzie wrócą do pubów - mówi Monika Wieczorek, wiceprezes zarządu Inkunzi, spółki prowadzącej Food&Ball w Katowicach, należący do Arkadiusza Milika.

Brak turystów może być zabójczy

Poza problemami wynikającymi z przepisów sanitanych, niektórzy mają dodatkowe. - Nasz bar był ukierunkowany na klientów z Anglii. W głównej mierze to oni korzystali z usług, oglądali mecze Premier League. Teraz nie są w stanie przyjechać do Polski, a liga angielska nie gra i nie wiadomo kiedy wróci. W każdej sali mamy po dwa telewizory, jest też rzutnik, lecz wszystko wskazuje na to, że jeszcze długo nie będzie czego na nich pokazywać - przyznała menedżerka English Pubu w Krakowie, Alicja Jaworska.

Zmiana grupy docelowej - przynajmniej tymczasowa - jest bardzo trudnym zadaniem. - Możemy próbować to zrobić, ale efekty nie przyjdą z dnia na dzień. Jeśli przez dłuższy czas mieliśmy określoną klientelę, to nie będzie tak łatwo wypełnić luki po niej. Widać to zresztą po tym, że na razie kontaktują się z nami przede wszystkim kontrahenci, a nie klienci.

W Krakowie liczą na wpływy przede wszystkim z działalności letniego ogródka. - To powinno być w najbliższym czasie nasze główne źródło przychodów. Z baru, do którego możemy teraz wpuścić 38 osób, korzystali do tej pory głównie goście z Anglii. W ogródku mamy 15 stolików - dodała Jaworska.

Nie wszyscy ruszą od razu

Puby mogą wznowić działalność już od poniedziałku. Dla tych, które są skierowane do kibiców, kłopotem jest jednak wciąż uboga oferta wydarzeń sportowych. W poniedziałek wieczorem odbędzie się mecz Werder Brema - Bayer 04 Leverkusen, a ten mecz nie budzi w Polsce nadmiernego zainteresowania. Lepiej powinno być w piątek, gdy na inaugurację 27. kolejki dojdzie do derbów Berlina z udziałem dwóch Polaków. Hertha Krzysztofa Piątka podejmie Union Rafała Gikiewicza.

- Dlatego otwieramy lokal dopiero w piątek - powiedział Dariusz Puk z Adega Sports Bar w Poznaniu. - W środku tygodnia ruch nigdy nie był imponujący. Uznaliśmy więc, że wrócimy do działalności na początku weekendu, zwłaszcza że wtedy możemy zaoferować klientom obejrzenie atrakcyjnego meczu.

Decyzji o dokładnej dacie otwarcia nie podjął jeszcze Food&Ball Arkadiusza Milika, jednak w Katowicach też liczą na wysoką frekwencję. - Przed zamknięciem lokalu mieliśmy w szczytowych momentach ok. 120 osób na sali. Teraz maksymalna pojemność będzie niewiele mniejsza, bo już wcześniej stawialiśmy się zapewnić klientom prywatność. Sala sprzedażowa ma powierzchnię 300 metrów kwadratowych, a dysponujemy jeszcze tarasem. Równocześnie w naszym lokalu będzie mogło przebywać ok. 80 osób - powiedziała Monika Wieczorek.

Czytaj także:
Strata kolejki na kole fortuny, dwunasty zawodnik na boisku i kuriozalne derby Sokoła Elektromisu Pniewy z Wartą Poznań
Manuel Arboleda nie zapanował nad palcem i został znokautowany. Potężna awantura na meczu Polonia Warszawa - Lech Poznań

Źródło artykułu: