19 czerwca był ważnym dniem dla fanów sportu w Polsce - mogli wrócić na trybuny, choć w ograniczonym stopniu. Zgodnie z obowiązującymi zasadami stadiony mogą zapełnić się w maksymalnie 25 proc., a kibice powinni zachować bezpieczne odległości.
Tyle teoria. Praktyka pokazała, że zdyscyplinować wszystkich kibiców będzie trudno. Już podczas piątkowego spotkania Górnika Zabrze z Koroną Kielce zobaczyć było można, że nie każdy zachowuje dystans społeczny.
Jeszcze gorzej sytuacja wyglądała w Warszawie. Jedynie przed rozpoczęciem meczu kibice byli rozproszeni. Później fani zasiadający na "Żylecie" stali razem, obok siebie.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: wielki błąd bramkarza. Za chwilę padł gol
- To było do przewidzenia. Czy kibice kiedykolwiek stosowali się do zaleceń klubów, UEFA, FIFA? Wprost przeciwnie. Jak jakieś nakazy się na nich nakłada, przynajmniej w przypadku piłki nożnej, robią dokładnie na odwrót - powiedział nam prof. Robert Flisiak, prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób Zakaźnych.
O tym, że zagrożenie nie minęło, mówił także w rozmowie z WP SportoweFakty dr Paweł Grzesiowski, immunolog i specjalista w dziedzinie profilaktyki zakażeń.
- Sytuacja epidemiczna jest cały czas taka sama i jeśli zabraknie ostrożności, nie będzie lepiej. Jesteśmy teraz na poziomie liczby zakażeń z marca. Wielu myślało i próbowało przekonywać, że epidemia się skończyła, a to oczywista nieprawda - ocenił (więcej na ten temat przeczytasz TUTAJ).
- Cała trudność w zrozumieniu tej pandemii polega właśnie na tym, że znaczna część młodego pokolenia przechodzi ją bezobjawowo albo łagodnie, lecz osoby powyżej 55 lat chorują znacznie ciężej - dodał dr Grzesiowski.
Jak niebezpieczne może być niestosowanie się do zasad dystansu społecznego pokazał chociażby mecz z początku pandemii. Chodzi o rozegrane 19 lutego spotkanie Ligi Mistrzów Atalanta Bergamo - Valencia CF. Wówczas 40 tys. kibiców Atalanty pojechało do Mediolanu. - To była, niestety, biologiczna bomba - powiedział prof. Fabiano Di Marco. Niedługo później w Bergamo nastąpił wybuch pandemii, a sytuacja w pewnym momencie stała się dramatyczna.
Poluzowanie obostrzeń sprawiło, że pojawiają się ogniska zachorowań chociażby na weselach. Zdaniem prof. Flisiaka na tym się nie skończy. - Możemy się spodziewać kolejnych ognisk epidemicznych. Są pogrzebowe, weselne, to i będą futbolowe - skomentował.
Zobacz także:
- Legia Warszawa. "Żyleta" bez zachowania odległości
- Zobacz powrót kibiców na trybuny