Grenlandia. Futbol, Grzegorz Lato, Robert Lewandowski i koronawirus
- Adam, będziesz grał jak Lato? - usłyszał Adam Jarniewski, gdy w okolicach koła podbiegunowego, w maleńkim Sisimiut na Grenlandii, dość niespodziewanie przyszło zagrać mu w meczu pomiędzy reprezentantami szkoły a pracownikami urzędu miasta.
- Grenlandczycy bardzo interesują się piłką nożną. Znają oczywiście Lewandowskiego, ale nie tylko. Znani byli również polscy piłkarze ręczni, Karol Bielecki czy bracia Jureccy. Niektórzy słyszeli o Justynie Kowalczyk - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty Adam Jarniewski, autor książki "Nie mieszkam w igloo". Od 2006 roku mieszka na Grenlandii, gdzie założył rodzinę.
Tuż przy kole podbiegunowym
Lotnisko, restauracje, muzeum, hotel 3-gwiazdkowy, siłownia z widokiem na góry i morze, market otwarty do późna i stadion. W 5,5-tysięcznym Sisimiut jest właściwie wszystko, czego potrzeba do życia w mieście tej wielkości. Położone w okolicach koła podbiegunowego, około 320 km na północ od stolicy kraju Nuuk, doczekało się mistrzostw Grenlandii w piłce nożnej w 2019 roku.
- Zawody odbyły się na nowiutkiej płycie boiska. Do tej pory grano na boisku szutrowym, co wyglądało dużo mniej profesjonalnie, ale dodawało spektaklowi specyficznego uroku. Czasem niewiele było widać pod tumanami kurzu, który unosił się nad boiskiem - mówi nam Adam Jarniewski, naoczny świadek mistrzostw Grenlandii.
- W ostatnich latach w niemal wszystkich grenlandzkich miastach położono sztuczną nawierzchnię. Na szczęście nie zmieniano "trybun" i widzowie nadal oglądają mecze z otaczających boisko skał. Mam nadzieję, że tak już pozostanie, nie tylko dlatego, że nie trzeba kupować biletów na mecze. Siedzący na "kamiennej trybunie" widzowie tworzą po prostu oryginalny i niepowtarzalny klimat, nie do odtworzenia kiedy trzeba być przykutym do krzesełka w odpowiednim sektorze czy z konkretnym numerem miejsca - dodaje.W mistrzostwach biorą w nich udział tylko piłkarze-amatorzy. Turniej cieszy się ogromną popularnością, a mecze są pokazywane w grenlandzkiej telewizji.
- Po zawodach tworzona jest oczywiście jedenastka mistrzostw, wybierany jest najlepszy zawodnik, najlepszy "technik" oraz największy walczak. Po ostatnim gwizdku w niebo lecą uwielbiane przez Grenlandczyków fajerwerki. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że zawody odbywają się w czasie dnia polarnego i nieważne, o której godzinie skończyłby się finał, nad "Stadio de Sisimiut" i tak będzie widno - uśmiecha się Jarniewski.
Koronawirus dotarł na Grenlandię
Na razie nie wiadomo, czy w 2020 roku obędą się mistrzostwa. Początkowo zostały odwołane, ale wciąż nie jest to ostateczna decyzja. - Czekają na rozwój sytuacji. Grenlandczycy nie muszą mieć wszystkiego dokładnie zaplanowanego. Spontaniczność, nawet w takich sytuacjach, to rzecz dość powszechna - przyznaje nasz rozmówca.
Nawet na Grenlandię dotarł koronawirus. Potwierdzono 13 przypadków zakażeń, ale ani jednego zgonu. W Sisimiut, drugim największym mieście na Grenlandii, oficjalnie nie ma żadnego zakażenia.Poza pracą w miejscowej szkole prowadzi także małą działalność turystyczną pod nazwą "Poznaj Grenlandię". Stara się pokazać swoim gościom życie z perspektywy polsko-grenlandzkiej rodziny. Koncentruje się na tradycjach, kulturze i kulinariach. Ważnym elementem każdego pobytu jest outdoor i natura. - To nieodłączne składniki życia na Grenlandii. Jestem również w trakcie pisania drugiej książki o Grenlandii, tym razem dla dzieci i młodzieży. Mam nadzieję, że ukaże się na jesień - zdradza.
"Adam, będziesz grał jak Lato?"
Jarniewski przyleciał na Grenlandię w 2006 roku. Jego ówczesna dziewczyna, a dzisiaj żona, Grenlandka, była w ciąży. Jak przyleciał, tak został do dzisiaj.
"Pierwsze co rzuca się w oczy, to wspaniale komponujące się z malowniczym górskim krajobrazem kolorowe domki. Następną rzeczą, na którą zwróciłem uwagę, to przykute do nagich skał grenlandzkie psy leżące bezczynnie i wygrzewające się w słońcu w oczekiwaniu na nadejście zimy, kiedy to będą mogły ciągnąć sanie w poszukiwaniu zwierzyny. To wszystko wraz z widokiem mej brzemiennej Innuitki sprawiło, że po raz pierwszy w życiu przeżyłem to co niektórzy nazywają szokiem kulturowym. Chyba dopiero wtedy zdałem sobie sprawę z powagi decyzji, jaką podjąłem przeprowadzając się na Grenlandię" - pisał w swojej książce "Nie mieszkam w igloo".
"Na Grenlandię wybrałem się trochę 'na pałę'. Nie miałem załatwionej pracy, miałem za to dziewczynę w ciąży i cały swój dobytek w plecaku pamiętającym jeszcze pierwszy rok studiów. Jedyny domniemany pracodawca, z którym udało mi się nawiązać kontakt przed przyjazdem, to miejscowa szkoła podstawowa. Nie było to nic konkretnego i nie gwarantowało spokoju ducha. Pamiętając o deficycie nauczycieli na Grenlandii, jakiś miesiąc przed opuszczeniem naszego kontynentu zawiadomiłem tamtejsze szkoły, że niedługo przyjeżdżam i byłbym zainteresowany podjęciem pracy" - dodał.
Jak mówi, śnieg jednak nie zawsze stanowi przeszkodę, bo na wyspie istnieje również tzw. grenlandzki futbol obecny na przerwach w szkołach czy też podczas spotkań rodzinnych. Gra ta nie ma ściśle określonych reguł, jest mieszanką rugby i futbolu, przy czym piłkę raczej trzeba kopać, niż trzymać w rękach. Często gra się w głębokim śniegu, który na szczęście, w miarę postępującej gry, a zarazem zmęczenia zawodników, się ubija.
Siłownia z widokiem na góry i morze
Na Grenlandii popularne są również inne dyscypliny. W Sisimiut, obok dwóch klubów piłkarskich, można chodzić na piłkę ręczną, tenis stołowy, narciarstwo biegowe i zjazdowe, snowboard, taekwondo, badminton, siatkówkę i koszykówkę. Do tego są organizowane zajęcia cross-fit, pilates czy jogi.
- Oferta często zależna jest jednak od tego, czy w miasteczku akurat jest jakiś trener. Czasem zdarza się, że są to naprawdę zaangażowane osoby. Na przykład moja córka chodzi obecnie na zajęcia z cheerleadingu prowadzone przez mistrzynię Danii w tej dyscyplinie, która obecnie pracuje jako lekarz w naszym szpitalu. Jak tylko opuści Grenlandię, skończy się możliwość uczestniczenia w treningu - rozkłada ręce.
Nie ma tu akademii piłkarskich w europejskim pojęciu, ale najlepsi zawodnicy zbierają się czasem na obozy treningowe w jednej z miejscowości (najczęściej w stolicy) bądź za granicą (Islandia lub Dania). Grenlandczycy biorą oczywiście udział w różnych międzynarodowych zawodach, piłkarze nie są zrzeszeni w FIFA, ale piłkarze ręczni są członkami światowej federacji. Mogą uczestniczyć w mistrzostwach globu i kontynentu (uczestniczą w mistrzostwach panamerykańskich). Z medalami mistrzostw świata przyjeżdżają za to grenlandzcy teakwondziści.
- Mamy siłownię z widokiem na góry i morze. Jest również hala sportowa i dwie sale gimnastyczne przy szkołach podstawowych. Wszystkie obiekty są zajęte od godzin porannych do późnych godzin wieczornych - podsumowuje.
Zobacz także: Koronawirus. Norwegia wraca do normalności, sport musi czekać
Zobacz także: Koronawirus nie sparaliżował Islandii. Futbol wrócił na stadiony