PKO Ekstraklasa. KGHM Zagłębie Lubin - ŁKS Łódź, czyli minimalizm i kalkulacja nie popłacają

PAP / Sebastian Borowski / Na zdjęciu: trener Wojciech Stawowy
PAP / Sebastian Borowski / Na zdjęciu: trener Wojciech Stawowy

- Nieważne, że zespół grając w osłabieniu grał tak, jak powinien od początku. To się nie liczy. Piłka nożna polega na tym, by zdobywać bramki - powiedział zły na swój zespół trener ŁKS-u Wojciech Stawowy po porażce 0:1 z KGHM Zagłębiem w Lubinie.

Tak jak w poprzednich spotkaniach szkoleniowiec beniaminka brał winę na siebie, tak tym razem wyraźnie miał pretensje do swojego zespołu. Przede wszystkim za to, co pokazał on w pierwszej części meczu.

- Minimalizm i kalkulacja, które zaprezentowaliśmy w pierwszej połowie kosztowały nas utratę gola na "do widzenia" w pierwszej połowie. Nie pomoże się szczęściu w drugiej połowie, jeśli jedna część gry jest przespana. Potrafiliśmy być zupełnie innym zespołem w drugiej połowie. W głowach coś przeszkadzało zawodników w pierwszych 45 minut. I to kosztuje nas porażkę - tłumaczył Wojciech Stawowy.

"Nieważne, że potem było lepiej"

W 39. minucie drugą żółtą kartkę za faul otrzymał Jakub Wróbel i ŁKS musiał to spotkanie kończyć w osłabieniu. A to właśnie z Wróblem i Samu Corralem trener łódzkiej drużyny wiązał nadzieje ofensywne.

ZOBACZ WIDEO: Wraca liga rosyjska. Grzegorz Krychowiak: Mam ogromne zaufanie do ludzi, którzy dali nam zielone światło

- Nie byłem zadowolony tym razem ze współpracy tej dwójki. Kuba miał zupełnie inne zadania do zrealizowania. Ale to kwestia do analizy indywidualnej. Dał razem z Samu bardzo dobrą zmianę w meczu ze Śląskiem. To ambitny, waleczny chłopak. Bardzo na to liczyłem. Czerwona kartka to być może kwestia tego, że bardzo chce. Ale to można powiedzieć o wszystkich. Faule Kuby były podyktowane tym, że nie kontrolował swoich emocji - przyznał trener Łódzkiego Klubu Sportowego.

Paradoksalnie biało-czerwono-biali prezentowali się na boisku lepiej w dziesięciu niż w jedenastu. To nie zmienia jednak optyki Stawowego na postawę jego ekipy.

- Nieważne, że zespół grając w osłabieniu grał tak, jak powinien od początku. To się nie liczy. Piłka nożna polega na tym, by zdobywać bramki i grać od pierwszej minuty. Gdy sędzia rozpoczyna grę, drużyna totalnie odmienia oblicze. Musi się coś wydarzyć na boisku, by to się zmieniło. Tak się nie da grać - zakończył.

Stara piłkarska prawda

Trudno też powiedzieć, że trener KGHM Zagłębia Lubin Martin Sevela był jakoś szczególnie zadowolony z tego, jak wypadł jego zespół. Zwłaszcza biorąc pod uwagę ostatni kwadrans.

- Początek meczu dobry z naszej strony. Dobrze biegaliśmy, dobrze operowaliśmy piłką, byliśmy cierpliwi. Wiedzieliśmy, że ŁKS chciał grać piłką, ale pod to się przygotowaliśmy. Pierwszą część gry skończyliśmy bramką, początek drugiej był ok, ale gdy były szanse na zamknięcie meczu, nie umieliśmy ich sfinalizować. A ostatnie 15 minut to nawet bałem się o wynik. Muszę pogadać z chłopakami dlaczego. ŁKS trafił w poprzeczkę, a dwa mecze temu to my trafiliśmy w poprzeczkę w meczu z Koroną. Szczęście musi się równać zero - mówił słowacki szkoleniowiec.

Tym razem Sevela postanowił posadzić na ławce od pierwszych minut Filipa Starzyńskiego, a dać szansę od pierwszych minut młodzieżowcowi, Łukaszowi Porębie.

- Na początku, po "koronaprzerwie", strzeliliśmy trzy bramki, wyglądał na dobrze przygotowanego. Potem strzelił dwie bramki, ale obie po rzutach karnych. Kolejne dwa mecze nie był sobą. To ofensywny pomocnik, bardzo istotny. Ale wspólnie uzgodniliśmy, że rozpocznie mecz na ławce, a potem jak nadejdzie jego czas, doda energii wchodząc z ławki. Chcemy, by dawał asysty, groził piłką. A nie był tak niebezpieczny dla rywali jak ostatnio - wyjaśnił Sevela.

Jednak Miedziowi mogą za to spotkanie dopisać sobie trzy punkty i dzięki temu pozostać na czele grupy B, jak najdalej od strefy spadkowej.

- Ważna informacja dla mnie, że dużo biegamy, dużo walczymy, a wynik raz jest 1:0, a innym razem inny. Była kiedyś taka stara piłkarska prawda, że takimi rezultatami zdobywa się mistrzostwo. Chcemy zdobywać bramki, nie w każdym uda się strzelić ich dużo, zgodnie z naszą filozofią. Ale jeśli Dominik Hładun nie wpuścił bramki, też jestem zadowolony - oznajmił.

W następnej serii gier już we wtorek lubinianie zagrają w Gdyni z Arką, a ŁKS podejmie Górnika Zabrze.

Zobacz też:

PKO Ekstraklasa. Powrót kibiców na trybuny (galeria)
Koronawirus. Wojewoda może wydać zakaz. Minister Szumowski o powrocie kibiców na stadiony

Komentarze (0)