23 maja 2009 roku. Słoneczne popołudnie w Wolfsburgu. Pogoda idealna, by za kilkadziesiąt minut zatopić się w świętowaniu największego sukcesu w historii. Wcześniej jednak formalności dopełnić muszą piłkarze.
Ci jednak nie zostawiają cienia złudzeń. Już po 26 minutach tablica wyników pokazuje 3:0. Komplet 30 tysięcy fanów na trybunach szaleje. Nikt nie bierze już pod uwagę innego scenariusza, niż pierwsze w historii mistrzostwo.
Na boisku od początku bryluje Grafite. Przy pierwszej bramce Misimovicia nie ma jeszcze udziału, jednak chwilę później wchodzi na najwyższe obroty. Najpierw w 15. minucie świetnie uprzedza obrońców i i zewnętrzną częścią stopy pokonuje Tima Wiese. Po upływie kolejnych 11 minut nabija natomiast Sebastiana Prodla, który pokonuje własnego golkipera. I nawet stracona chwilę później bramka nie burzy nastrojów kibiców. W przerwie meczu trwa rozgrzewka przed fetą, jaka ma się odbyć po upływie kolejnych trzech kwadransów.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Robert Lewandowski założył maseczkę i... popełnił błąd. Celowo
W drugiej połowie formalności dopełniają bohaterowie sezonu - Grafite oraz Edin Dżeko, którzy dokładają po jednym trafieniu. Sensacja staje się faktem. Wolfsburg sięga po pierwsze i jedyne mistrzostwo Niemiec w swojej historii, o dwa punkty wyprzedzając Bayern Monachium.
Jak wielką było to sensacją świetnie pokazują słowa Feliksa Magatha, który po latach wyznał, że w zasadzie ani przez moment nie wierzył w końcowy sukces prowadzonej przez siebie drużyny. - Pomimo, że był to świetny zespół, nie byliśmy tak naprawdę kimś, kto mógłby zostać mistrzem. Uwierzyłem w to dopiero, gdy strzeliliśmy czwartą bramkę w ostatnim meczu z Bremą - wyznał w wywiadzie udzielonym niemieckiemu portalowi "Sportbuzzer".
Atak marzeń z promocji
Magath był bez wątpienia głównym architektem sukcesu "Wilków". Niemiec trafił do Wolfsburga latem 2007 roku po tym, jak kilka miesięcy wcześniej został zwolniony z Bayernu Monachium i to mimo tego, że podczas swojej dwuipółletniej kadencji dwa razy sięgnął po mistrzostwo i puchar Niemiec. W Bawarii jednak mieli dość jego ekscentrycznego podejścia oraz zaniedbań taktycznych.
W nowym klubie dostał jednak pełnię władzy, mógł ułożyć drużynę dokładnie tak jak chciał. - Felix przyprowadził wielu młodych zawodników, ma oko do młodych graczy. Miał swobodę budowania zespołu - chwalił trenera dyrektor generalny Martin Winterkorn.
Magath bowiem już w pierwszym swoim okienku transferowym wyciągnął za 7,5 miliona euro z francuskiego Le Mans Grafite, zaś w czeskich Teplicach wypatrzył zaledwie 21-letniego Edina Dżeko, który kosztował go 4 miliony euro. To właśnie ta dwójka była głównym motorem napędowym do największego sukcesu w historii klubu.
Atak stworzony w Wolfsburgu był poza wszelką konkurencją. Grafite został królem strzelców Bundesligi z 28 bramkami na koncie, zaś jego najpoważniejszym rywalem do korony był... Dżeko, który ostatecznie zanotował dwa trafienia mniej.
Prezent na "do widzenia"
Mistrzostwo było swoistym prezentem pożegnalnym od Magatha dla miasta słynącego z fabryki Volkswagena. Jeszcze przed końcem rozgrywek było wiadomo, że szkoleniowiec odejdzie do Schalke.
- Kiedy skontaktowało się ze mną Schalke, od razu zdecydowałem, że po sezonie odejdę. W Wolfsburgu nie czułem się już wystarczająco wspierany - przyznał. Jego decyzja nie wpłynęła jednak na zespół. - Porozmawiałem otwarcie z graczami. Na szczęście w zespole było wiele pozytywnych postaci, które bardzo pomogły.
Magath jednak już nigdy nie nawiązał do sukcesu odniesionego w Wolfsburgu. W Schalke w pierwszym sezonie sięgnął po wicemistrzostwo, by w kolejnym zostać zwolnionym. Następnie powrócił do Wolfsburga, gdzie jednak wytrzymał nieco ponad półtora roku. Później zaliczył jeszcze epizod w Fulham i na tym w zasadzie zakończył karierę w dużej piłce. Dziś pełni rolę dyrektora w austriackiej Admirze Wacker.
Inne teksty z serii #DzialoSieWSporcie.
Sprawdź też nasze cykle Sportowe rewolucje i Pamiętne mecze.