Sebastian Mila i gol, który zapewnił mu nieśmiertelność

PAP/EPA / Na zdjęciu: Sebastian Mila
PAP/EPA / Na zdjęciu: Sebastian Mila

Jedna akcja, jeden gol - dzięki temu o Sebastianie Mili usłyszał każdy Polak. Była to dla piłkarza najważniejsza bramka w życiu. Ale jego kariera to coś więcej niż jeden celny strzał do bramki Manuela Neuera.

W tym artykule dowiesz się o:

Ten gol zapewnił mu nieśmiertelność. Mila czekał na niego kilkanaście lat - choć wcześniej zdobywał mistrzostwo Europy juniorów, strzelał bramki w europejskich pucharach, grał na mistrzostwach świata, zdobywał mistrzostwo Polski, to właśnie w wieku 32 lat zdarzyło się najważniejsze trafienie w jego życiu.

Myślisz Sebastian Mila, mówisz Niemcy. To gol zdobyty w meczu z ówczesnymi mistrzami świata przeniósł piłkarza do świadomości milionów Polaków i przede wszystkim z tego zawsze będzie przez nich pamiętany.

Ale jego kariera to coś więcej niż jeden gol na Stadionie Narodowym. Mila, który 10 lipca skończył 38 lat, to postać nietuzinkowa, mająca o wiele więcej do powiedzenia.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: fatalna interwencja bramkarza i gol Polaka w lidze kazachskiej

Przełomowy gol

- Tomek Wieszczycki powiedział do mnie "słuchaj, ty uderzasz teraz, bo jak ja strzelę, to w moim życiu, w mojej karierze, już się nic nie zdarzy, a jak ty strzelisz, to ci da niesamowitego kopa, pójdziesz do przodu". I tak się właśnie stało. To dzięki niemu mogłem strzelić tego gola - tak Sebastian Mila opowiada po latach o pierwszym przełomowym momencie swojej kariery. Jesień 2003 roku, City of Manchester Stadium. Groclin Grodzisk Wielkopolski walczy z Manchesterem City w II rundzie Pucharu UEFA. W składzie rywali gwiazdy: Steve McManaman, Robbie Fowler czy Nicolas Anelka.

A po drugiej stronie zespół z 14-tysięcznego miasteczka, bez wielkich nazwisk, jednak z ambicjami. W 65. minucie przegrywa wciąż tylko 0:1, pod polem karnym przepychanka, faulowany jest Grzegorz Rasiak. Do piłki podchodzi 21-latek z blond włosami i po chwili pięknym strzałem doprowadza do remisu, który ostatecznie wyeliminuje wielki Manchester City, dokonując sensacji na europejską skalę.

Tym golem, który był wielokrotnie powtarzany przez ogólnoświatowy kanał Eurosport, przedstawił się na Starym Kontynencie. I choć w Polsce nie był anonimowy (miał już dwa występy w reprezentacji), tym strzałem z rzutu wolnego przekonał do swoich umiejętności.

- To trafienie uświadomiło mi, iż mogę być skutecznym wykonawcą rzutów wolnych. Ćwiczyłem ten element od dziecka, ale dopiero w spotkaniu z Manchesterem City udało mi się przekuć tę praktykę w ważną bramkę. Był to dla mnie dowód, że ciężki trening w końcu przyniesie efekty - mówił potem na antenie TVP Sport.

Tysiące dolarów w torbie

Jesienią 2003 roku wydawało się, że Mila będzie na lata rozgrywającym reprezentacji Polski i wkrótce trafi do silnego zachodnio-europejskiego klubu. Fakt, przez kolejne trzy lata był regularnie powoływany do kadry, pojechał nawet na mistrzostwa świata w Niemczech w 2006 roku.

Co innego jednak w karierze klubowej - W 2004 roku zamienił Groclin na Austrię Wiedeń, co okazało się błędem. Mila po latach wspomina, że nie był przygotowany mentalnie do wyjazdu i codziennej walki o pierwszy skład. Austrię zamienił na Valerengę Oslo, z której w 2008 roku wrócił do Polski, do ŁKS-u Łódź.

A mogło być zupełnie inaczej. W wydanej w 2019 roku autobiografii wyznał, że jeszcze grając w Groclinie, miał ofertę ze Spartaka Moskwa. I to nie byle jaką, bo cechującą się wielokrotnymi zerami w kontrakcie.

"Pamiętam, jak spotkaliśmy się z moim managerem i on powiedział, że Spartak daje mi milion dolarów, a na tamte czasy była to oferta niewiarygodna. Po prostu nie mieściło się to w tej mojej główce. (...) Usiedliśmy w salce, którą przydzielił nam hotel, a potem usłyszałem, że oferują mi sześćset tysięcy dolarów rocznie, do tego trzysta tysięcy dolarów za podpis pod umową" - czytamy.

Jednak nie był do końca przekonany wyjazdem do Rosji, a za namową Wieszczyckiego postanowił zagrać va banque i zażyczyć sobie jeszcze więcej pieniędzy.

"Mówię im: - Osiemset tysięcy rocznie i pięćset za podpis. A oni: ok, nie ma sprawy. Zgodzili się bez mrugnięcia okiem! A potem jak w hollywoodzkim filmie otworzyli przede mną torbę wypchaną pieniędzmi. Było w niej dwieście tysięcy dolarów do wzięcia od zaraz, tu, pod stołem".

Ostatecznie do transferu nie doszło, choć ten kontrakt mógł ustawić Milę, zarabiającego wówczas trzy tysiące złotych miesięcznie, na całe życie.

Powrót na pierwsze strony

Po powrocie do kraju mało kto wierzył, że Mila zdoła odbudować swoją karierę i wejść na reprezentacyjny poziom. Kluczowy był jednak transfer do Śląska Wrocław, gdzie zaczął grać jeszcze lepiej niż przed wyjazdem do Austrii Wiedeń. Ekipa z Dolnego Śląska stała się niebezpieczna dla każdego w lidze, a jej liderem był właśnie Mila.

W sezonie 2011/12 Śląsk sprawił ogromną niespodziankę i zdobył mistrzostwo Polski, a "Roger" był, jak się przynajmniej wydawało, w życiowej formie - 9 goli i 21 asyst we wszystkich rozgrywkach.

Były sukcesy, były ponowne występy w europejskich pucharach, jednak nic nie trwa wiecznie. Wkrótce forma zgasła, a gdy wiosną 2014 roku trener Śląska Tadeusz Pawłowski odstawił lidera od składu, na jaw wyszło, że ten ma około 10 kg nadwagi.

- Teraz się z tego śmieję, bo się dobrze skończyło. Ale to był trudny okres dla mnie i całej rodziny. Z drugiej strony sygnał dla wszystkich dokoła, że naprawdę nie warto rezygnować. Zawsze będę dziękował marzeniom, że dały mi tak wspaniałe życie. To prowadzi mnie do przodu - mówił kilka lat temu Wirtualnej Polsce (więcej TUTAJ).

Nie skończyło się dobrze, a wybitnie. Mila wziął się za siebie, zgubił zbędne kilogramy i rundę jesienną sezonu 2014/15 zaczął znakomicie. Chyba jednak nawet on się nie spodziewał ponownego powołania do reprezentacji Polski. Adam Nawałka dostrzegł jednak formę 32-latka i poczuł, że ten może mu się przydać.

Bohater milionów

Selekcjoner nie powołał go na mecze towarzyskie, a w eliminacjach do mistrzostw Europy. I to z kim - aktualnymi mistrzami świata Niemcami i Szkocją.

W tym momencie można przerwać opowieść, bo wszyscy wiemy, co było później. Mila wszedł na boisko w meczu z Niemcami i w doliczonym czasie gry strzelił gola na 2:0, który zapewnił nam pierwsze w historii zwycięstwo nad odwiecznym rywalem.

"Wpadam w szesnastkę, a Lewy odgrywa. Pierwsza myśl: kto jest do zagrania, komu odegrać. Widzę kątem oka, że ktoś idzie lewą stroną. Chyba Maciek Rybus. Może mu dograć? Ale nie wiem za wiele. Nie mam pojęcia, czy nie jest kryty (...)

Podanie Lewego to ciasteczko. Idealne tempo. Szybka, ale nie za szybka piłka, taka jak trzeba pod strzał. Neuer startuje od lewego słupka. Wie, że ma lukę po prawej i wie, że ja też to widzę. Wygląda to prawie tak, jakby przede mną wiedział, że będę strzelał (...)

Widzę, że piłka leci w światło bramki. Jest korytarz, ale Neuer się przesuwa. Zdąży czy nie zdąży?

Nie zdążył. Patrzę, jak piłka trzepocze w siatce. Widzę dokładnie, jak w niej łopocze, ona, piłka, jest po moim strzale w bramce Niemców, mistrzów świata, na Narodowym, w zwycięskim 2:0, którego już nam nie odbiorą. Słyszę ten ryk. Na trybunach muzyka odkręcona na pełny regulator, muzyka śpiewów, wrzasków, okrzyków radości. Niewiarygodne."

Tak wyglądało to z perspektywy samego zawodnika, przedstawionej w jego autobiografii. Mila stał się absolutnym bohaterem Polaków, choć grał tylko kilkanaście minut i nie strzelił przecież zwycięskiego gola, a ustalającego wynik. Niemcy cisnęli jednak wówczas niemiłosiernie i niewiadomą jest, czy udałoby się dowieźć zwycięstwo do końca.

Już do końca eliminacji Mila był ważną postacią reprezentacji Polski, strzelił też kolejnego pięknego gola w meczu z Gruzją. Po wywalczeniu awansu na EURO 2016 wydawało się, że jest pewniakiem do wyjazdu na turniej. Niestety dla niego, stało się inaczej.

Mila stracił formę i nie grał już tak dobrze w polskiej lidze, czym wytrącił selekcjonerowi argumenty z rąk. Pominięcie go w kadrze na wyjazd do Francji było dla niego ciosem, choć rozumiał decyzję Nawałki. "Dla tej chwili było warto...dziękuję bardzo. Będę mocno wspierał naszą reprezentację! Wierzę w trenera i drużynę" - napisał na Twitterze, pokazując klasę i oddając szacunek kolegom i trenerowi.

I choć nie biegał po francuskich boiskach, gdzie Biało-Czerwoni dotarli do ćwierćfinału, jest nadal utożsamiany z drużyną Adama Nawałki. Kto wie, czy bez jego gola wszystko potoczyłoby się tak dobrze?

W 2018 roku, w barwach Lechii Gdańsk, Sebastian Mila zakończył piłkarską karierę. Gdy ogłaszał swoją decyzję na konferencji prasowej, nie potrafił powstrzymać łez. Gdy jednak dziś patrzy na swoją karierę, musi się tylko uśmiechać.

Wszystkiego najlepszego Panie Sebastianie!

Czytaj również:
Roman Kosecki: nie obchodziło mnie, że mówię do trenera. Czytaj więcej--->>>

Komentarze (2)
avatar
Grieg
10.07.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
"Mila wszedł na boisko w meczu z Niemcami i w doliczonym czasie gry strzelił gola na 2:0, który zapewnił nam pierwsze w historii zwycięstwo nad odwiecznym rywalem." Czytaj całość