W niedzielę w Strasbourgu odbył się mecz lokalnych drużyn, w którym wzięło udział nawet 400 osób. Spotkanie zakończyło się, kiedy na miejsce dotarła policja.
"Wirus jest zawsze obecny, a tego rodzaju zgromadzenia mogą zamienić się w małą bombę wirusową" - napisał na Twitterze prof. Gilbert Deray, wirusolog z paryskiego szpitala Pitie-Salpetriere (więcej na ten temat przeczytasz TUTAJ).
Kilka dni później do takiego samego incydentu doszło w Grigny pod Paryżem. We wtorek na jednym z boisk zgromadziło się około 300 osób, o czym poinformowało "Daily Mail".
Po zakończeniu spotkania wszyscy wybiegli na murawę, aby wspólnie świętować - bez masek i zachowania jakichkolwiek środków bezpieczeństwa.
"Stwarzają zagrożenie dla innych. To brak szacunku dla pracowników służby zdrowia. To tak, jakby nie rozumieli niczego, co się działo przez ostatnie dwa miesiące" - napisał na Twitterze burmistrz Grigny, Philippe Rio.
Ratusz w Grigny wydał oświadczenie, w którym poinformował, że złoży w tej sprawie skargę z uwagi na "narażanie życia innych". Sprawę bada policja.
Grigny 2-3 Tarterêts, « invaincu à domicile » plus maintenant ... pic.twitter.com/OaId8nn8Vt
— (@zetlazer91s) May 26, 2020
Czytaj także:
- Kolega Rafała Gikiewicza nie zgodził się na cięcia. Zwolniono go ze skutkiem natychmiastowym
- Premier Liga. Kolejni piłkarze Lokomotiwu Moskwa zakażeni koronawirusem
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Beckham wciąż ma to coś. Nie dał szans synowi w popularnej grze