Kazimierz Piszczek: Marzyłem, by Łukasz grał choć w drugiej lidze. Bundesliga była abstrakcją

WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: Łukasz Piszczek
WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: Łukasz Piszczek

Myślałem: jeśli syn zaistnieje w 3. czy 2. lidze, to będzie dobrze - wspomina Kazimierz Piszczek. Rzeczywistość przerosła oczekiwania. W sobotę Borussia Dortmund gra z Herthą Berlin - klubem, w którym Łukasz Piszczek zaczął międzynarodową karierę.

Ojciec Łukasza dobrze pamięta ofertę z niemieckiego zespołu. - Byliśmy mocno zaskoczeni, mówiłem: wow, jaki super klub się po syna zgłosił. To była duża niewiadoma. Z jednej strony wielka drużyna, z drugiej nie wiedzieliśmy, czy się tam załapie. Kwestia treningu, podejście mentalne, Łukasz miał tylko 19 lat. Były obawy przed zmianą otoczenia. Syn potrzebował ogrania, trzy lata na wypożyczeniu w Zagłębiu Lubin były bezcenne, bez tego by się w Niemczech nie przebił - mówi nam Kazimierz Piszczek.

Ojciec zawodnika pamięta dzień, w którym zaprowadził przyszłego reprezentanta Polski na trening do akademii Gwarka Zabrze. - Szedłem tam z myślą, że fajnie będzie, jeżeli młody zaistnieje kiedyś w trzeciej czy drugiej lidze. Człowiek nawet nie marzył o Bundeslidze, to była abstrakcja. Osiągnięcia Łukasza przerosły nasze oczekiwania - wspomina.

Bez szaleństw

Trochę się tego nazbierało: finał Ligi Mistrzów, dwa mistrzostwa Niemiec, cztery duże turnieje z reprezentacją Polski. - Miał cel w życiu i do niego dążył. Chciał grać, zawziął się, od małego był zacięty. Ja uganiałem się za piłką trzydzieści lat, ale amatorsko. Prowadziłem też zajęcia z trampkarzami. Łukasz chodził ze mną, siadał obok i patrzył. Później zaczął uczestniczyć w zajęciach i biegał taki mały chłopczyk między dużymi zawodnikami - mówi Piszczek senior.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Robert Lewandowski założył maseczkę i... popełnił błąd. Celowo

- Zawsze mu powtarzałem: chłopie, masz prawą nogę, ale lewą też musisz coś umieć. Słuchał, ćwiczył, i widać efekty. To zawsze go cechowało: myślał realnie, nie unosił się. Pokus jest wiele, ale sodówka nigdy mu nie uderzyła - opowiada Kazimierz Piszczek.

To już trzynasty sezon Piszczka w Bundeslidze, a dziesiąty w Borussii Dortmund. Zawodnik zakładał, że do Polski wróci wcześniej, po zakończeniu obecnego sezonu. Ojciec piłkarza wyczekuje tego momentu, sam był lekko zaskoczony decyzją syna o przedłużeniu umowy o rok, ale wie, że skoro to zrobił, na pewno da radę.

- W ostatnich meczach udowodnił, że czuje się na siłach i jeszcze może grać na najwyższym poziomie. Wieku nie da się oszukać, ale Łukasz jest w wysokiej formie. Uważam, że podoła - twierdzi.

Przez kontuzję Marco Reusa to Piszczek jest kapitanem drużyny. - Tak zdecydowali zawodnicy, Łukasz ma poważanie, doświadczenie. Jest rozpoznawalny w klubie. To miłe uczucie widzieć go z opaską. Wiele razy byłem z niego dumny, teraz znowu daje mi do tego powód - komentuje.

Postąpił fair

Kazimierz Piszczek powoli przygotowuje na przywitanie syna po drugiej stronie rzeki. Po następnym sezonie zawodnik BVB chce skończyć zawodową karierę i wrócić do kraju. - Będziemy się musieli przyzwyczaić do zmian. Łukasz na pewno nie odejdzie od piłki, on ją kocha - twierdzi.

Kilka miesięcy temu piłkarz rozegrał ostatni, pożegnalny mecz w reprezentacji. Ojciec był na trybunach i widział 66. występ syna w Biało-Czerwonych barwach ze Słowenią w listopadzie 2019 r. - Pewnie, że łza kręciła się w oku - mówi. - Człowiek zawsze z utęsknieniem czekał na mecze reprezentacji. Zobaczyć syna w akcji w koszulce kadry to coś niesamowitego. Fajnie, że ta kariera mile się zakończyła i przez cały czas przebiegała dobrze - kontynuuje.

Pan Kazimierz nie chciał wpływać na decyzję syna. Kilka osób starało się przekonać Piszczka do powrotu. - Najwięcej próśb było chyba ze strony dziennikarzy - śmieje się ojciec piłkarza. - Czy się wahał? Raczej nie. Jak już coś postanowi, to koniec. Ja szanuje jego decyzję. Wiem, że mógłby nie poradzić sobie w klubie. Myślę, że postąpił fair wobec wszystkich. Nie zostawił reprezentacji przed samym turniejem. Dał możliwość gry komukolwiek na swojej pozycji. Selekcjoner miał czas żeby znaleźć następcę syna i to zrobił. Prawa obrona jest teraz dobrze obsadzona - przekonuje Piszczek senior.

Jeszcze pogra

Goczałkowice już czekają na powrót Piszczka. Miejscowa drużyna rozegra 20 czerwca baraże o awans do trzeciej ligi. Piszczek pomaga klubowi, organizuje sprzęt, namówił do gry w zespole Piotra Ćwielonga, byłego kadrowicza. A jak trzeba, to pełni rolę drugiego trenera, ustawi zespół. Sam też chciałby zagrać w drużynie. - Ma plan żeby tu jeszcze pobiegać dla satysfakcji. Myślę, że do 37. roku życia w czwartej czy trzeciej lidze spokojnie sobie poradzi - opowiada Piszczek senior, który obecnie nadzoruje rozbudowę akademii syna i pomaga w przeprowadzaniu naborów młodszych roczników.

Pan Kazimierz jeszcze wychodzi z synem na boisko. - Ze zdrowiem jest dobrze, teraz człowiek tylko truchta. Z Łukaszem czasem pokopiemy, ale z uśmiechem, rywalizacji nie ma.

Telefony w stylu: "tato, co ja mam robić?!" też się już skończyły. Takie pytanie Łukasz zadał ojcu, gdy Lucien Favre przestawił go w Hercie z ataku do obrony. Dziesięć lat temu ten sam trener powiedział polskiemu obrońcy, że na jego miejscu poszedłby do Borussii na kolanach. W sobotę Piszczek i Favre znowu są po jednej stronie barykady. Borussia Dortmund gra z Herthą Berlin (6.06, godz. 18.30), z której Piszczek wypłynął i nie utonął na najgłębszych wodach.

- Wziął do serca kilka rad i dał mi ogromną dumę. A pomyśleć, że marzyłem o drugiej lidze... - kończy Kazimierz Piszczek.

Leszek Ojrzyński: Rana wciąż świeża

Babatunde Aiyegbusi: Krzyczymy ze wszystkich sił: przestańcie zabijać czarnych!

Źródło artykułu: