- Jest wiele prawdy w tym, że Rafał jest niedocenianym piłkarzem, nawet czasem wśród kibiców własnego klubu - przyznaje Kazimierz Moskal, kolejny trener, który prowadził go w Wiśle.
Rafał Boguski rozgrywa już swój 14. sezon przy Reymonta 22. Wystąpił w 368 spotkaniach Białej Gwiazdy, strzelił dla niej 63 gole i zdobył z nią trzy mistrzostwa Polski. Przed powrotem Jakuba Błaszczykowskiego był nawet kapitanem zespołu. Kochał go każdy trener, ale zdecydowanie nie każdy kibic Wisły Kraków. Po tym jak w piątkowym meczu z ŁKS (2:1) nie wykorzystał rzutu karnego i stuprocentowej okazji podbramkowej, liczba sceptycznie do niego nastawionych fanów Białej Gwiazdy pewnie jeszcze wzrosła.
Wciąż nie wiadomo, czy pomocnik przedłuży umowę o kolejny rok. Prezes Dawid Błaszczykowski zapowiedział, że po utrzymaniu się w lidze - a to się właśnie stało - klub usiądzie z piłkarzem do rozmów o przyszłości. Zwykle w takich wypadkach kibice wywierają presję na władzach klubu, by ten nie rozstawał się z klubową legendą zbyt szybko.
Niedoceniana "mrówka"
W specyficznym przypadku Boguskiego jest wręcz odwrotnie. Fani Białej Gwiazdy w sprawie Boguskiego są mocno podzieleni. Część zdaje sobie sprawę, że Wisły nie stać na pozbywanie się zawodnika tak doświadczonego, inteligentnego piłkarsko, a do tego związanego z klubem na dobre i złe.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kuriozalny samobój z polskiej ligi
Inni argumentują, że Boguski swoje dla Wisły już zrobił i pytają, gdzie te liczne bramki, które powinien zdobywać jako ofensywny zawodnik. Ci pierwsi będą przypominać jego świetne wejście z ławki w niedawnym meczu z Górnikiem w Zabrzu, ci drudzy - wypominać takie pudła jak to w Łodzi.
Boguski pewnie sam chciał coś udowodnić sobie i innym, gdy podchodził w Łodzi do "jedenastki". W końcu w tym sezonie nie ma jeszcze żadnego gola na koncie. - Byłem wyznaczony do rzutu karnego jako pierwszy, Alon Turgeman jako drugi. Przy pierwszym zamieniliśmy się, przy drugim to ja chciałem strzelić bramkę. Niestety, wyszło jak wyszło - skwitował po spotkaniu na antenie Canal+.
Z drugiej strony, akurat Boguskiemu te bramki nie są niezbędne, by jego gra była chwalona przez trenerów. - Na boisku wykonuje masę czarnej roboty, której na pierwszy rzut oka nie widać, jak się obserwuje mecz - mówi nam Kazimierz Moskal, który prowadził 6-krotnego reprezentanta Polski w latach 2011-2012 i 2015.
- Praca takiej "mrówki", która cały czas jest w tym miejscu boiska, gdzie powinna, jest doceniana tak naprawdę głównie przez trenerów, bo oni doskonale wiedzą, jakie zadania stawiają konkretnym zawodnikom. Jak Rafała pamiętam, to zawsze był skromny, cichy i słuchał, czego się od niego wymagało. Bardzo ceniłem go za to, jak potrafił podporządkować wszystko dobru drużyny - dodaje trener, który zna Boguskiego jak mało kto.
Zaleta przekleństwem
Gasząc "pożary" w różnych sektorach boiska, ratował drużynę, ale przez to zawsze miał utrudnione śrubowanie indywidualnych statystyk. To pozostawia kibicom pole do narzekań. Jego uniwersalność i wszechstronność stały się trochę jego przekleństwami.
— Adam Koprowski (@adam_koprowski) February 16, 2019
- Wiadomo, że najbardziej rzucają się w oczy bramki czy widowiskowe zagrania. Albo spektakularne kiksy. Jest wiele prawdy w tym, że Rafał jest niedocenianym piłkarzem, nawet czasem wśród własnych kibiców - przyznaje Moskal. - Nie interesują go jednak indywidualne pochwały czy osiągnięcia. Liczy się tylko zespół - dodaje szkoleniowiec.
O tym, że Boguski jest zawodnikiem uniwersalnym, decyduje jego ponadprzeciętna boiskowa inteligencja. W tym sezonie potrafił już wystąpić na prawej obronie czy jako defensywny pomocnik, o pozycjach typowo ofensywnych nie wspominając.
- Uważam, że każdy zawodnik - czy to napastnik, czy boczny obrońca - powinien wiedzieć, co należy do jego obowiązków, gdyby miał ewentualnie zagrać na innej pozycji. Rafał bez wątpienia jest takim graczem. To daje komfort jego trenerowi i tacy piłkarze są naprawdę cenni - chwali Boguskiego.
Weto Carrillo
Boguski został piłkarzem Białej Gwiazdy w 2005 roku. To były czasy, gdy Jakub Błaszczykowski dopiero rozpędzał się z karierą przy Reymonta 22, po północnej stronie stadionu Wisły nadal wznosiły się kamienne kolumnady, a na trybunach częstym gościem była Doda. Boguski w Wiśle przeżył już o wiele więcej trenerów, niż ma palców u obu rąk. I każdy z nich potrafił go docenić. Czy to stawiający piłkarzom wysokie wymagania Dan Petrescu, prowadzący Wisłę do tytułów Maciej Skorża czy nawet Joan Carrillo.
Nawet, bo o Hiszpanie mówiono, że - zgodnie z sugestiami dyrektora sportowego Manuela Junki - chciał pożegnać innych weteranów: Pawła Brożka i Arkadiusza Głowackiego. Jednak, gdy władze klubu wpadły na pomysł, by nie przedłużać również współpracy z Boguskim, Carrillo osobiście interweniował, by akurat "Bogusia" zostawiono w spokoju.
Po odejściu z Wisły Hiszpan nie chciał rozmawiać o czasach pracy w Krakowie, ale dla tematu Boguskiego robi wyjątek. - Dla mnie Rafał to był niepodważalny profesjonalista, to nie podlega dyskusji. Miał wielkie chęci do pracy na treningach i do rywalizacji, to był przykład dla całej grupy - mówi nam Carrillo.
Boguski w erze Hiszpana grał regularnie w podstawowym składzie, a Wisła skończyła wtedy sezon na szóstym miejscu. - To taki typ zawodnika, który przez swój sposób zachowania na co dzień, podczas treningów i podczas meczów, jest takim lustrem, w którym inni mogą się przeglądać. Za moich czasów był ważnym elementem drużyny -podkreśla dziś szkoleniowiec.
I dodaje: - Nie sądzę, by był niedoceniany, ale trzeba przyznać, że gdy spojrzymy na ścieżkę kariery Rafała, na te wszystkie rozegrane mecze, na te wszystkie osiągnięcia, to jest to imponująca lista.
Carrillo był wobec podwładnych bardzo wymagający, żądał sporych poświęceń. Ale stosunek Boguskiego do pracy szanował. - Bo na ten szacunek zasłużył. Ja oczekuję od piłkarzy odpowiednich predyspozycji do pracy, motywacji, by osiągać cele oraz takiego pozytywnego stosunku i ducha rywalizacji dla klubu, a te wszystkie zalety miał i nieustannie pokazuje Rafał - zaznacza.
Zawstydza młodzież
Moskal też zauważa, że u Boguskiego dużą rolę odgrywają detale. - Bardzo dba o siebie. Nie tylko pod kątem bezpośredniego przygotowania do meczu. Myślał też o tym, co robić po treningu, po meczu, jak się odżywiać, żeby następnego dnia być w dobrej dyspozycji. Tego nabiera się oczywiście również z wiekiem. Ale oczekiwałbym od większej liczby polskich piłkarzy, aby to podejście profesjonalne, w pełni zawodowe, było na porządku dziennym - nie kryje.
To czasem przybierało nawet formy anegdotyczne. Kiedy Boguski spotkał np. dziennikarza w sklepie osiedlowym, potrafił wypomnieć mu - pół żartem, ale i pół serio - że kupowane przezeń piwo pszeniczne jest bardzo niezdrowe.
Może jednak to właśnie ta dbałość o szczegóły i odpowiednie nawyki sprawiają, że w wieku 36 lat potrafi być najlepiej biegającym piłkarzem Wisły? Niedawno w meczu z Rakowem Częstochowa przebiegł blisko 12 km i wykonał najwięcej sprintów w drużynie. W ostatnim starciu z ŁKS znów wykręcił taki dystans, zostawiając w tyle młodszych kolegów.
- Jeżeli człowiek zna swój organizm, dobrze się prowadzi, to wiek 36 lat nie ma aż takiego znaczenia przy wykręcaniu tych statystyk biegowych - uważa Moskal. Czy jako wieloletni trener Boguskiego, najpierw w roli asystenta, a potem pierwszego szkoleniowca, Moskal nadal widzi go na poziomie ekstraklasy? Czy Wisła powinna przedłużyć umowę z Boguskim?
- Trudno mi powiedzieć, bo już od dłuższego czasu nie widzę Rafała na co dzień. Natomiast problemem nie jest tu wiek. Ważne jest, jak on się czuje. Ja będąc w jego wieku patrzyłem, na takie sprawy przez pryzmat tego, czy ja po prostu w danym klubie będę regularnie grał - mówi Moskal.
Legenda Wisły odwołuje się do własnych doświadczeń: - Nie zależało mi na tym, aby być w ekstraklasowym klubie, a siedzieć na ławce i grać ogony. Pamiętam taką sytuację z końcówki własnej kariery, gdy poszedłem do szkoleniowca i mówię: "trenerze, jeżeli tak ma być, to ja sobie pójdę gdzieś do innego klubu. Bo dla mnie przyjemnością jest gra, a nie tylko przebywanie w danym klubie".
Wieczysta kusi
Nie jest tajemnicą, że Boguskiego w Wieczystej Kraków chce milioner Wojciech Kwiecień, który prywatnie jest kibicem Wisły i bardzo ceni tego piłkarza. Przypomnijmy, że dopiero co ściągnął do szóstoligowca Sławomira Peszkę. Czy więc w przyszłym sezonie zobaczymy jeszcze "Bogusia" w piłkarskiej elicie?
- Decyzja w tej sprawie nie zależy tylko od Rafała. Mając taki wiek, on zdaje sobie sprawę, że musi być w swojej najlepszej dyspozycji, by grać. Jeśli tak nie będzie, to mu zaraz podziękują i powiedzą: "chłopie, masz 36 lat, dziękujemy ci i do widzenia, szukaj sobie innego klubu. Albo w ogóle zajmij się już czymś innym". Rafał zdaje sobie sprawę z tego i robi wszystko, by być w optymalnej formie - podkreśla Moskal.
Jest jeszcze jeden argument za tym, by Boguski przedłużył swą przygodę z Wisłą. Teraz nie ma szans na to, by w realiach pandemii mógł pożegnać się z Reymonta 22 przy pełnym stadionie. A na pewno na to zasłużył.
- Jak się grało tyle lat w jednym klubie i człowiek odchodzi, to fantastyczną sprawą jest mieć okazję do takiego pożegnania przy pełnych trybunach. To się później wspomina do końca życia. Ale tak naprawdę nie wiemy, jak to się potoczy. Ani sprawa z kontraktem Rafała, ani - bądźmy szczerzy - z kibicami. Bo nie wiemy, jak kwestie związane z pandemią dalej będą wyglądały - zauważa trzeźwo Moskal.