Bramkarz w sobotnim spotkaniu z Cracovią (2:0) wystąpił w tym sezonie po raz pierwszy w ekstraklasie. Wygraną w tym meczu piłkarze Legii przypieczętowali mistrzostwo Polski - zdobyli je na dwie kolejki przed końcem ligi.
Radosław Cierzniak za wiele się nie napracował. Poważniej interweniował raz, po odbiciu piłki przez własnego obrońcę. 37-letni zawodnik jest w Legii od wiosny sezonu 2015/16. Z Wisły Kraków przechodził jako najlepszy bramkarz rozgrywek. Typowany był na numer 1 drużyny z Warszawy. Miał zająć miejsce Dusana Kuciaka, który odchodził do Anglii.
Pod eskortą policji
Cierzniak trafił do Legii w atmosferze skandalu. Po tym, gdy okazało się, że piłkarza chce odwieczny rywal Wisły Kraków, jej kibice zaczęli uprzykrzać życie bramkarzowi. Z jego powodu czekali na graczy Wisły na lotnisku zimą 2016 roku. Klub wracał z zimowego zgrupowania w Turcji, a w hali przylotów grupka kibiców zamierzała z Cierzniakiem "porozmawiać". Klub poinformował jednak wcześniej policję kryminalną, która przed drużyną stawiła się na lotnisku i rozproszyła towarzystwo.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kapitalna sztuczka Lewandowskiego na treningu Bayernu!
Po tym zajściu piłkarz dostał zalecenie od Komendy Głównej Policji w Krakowie, by ze względów bezpieczeństwa nie wychodzić z domu bez "opieki". Cierzniak przemieszczał się wyłącznie z domu na trening i z powrotem. Nieoznakowany patrol pojawiał się na treningach zawodnika, funkcjonariusze pilnowali, by nie pojawili się tam nieproszeni goście.
Gdy wyszło na jaw, że Cierzniak nie przedłuży z Wisłą kontraktu wygasającego za kilka miesięcy i zawarł już umowę z Legią, trener Tadeusz Pawłowski przesunął zawodnika do zespołu rezerw. Cierzniak trenował tam miesiąc. Szkoleniowiec tłumaczył oficjalnie, że powodem była nagła obniżka formy bramkarza, choć kilka tygodni wcześniej wychwalał go w prasie. Później trener powiedział drużynie, że to nie była jego decyzja.
Zawodnik walczył o przedwczesne rozwiązanie kontraktu z Wisłą przed Izbą ds. Rozwiązywania Sporów Sportowych w siedzibie PZPN w Warszawie. Do tego czasu żaden zawodnik nie wygrał procesu z "winy klubu", ale Cierzniakowi się udało. Kilka dni później, na początku marca 2016 r. zawodnik miał kartę na ręku i podpisał trzyletni kontrakt z Legią.
Wiecznie drugi
I wtedy, z najlepszego bramkarza ligi, został "żelaznym rezerwowym". Stanisław Czerczesow postawił na Arkadiusza Malarza, który bronił świetnie i stał się ulubieńcem kibiców. Cierzniak był zawsze gotowy, na pewno dzięki niemu Malarz grał lepiej, ale to starszy kolega wybiegał na boisko.
Cierzniak jest w Legii trochę jak Jerzy Dudek w Realu Madryt. Nigdy nie robił problemu z bycia w cieniu. Akceptował swoją rolę. Co więcej - zawsze przypominał, że jest w najlepszym klubie w Polsce i gdyby miał wybierać raz jeszcze, zrobiłby tak samo. 37-latek to dusza zespołu, motywator dla innych graczy, kumpel dla wielu z nich. Ale w bramce zawsze ktoś był przed nim. Malarz, później młokos Radosław Majecki, sprzedany do AS Monaco. A ostatnio nawet Wojciech Muzyk. Choć tu trzeba przypomnieć, że Cierzniak leczył kontuzję.
37-letni bramkarz najwięcej meczów rozegrał w sezonie zakończonym jedną wielką porażką. W poprzednich rozgrywkach w ekstraklasie wystąpił 15 razy, ale Legia zawiodła, była druga, za Piastem Gliwice. Cierzniak ma już jednak na koncie trzy tytuły mistrzowskie - rozgrywając w sumie pięć meczów w ekstraklasie.
Łzy w oczach
Przed kamerami TVP po meczu z Cracovią stanął ze łzami w oczach. - Jesteśmy świetnym, zgranym zespołem, fajną rodziną w środku. To fantastyczny dzień. Jaka jest moja rola w zespole? Szanuje ją. Moją ambicją jest grać, zawsze robię wszystko, żeby być gotowym. Wiem, że trener to docenia. Czasem trzeba się z pewną sytuacją pogodzić, ale będę walczył, wszyscy to wiedzą - powiedział.
W klubie jest jednak wewnętrzny regulamin mówiący, że zawodnikowi wystarczy jedno spotkanie w sezonie, by znaleźć się na ścianie sław. Dzięki temu Cierzniak przy swoim zdjęciu i nazwisku będzie miał daty: 2017, 2018, 2020.
Leszek Ojrzyński: Rana wciąż świeża
Sławomir Peszko: Możecie mówić co chcecie, mojego życia nie zdobędziecie