To może być wielki tydzień Legii, która zagra z Cracovią aż dwa razy. We wtorek Legia będzie się biła o finał Pucharu Polski. A jeśli w sobotę co najmniej zremisuje, sięgnie po mistrzostwo Polski.
Zespół, który poukładał na nowo Aleksandar Vuković, jest w znakomitej sytuacji, bo przewodzi w lidze i jednocześnie ma szansę na zdobycie Pucharu Polski (w tym roku finał wyjątkowo nie na Narodowym a w Lublinie, 24 lipca).
A jednak kibice trochę grymaszą, bo Legia mogła przypieczętować tytuł już w minioną sobotę w Poznaniu. Trener Vuković powiedział nawet o tym, że musi brać pod uwagę "wszechobecną negatywność", ale że morale zespołu - po przegranym 1:2 meczu z Lechem - na pewno nie podupadło. - Nie czuję tego, by atmosfera siadła. Gdyby tak było, że drużyna na pierwszym miejscu w lidze jest w psychicznym dołku, to inni trenerzy mieliby naprawdę bardzo trudną pracę - mówił z przekąsem szkoleniowiec Legii.
ZOBACZ WIDEO: Piłka nożna. Ekspert ocenia zachowanie kibiców na trybunach. "Nie chcę nikogo bronić, ale ryzyko zarażenia jest minimalne"
Ubocznym skutkiem porażki w Poznaniu jest to, że wśród kibiców na nowo rozgorzała dyskusja, czy po odejściu Radosława Majeckiego Legia ma bramkarza na swoją miarę. Wojciech Muzyk zaliczył na stadionie Lecha, w trudnym meczu, udany debiut, ale wielu kibiców wskazuje, że to jeszcze nie ten rozmiar kapelusza i należałoby się młodemu bramkarzowi dać jeszcze ogrywać w mniej ważnych meczach.
Legia ma co prawda w tej chwili przynajmniej trzech dobrych bramkarzy: poza Wojciechem Muzykiem także Cezarego Misztę (18-latek jest na wypożyczeniu w Radomiaku) i Radosława Cierzniaka (37 lat, wraca do formy po długotrwałej kontuzji). Ale dla przeciętnego kibica, żaden z nich nie ma takiej charyzmy, by bronić w Legii, która ma ambicje nie tylko na krajowe trofea, ale też na dobre występy w europejskich pucharach.
Kiedy więc na tak podatny grunt padła pogłoska, że Artur Boruc mógłby wrócić od nowego sezonu na Łazienkowską, głowy kibiców Legii rozgrzały się do czerwoności. I nie przeszkadza im nawet to, że wszystko jest jeszcze na etapie spekulacji. No bo Boruc to Boruc - dla kibiców Legii legenda. To byłby ktoś, dla kogo warto przyjść na trybuny.
Myślę, że kibice nie zważaliby na aktualną formę Artura, na to ile waży, a nawet na to, co i kiedy pije. Boruc to chodząca charyzma i w jego przypadku zakończenie kariery na Łazienkowskiej byłoby czymś naturalnym, a jednocześnie czymś, co przekonywałoby ludzi, żeby kupić ligowy karnet. Bo kibic w Warszawie jest wymagający, chce gwiazd i chce chodzić na dobry show. A tego się można po takiego bramkarzu jak "Arczi" spodziewać. Kiedyś chodzili ludzie na Danijela Ljuboję, teraz chodziliby na Boruca.
Ten jest w Warszawie kochany. Nie tylko za grę, ale i za sentyment do klubu oraz wierność Legii. Pamiętam, jak Boruc, kiedy był już zawodnikiem Celtiku Glasgow, pojechał z kibicami na ligowy mecz do Płocka i na trybunach tamtejszej Wisły prowadził doping kibiców Legii. Później tę akcję powtórzył raz jeszcze, gdy - już jako gracz Bournemouth - pojawił się na trybunach w Glasgow, w meczu Rangersów z Legią i oczywiście usiadł razem z kibicami z Warszawy. Piłkarze takich rzeczy zazwyczaj nie robią i m.in. za to Boruc na Łazienkowskiej jest uwielbiany.
Oczywiście cała kwestia ze sprowadzeniem Boruca to spekulacje, być może mało realne. Bournemouth nadal walczy o utrzymanie w Premier League i jeśli klub nie spadnie, prawdopodobnie zaproponuje Borucowi kolejny rok kontraktu. Ale gdyby nie udała się walka o utrzymanie (w tej chwili Bournemouth jest na miejscu 19. w tabeli, czyli spadkowym), to być może pozyskanie Artura nie byłoby poza zasięgiem Legii.
Na dziś widzę jeszcze jeden, dość poważny problem. Czy taka osobowość (silna i bardzo złożona) jak Boruc nie rozsadzi w powietrze "szatni", którą z takim pietyzmem układał Aleksandar Vuković? I poukładał, bo dla niego to była rzecz absolutnie podstawowa, fundament do osiągania sukcesów.
Trener Legii wypowiada się o Borucu bardzo dyplomatycznie. Że zawsze będzie mile widziany na Łazienkowskiej, ale na razie ten transfer jest mało realny, więc po co o nim rozmawiać. Nie dziwię się Vukoviciowi. Kilka dni temu klubowe media pokazały, gdy na odprawie przedmeczowej Igor Lewczuk mówi do kolegów, jak świetnie rozumiejącą się "szatnię" mają w Legii i jak jest to wyjątkowe, bo on w wielu klubach grał i nigdy czegoś takiego nie przeżył. Łatwo sobie wyobrazić, że wrzucony do tej poukładanej szatni Artur byłby tykającą bombą, której wybuch może nastąpić niemal w każdym momencie.
A "Vuko" to wymagający, bardzo bezkompromisowy trener. Znając słabości Artura, na które nawet w kadrze przymykano oko, mogłoby dojść do konfliktu na linii bramkarz - trener. Ewentualne odsunięcie Artura od pierwszego składu, mogłoby być źle odebrane przez kibiców. A przecież u "Vuko" nie ma świętych krów, u niego Boruc nie mógłby liczyć na wyjątkowe traktowanie. Dlatego, jeśli Legia zdecyduje, że w nowym sezonie numerem 1 w jej bramce nie będzie ani Cierzniak, ani Muzyk, ani Miszta, sięgnie po dobrego bramkarza, ale jednak bardziej przewidywalnego niż Boruc.
Nie ma takich? Są, np. Dusan Kuciak z Lechii, który Łazienkowską zna jak swój dom i gwarantowałby Legii poziom, jakiego wymaga się także w Europie. Słowak ma mniej charyzmy niż Boruc (choć też trudny charakter), ale ryzyko z jego transferem do Legii też byłoby dużo mniejsze.
Feta przez dziurkę od klucza. "Dziwne" świętowanie Bayernu Monachium
PKO Ekstraklasa. Wiemy, kiedy najprawdopodobniej rozpocznie się sezon