Polacy założyli klub w Niemczech. "Chcą pokazać nam miejsce w szeregu"

Polacy założyli klub w Niemczech, ale żaden Niemiec się nie zgłosił. Za to wysyłają na mecze z nimi najlepszych piłkarzy z dwóch drużyn. - Chcą pokazać nam miejsce w szeregu - mówi WP SportoweFakty Andrzej Cybulski, prezes klubu FC Albatros Landshut.

Bartosz Zimkowski
Bartosz Zimkowski
Na zdjęciu od lewej: Michał Sappok, Andrzej Cybulski, Michał Nowak, Michał Lodej Materiały prasowe / FC Albatros / Na zdjęciu od lewej: Michał Sappok, Andrzej Cybulski, Michał Nowak, Michał Lodej
W rejonie Landshut mieszka kilkanaście tysięcy Polaków. Przyjechali w wiadomym celu - tutaj się po prostu lepiej zarabia. Część zapuściła korzenie na stałe. Niektórzy wolą pracować w tygodniu w Niemczech, a na weekend wrócić do Polski. - Jedni pracują na produkcji, drudzy w branży budowlanej, a jeszcze inni w logistyce - mówi nam Andreas Balcer, jeden z założycieli klubu.

- Mamy też osobę, która pomaga rodakom w poszukiwaniu pracy, w znalezieniu noclegu czy w jakichś sprawach formalnych. Jest nawet dwóch DJ-ów, którzy dają popisy w miejscowych klubach. Ja osobiście od 5 lat pracuję w branży motoryzacyjnej, a od trzech jestem szefem działu logistyki - dodaje.

Piękna okolica, blisko Alp 

Landshut to 70-tysięczne miasto oddalone o 80 km od Monachium. Sama okolica może pochwalić się cudownymi krajobrazami. Jest też blisko do Austrii, Czech i Polski. - Jest mnóstwo pięknych jezior, nie mówiąc już o bliskości Alp - uzupełnia Balcer.

Ale nie piękna okolica sprawiła, że Polacy wybrali właśnie to miejsce. Rejon jest bardzo dobrze rozwinięty gospodarczo - jest mnóstwo fabryk (m.in. BMW np. w Landshut czy w pobliskim Dingolfing). Zamieszkało tutaj sporo Polaków, głównie ze Śląska. Jest też polski kościół czy polsko-niemieckie stowarzyszenie.

Andreas Balcer mieszka w Niemczech już prawie 8 lat. Andrzej Cybulski, prezes klubu FC Albatros Landshut, może pochwalić się dłuższym stażem: do naszych zachodnich sąsiadów przyjechał 10 lat temu. Sami doskonale zdają sobie sprawę, jak trudne są początki w nowym miejscu. Dlatego pomagają rodakom. A to trzeba coś załatwić w banku, a tu dogadać się ws. umowy z niemieckim pracodawcą. Nikt nie zostaje na lodzie. Polak Polakowi nie jest wilkiem.
Albatrosy z "Miodowych lat"

W 2018 roku uznali, że chcą czegoś więcej niż weekendowe granie w piłkę. Pomysł założenia klubu pojawił się wraz z zaproszeniem na ogólnoniemiecki turniej polskich drużyn Amper Cup. - To był bodziec, żeby założyć polski klub w Niemczech - przyznaje Andrzej Cybulski. Debiutancki turniej wyszedł bardzo dobrze. Albatrosy przebrnęły kwalifikacje i zagrały w finałach, gdzie ostatecznie zajęły piąte miejsce.

ZOBACZ WIDEO: Zrobimy sobie w Polsce "drugie Bergamo"? "We Włoszech wszystko zaczęło się od meczu piłki nożnej!"

Niedługo później odbyło się pierwsze spotkanie założycielskie, a w 2019 roku w sądzie klub został zarejestrowany jako stowarzyszenie sportowe. Kropką nad "i" było zgłoszenie drużyny do Bawarskiego Związku Piłki Nożnej. - Oficjalnie wystartowaliśmy w rozgrywkach sezonu 2019/20, zaczynając od najniższej klasy rozgrywkowej w lidze A-Klasse 4 Landshut - uzupełnia Balcer.

Nazwa Albatros nie brzmi obco. Fani popularnego serialu "Miodowe lata" doskonale pamiętają, że to właśnie w niej grali Karol Krawczyk i Tadeusz Norek. - To prawda, że nawiązuje do bohaterów serialu "Miodowe lata". Pomysłodawcą był Jakub Grodzki, były piłkarz MKS-u Kluczbork oraz Odry Opole. Grał z nami w pierwszym turnieju. I jako, że nazwa Albatros Landshut była już znana w środowisku piłkarskim, chcieliśmy kontynuować projekt właśnie pod nią - mówi prezes klubu.

Wieść o nowym klubie w regionie szybko się rozniosła, ale nie zgłosił się żaden Niemiec. - Mamy tylko polskich piłkarzy i trenerów, więc drużyny przeciwne podchodzą podwójnie zmobilizowane do meczów z nami. Nie od dzisiaj wiadomo, że Niemcy nie są sympatycznie nastawieni do Polaków, chociaż i tutaj są oczywiście wyjątki. Nie raz było tak, że drużyny, które mają po dwa zespoły, wysyłały do nas najlepszych zawodników z obu ekip. Chcieli po prostu pokazać nam miejsce w szeregu - opowiada Cybulski.
    - Aczkolwiek muszę dodać, że nigdy nie odczuliśmy tego, że jesteśmy niechciani w lidze zarówno ze strony piłkarzy, działaczy, jak i sędziów. Co jednak nie oznacza, że większość arbitrów prowadzi mecze jednostronnie - niekoniecznie na naszą korzyść dając przywilej niemieckim drożynom - dodaje.
Sponsorzy wycofali się
    Miasto odmówiło pomocy. Swoją bazę Albatrosy znalazły pięć kilometrów od Landshut, w miejscowości Pfettrach. Są tutaj dwa boiska: trawiaste ze sztucznym oświetleniem oraz treningowe. Do tego zaplecze gastronomiczne, pomieszczenia sanitarne. Ale nic za darmo. Rocznie klub musi wyłożyć 12 tysięcy euro za korzystanie z obiektów.
Co więcej, koło nosa przeszły im także pieniądze od Bayernu Monachium. Mistrz Niemiec postanowił wesprzeć lokalne drużyny przelewając na ich konta po 20 tys. euro. - Zapomogę otrzymały kluby występujące w Regionalliga Bayern (4. poziom rozgrywkowy). My nie - rozkłada ręce Balcer.
Pandemia niekorzystanie wpłynęła na klub. Koszty za wynajem nie zmalały, a ponadto wycofali się mniejsi sponsorzy, którzy z powodu kryzysu też znaleźli się w tarapatach. - Cały czas szukamy partnera, który chciałby nas wesprzeć i pomógłby nam krzewić polskość w Niemczech - mówi Cybulski.
    Andreas Balcer dodaje, że klub ściśle współpracuje z polsko-niemieckim Stowarzyszeniem Kulturalnym w Landshut. Organizowane są wydarzenia o polskiej tematyce takie jak konkurs recytatorski na część dnia niepodległości. - Chcemy podkreślić, że nasi wierni kibice wywieszają polskie barwy na meczach, a my chcemy upamiętniać każde wydarzenie historyczno-patriotyczne - uzupełnia.
Obecnie rozgrywki, w których występują Albatrosy, są zawieszone do 31 sierpnia.

Zobacz także#DziałoSięWSporcie. Smutne urodziny trenera. Klęska w Bielsku-Białej

Zobacz takżeIslandia pokonała koronawirusa. Liga wróci z kibicami w czerwcu
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×