ŁKS Łódź przegrał z "wirusem ekstraklasy" (ANALIZA)

Obejmując piłkarzy Łódzkiego Klubu Sportowego trener Wojciech Stawowy podkreślał, że wierzy w tę drużynę oraz że da się uratować PKO Ekstraklasę w Łodzi. Na razie jednak za słowami nie idą czyny.

Krzysztof Sędzicki
Krzysztof Sędzicki
piłkarze ŁKS-u Łódź WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: piłkarze ŁKS-u Łódź
- Ciężko jest mówić samemu o sobie. Wolałbym, żeby ocenili to ludzie obserwujący mnie z boku - piłkarze, dziennikarze kibice. Na pewno człowiek się zmienia. Czasu się nie oszuka. Z wiekiem powinno przybywać doświadczenia. Tak jest w moim przypadku. Każdy trener, który chce się rozwijać, przeznacza każdy miesiąc na to, by polepszyć warsztat pracy, wyciągać wnioski z tego co było złe i to naprawiać - tak 15 maja na pierwszym oficjalnym spotkaniu z dziennikarzami mówił Wojciech Stawowy.

Za nim pierwszy miesiąc pracy w roli szkoleniowca ŁKS-u i pierwsze trzy spotkania ligowe, w których biało-czerwono-biali zdobyli punkt. Czas zatem na pierwsze oceny. Na początku swojej pracy zapowiadał, że wiele zmieniać nie trzeba, że to, co do tej pory wykonywał Kazimierz Moskal z zespołem było dobre, a do poprawy jest wiele przede wszystkim w aspekcie mentalnym.

Z tyłu zmieniły się tylko nazwiska


Środowa porażka ełkaesiaków z Jagiellonią Białystok pokazała jednak, że zespół psychicznie jest w jeszcze większym dołku niż przed wybuchem pandemii. Drużyna, która miała grać w sposób "wyważony z lekkim przeważeniem na ofensywę" już po pierwszym kwadransie została zgaszona niczym świeczka. Jak to już tradycyjnie w tym sezonie bywa, stało się to za pomocą gola Jakowa Puljicia, przy którym defensywa niespecjalnie przeszkadzała przeciwnikom.

ZOBACZ WIDEO: Krzysztof Simon nie wierzy w reżim sanitarny na stadionach. "Życzę powodzenia temu, kto będzie miał nad tym zapanować"

Nie da się ukryć, że z tyłu w ŁKS-ie jest licho. Mówią przecież o tym liczby - zespół traci średnio blisko 1,7 gola na mecz. A przecież blok defensywny został wymieniony właściwie całkowicie względem tego, który rozpoczynał sezon. Zimą przyszli do klubu dwaj środkowi obrońcy Maciej Dąbrowski i Carlos Moros Gracia, a także lewy obrońca Tadej Vidmajer. Na prawej obronie od dwóch meczów występuje Maciej Wolski, którego też można traktować jak "nowego", skoro sam przyznał, że nigdy wcześniej na tej pozycji nie występował.

Problemy z obroną nie były tak bardzo widoczne w Fortuna I Lidze, bo mało który zespół na zapleczu ekstraklasy potrafił zepchnąć łodzian do defensywy. Ale był taki mecz, który pokazał, że jeśli drużyna straci gola jako pierwsza, ma spory problem. To starcie z Puszczą Niepołomice z kwietnia 2019 roku, które przerwało serię osiemnastu meczów bez porażki biało-czerwono-białych.

Wtedy jednak mało kto się tym przejmował, bo wszyscy piali z zachwytu przede wszystkim nad Danim Ramirezem, który potrafił jednym podaniem lub jednym strzałem zaprzeć dech kibicom, dziennikarzom i... przy okazji zawodnikom drużyn przeciwnych, bo podania te okazywały się asystami przy bramkach a strzały - bramkami. Ale ten rozdział trzeba już zostawić z boku, zwłaszcza, że Hiszpan nadal robi to samo, ale już w barwach Lecha Poznań. Zresztą z grupy, która zaczynała w Łodzi sezon 2018/2019, w którym drużyna wywalczyła awans do elity, pozostało jedynie siedmiu graczy (a dwóch z nich to rezerwowi bramkarze).

Trenera Stawowego sztuka dla sztuki


ŁKS dopadł "wirus ekstraklasy". Szybko pożegnano się z tymi, którzy awans do elity pomogli wywalczyć zastępując ich - w większości - graczami z zagranicy z przeciętnym CV mającymi zwojować polską ligę. Nagle okazało się, że rozwiązaniem ma być zmniejszenie liczby Polaków na boisku z dziewięciu (!) do pięciu-sześciu. A efekt? Cały czas taki sam, a nawet być może jeszcze gorszy. Trafnym odzwierciedleniem tej tezy w środowym meczu z Jagiellonią był fakt, że Antonio Domingueza trener Wojciech Stawowy zdjął już po 45 minutach, a Tadej Vidmajer wszedł na boisko w 66. minucie, by po kolejnych trzech złapać żółtą kartkę i faul we własnym polu karnym, po którym padła bramka na 0:3.

- Bardzo chciałem, by zespół zagrał tak, jak na treningu. Mówię szczerze, nie owijam w bawełnę. Krytykę zaczynam od siebie. Nie chcę bawić się w dyplomację. Treningi wyglądają obiecująco. W najczarniejszych snach nie przypuszczałem, że przegramy 0:3. Te słowa nie były pozbawione sensu i logiki. Zajęcia wyglądają inaczej. Nie wiem, czy bierze się to z tego, że tam nie ma presji, a na boisku przytłacza nas tabela, musimy sobie z tym poradzić - tłumaczył szkoleniowiec ŁKS-u po meczu.

Czy zagraniczne transfery ŁKS-u sprawdziły się w sezonie 2019/2020?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×