- Plan jest taki, żeby od 31 lipca wszystkie atrakcje turystyczne na Bali były dostępne dla Indonezyjczyków. Wszystko powoli się otwiera, co zauważyliśmy podczas podróżowania po wyspie - przyznaje Anna Błażejewska, która prowadzi stronę wazji.pl, na Bali jest przewodnikiem i ma swoje biuro podróży.
W Indonezji, gdzie mieszka około 262 mln osób, potwierdzono nieco ponad 97 tys. przypadków zakażenia koronawirusem i 4714 zgonów (stan na 25.07). Na Bali odnotowano 3 tys. przypadków i 48 zgonów.
Liga zawieszona
W połowie marca, gdy pandemia była coraz mocniej odczuwalna, postanowiono zawiesić miejscową ligę. Podjęto taką samą decyzję, jak w większości lig na świecie. Wszystkie zawieszano, aby na stadionach nie gromadziły się rzesze kibiców, które mogłyby doprowadzić potem do rozwoju epidemii.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: rzut wolny, z którego śmieje się cały świat. Co oni narobili?!
W Indonezji zdołano rozegrać zaledwie trzy kolejki. Sezon dopiero się rozpoczynał. Zanim postanowiono przerwać ligę, świetnie radziła sobie drużyna Persib, która wygrała wszystkie trzy mecze.
W jej składzie znajduje się chociażby Geoffrey Castillion. Dla przeciętnego kibica to anonimowy piłkarz. Kiedyś wróżono mu wielką karierę. Debiutował w Ajaxie Amsterdam, później grał w innych holenderskich klubach, a w 2020 roku przeniósł się właśnie do Indonezji. Zaczął świetnie, bo w trzech meczach strzelił dwa gole.
Wrócą turyści
Indonezja podjęła decyzję, że 11 września znów będzie wpuszczać zagranicznych turystów na Bali. - Szturmu może nie będzie, ale widzę, że bardzo dużo osób chce przylecieć. Pyta, planuje - opowiada Anna Błażejewska.
Sama na pandemii mocno ucierpiała. Oprowadza turystów, pokazuje im unikalne miejsca. Opowiada o lokalnych zwyczajach. Kiedy zniknęli turyści, zamknięto atrakcje, to wszystko stanęło.
- Ostatnią grupę miałam w połowie marca i od tego czasu nikt nie przyjeżdżał. Przez ostatnie miesiące nie miałam żadnych dochodów i dlatego bardzo liczę, że we wrześniu wszystko powoli zacznie wracać do normy. Uważam, że jest bezpiecznie, ale każdy powinien sam ocenić ryzyko - przyznaje.
Błażejewska mówi, że w pewnym momencie mocno zastanawiała się, czy wrócić do Polski, czy zostać na Bali. Wszystkie kraje wysyłały samoloty po swoich obywateli. Dlatego z czasem na Bali było coraz mniej ludzi. Polska ambasada doradzała powrót do kraju, ponieważ sytuacja w Indonezji mogła zrobić się poważniejsza, jeśli koronawirus przybrałby na sile. Ostatecznie Błażejewska postanowiła zostać.
- Ale było widać, że dużo turystów utknęło na wyspie. Z Bali najpierw zniknęli Chińczycy, a w drugiej połowie marca wszyscy zaczęli wracać. Każdy kraj nakłaniał obywateli do powrotu. Miałam taki moment, że zastanawiałam się, czy wracać. Ambasada trochę straszyła, że może być źle, ale zostałam - mówi.
Puste plaże na Bali:
Duży znak zapytania przy lidze
Chociaż rząd zdecydował się na powrót turystów, to nadal nie wiadomo, czy liga indonezyjska wróci do gry. W miejscowych mediach pojawiły się spekulacje, że w 2020 roku nie ma co liczyć na dokończenie sezonu. Tym bardziej, że w marcu, kiedy podjęto decyzję o zawieszeniu rozgrywek, w Indonezji odnotowano wręcz znikomą liczbę zakażeń. Nie przekraczała wówczas 100 przypadków dziennie.
W lipcu nie było dnia, gdy liczba przypadków dziennie była mniejsza niż 1000, a 9 lipca padł nawet niechlubny rekord - 2657.
"Statystyki są znacznie wyższe niż trzy lub cztery miesiące temu" - zauważa miejscowy portal liga-indonesia.id.
W tym tygodniu odbyło się spotkanie przedstawicieli pierwszej i drugiej ligi. Dyskutowano o możliwościach dokończenia sezonu. Wszyscy byli zgodni, że jeśli liga miałaby wrócić, to bez kibiców i z dużym rygorem sanitarnym: testy, izolacja, dezynfekcja.
Jednak na razie to plany. Wciąż nie podjęto wiążących decyzji.
Siłownie otwarte, restauracje też
- Miejsca, które gromadzą większą liczbę osób, mają specjalne protokoły zdrowia. Przy wejściu sprawdzana jest temperatura, trzeba mieć założoną maseczkę, umyć ręce. Tak jest np. w świątyniach - mówi Anna Błażejewska.
Przyznaje, że na Bali nie było obostrzeń. Rząd nie kazał zamykać restauracji czy siłowni. - Każde takie miejsce indywidualnie podejmowało decyzję - tłumaczy i dodaje: - W mojej wiosce jest bardzo rygorystycznie. Plaże są zamknięte i dostępne tylko dla osób, które tutaj mieszkają. Ale trzy wioski dalej życie toczyło się cały czas normalnie. Wszystko było i jest pootwierane: restauracje czy siłownie. Nie było obostrzeń, tylko każda siłownia sama decydowała: zamknąć się czy nie, wprowadzić limity osób czy nie.
Brak turystów sprawił, że hotele znacząco obniżyły ceny wynajmu pokojów. W niektórych miejscach było taniej nawet o połowę. Także restauracje wprowadzały różne promocje, aby zachęcić do przychodzenia do ich lokalu.
- Sytuacja wygląda tak, że jakby ktoś przyjechał teraz na Bali, to nie zorientowałby się, że jest wirus. Był taki czas, że było bardzo pusto. Przypominam sobie wyjazd w kwietniu do supermarketu. Żeby tam dotrzeć, trzeba skorzystać z drogi szybkiego ruchu, która bardzo często korkuje się. Ale wtedy było kompletnie pusto. Jechaliśmy też do Ubud i miasteczko wyglądało jak wymarłe - opowiada.
Błażejewska mówi, że był moment, gdy w aptekach brakowało maseczek, płynów dezynfekujących czy leków przeciwgorączkowych. Ale dzisiaj wszystko wróciło do normy.
Za brak maseczki nie ma kar pieniężnych. - Zdarzały się takie historie, że jak kogoś złapano bez maseczki, to policja kazała robić... pompki. Robią też takie "łapanki". Stoi 20-30 policjantów i wyłapują osoby do testów - mówi.
Przywrócono też transport pomiędzy wyspami, ale za każdym razem trzeba robić test. - Jest kosztowny. Trzeba zapłacić 350 tys. rupii (około 92 zł - przyp. red.). Czasem są wykonywane na miejscu. Jeśli nie, to należy przynieść ze sobą negatywny wynik przed wejściem na pokład samolotu lub łodzi - podsumowuje Anna Błażejewska.
Anna Błażejewska w świątyni Tanah Lot:
Zobacz także: Koronawirus. Wenezuela: brakuje leków, rząd tuszuje liczbę zakażonych. Liga piłkarska stoi od 4 miesięcy
Zobacz także: Kolumbijczycy dowiedzieli się o oprawie Lecha Poznań. Są zdegustowani