Koronawirus. Bali wpuści turystów, ale liga wciąż zawieszona
- 11 września Bali ma otworzyć się dla zagranicznych turystów - mówi WP SportoweFakty Anna Błażejewska, która od sześciu lat mieszka na Bali. Od marca zawieszona jest indonezyjska liga piłkarska i nie wiadomo, czy i kiedy zostanie wznowiona.
W Indonezji, gdzie mieszka około 262 mln osób, potwierdzono nieco ponad 97 tys. przypadków zakażenia koronawirusem i 4714 zgonów (stan na 25.07). Na Bali odnotowano 3 tys. przypadków i 48 zgonów.
Liga zawieszona
W połowie marca, gdy pandemia była coraz mocniej odczuwalna, postanowiono zawiesić miejscową ligę. Podjęto taką samą decyzję, jak w większości lig na świecie. Wszystkie zawieszano, aby na stadionach nie gromadziły się rzesze kibiców, które mogłyby doprowadzić potem do rozwoju epidemii.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: rzut wolny, z którego śmieje się cały świat. Co oni narobili?!W Indonezji zdołano rozegrać zaledwie trzy kolejki. Sezon dopiero się rozpoczynał. Zanim postanowiono przerwać ligę, świetnie radziła sobie drużyna Persib, która wygrała wszystkie trzy mecze.
W jej składzie znajduje się chociażby Geoffrey Castillion. Dla przeciętnego kibica to anonimowy piłkarz. Kiedyś wróżono mu wielką karierę. Debiutował w Ajaxie Amsterdam, później grał w innych holenderskich klubach, a w 2020 roku przeniósł się właśnie do Indonezji. Zaczął świetnie, bo w trzech meczach strzelił dwa gole.
Wrócą turyści
Indonezja podjęła decyzję, że 11 września znów będzie wpuszczać zagranicznych turystów na Bali. - Szturmu może nie będzie, ale widzę, że bardzo dużo osób chce przylecieć. Pyta, planuje - opowiada Anna Błażejewska.
Sama na pandemii mocno ucierpiała. Oprowadza turystów, pokazuje im unikalne miejsca. Opowiada o lokalnych zwyczajach. Kiedy zniknęli turyści, zamknięto atrakcje, to wszystko stanęło.Błażejewska mówi, że w pewnym momencie mocno zastanawiała się, czy wrócić do Polski, czy zostać na Bali. Wszystkie kraje wysyłały samoloty po swoich obywateli. Dlatego z czasem na Bali było coraz mniej ludzi. Polska ambasada doradzała powrót do kraju, ponieważ sytuacja w Indonezji mogła zrobić się poważniejsza, jeśli koronawirus przybrałby na sile. Ostatecznie Błażejewska postanowiła zostać.
- Ale było widać, że dużo turystów utknęło na wyspie. Z Bali najpierw zniknęli Chińczycy, a w drugiej połowie marca wszyscy zaczęli wracać. Każdy kraj nakłaniał obywateli do powrotu. Miałam taki moment, że zastanawiałam się, czy wracać. Ambasada trochę straszyła, że może być źle, ale zostałam - mówi.
Puste plaże na Bali:
Duży znak zapytania przy lidze
Chociaż rząd zdecydował się na powrót turystów, to nadal nie wiadomo, czy liga indonezyjska wróci do gry. W miejscowych mediach pojawiły się spekulacje, że w 2020 roku nie ma co liczyć na dokończenie sezonu. Tym bardziej, że w marcu, kiedy podjęto decyzję o zawieszeniu rozgrywek, w Indonezji odnotowano wręcz znikomą liczbę zakażeń. Nie przekraczała wówczas 100 przypadków dziennie.
W lipcu nie było dnia, gdy liczba przypadków dziennie była mniejsza niż 1000, a 9 lipca padł nawet niechlubny rekord - 2657.W tym tygodniu odbyło się spotkanie przedstawicieli pierwszej i drugiej ligi. Dyskutowano o możliwościach dokończenia sezonu. Wszyscy byli zgodni, że jeśli liga miałaby wrócić, to bez kibiców i z dużym rygorem sanitarnym: testy, izolacja, dezynfekcja.
Jednak na razie to plany. Wciąż nie podjęto wiążących decyzji.
Siłownie otwarte, restauracje też
- Miejsca, które gromadzą większą liczbę osób, mają specjalne protokoły zdrowia. Przy wejściu sprawdzana jest temperatura, trzeba mieć założoną maseczkę, umyć ręce. Tak jest np. w świątyniach - mówi Anna Błażejewska.
- Sytuacja wygląda tak, że jakby ktoś przyjechał teraz na Bali, to nie zorientowałby się, że jest wirus. Był taki czas, że było bardzo pusto. Przypominam sobie wyjazd w kwietniu do supermarketu. Żeby tam dotrzeć, trzeba skorzystać z drogi szybkiego ruchu, która bardzo często korkuje się. Ale wtedy było kompletnie pusto. Jechaliśmy też do Ubud i miasteczko wyglądało jak wymarłe - opowiada.
Błażejewska mówi, że był moment, gdy w aptekach brakowało maseczek, płynów dezynfekujących czy leków przeciwgorączkowych. Ale dzisiaj wszystko wróciło do normy.
Za brak maseczki nie ma kar pieniężnych. - Zdarzały się takie historie, że jak kogoś złapano bez maseczki, to policja kazała robić... pompki. Robią też takie "łapanki". Stoi 20-30 policjantów i wyłapują osoby do testów - mówi.
Przywrócono też transport pomiędzy wyspami, ale za każdym razem trzeba robić test. - Jest kosztowny. Trzeba zapłacić 350 tys. rupii (około 92 zł - przyp. red.). Czasem są wykonywane na miejscu. Jeśli nie, to należy przynieść ze sobą negatywny wynik przed wejściem na pokład samolotu lub łodzi - podsumowuje Anna Błażejewska.
Anna Błażejewska w świątyni Tanah Lot:
Zobacz także: Kolumbijczycy dowiedzieli się o oprawie Lecha Poznań. Są zdegustowani
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie