Lechia do przerwy prowadziła z Cracovią po golu Omrana Haydary'ego. Drugą połowę wygrały Pasy i do wyłonienia zdobywcy trofeum potrzebna była dogrywka, w której o zwycięstwie krakowian przesądził Mateusz Wdowiak.
- Szkoda, że nie ma dwóch pucharów, bo obie drużyny zasłużyły na trofeum. Stworzyły wspaniale widowisko - mówi Piotr Stokowiec.
- Jestem pełen podziwu dla mojej drużyny, pokazała charakter. Taką drużynę aż chce się prowadzić. Byliśmy świadkami pasjonującego meczu, trzymającego w napięciu do samego końca. Mimo osłabienia byliśmy groźni do samego końca - dodaje opiekun Lechii.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: piłkarz Legii Warszawa zrezygnował z urlopu. Już trenuje do nowego sezonu
- Ale życie to sukcesy i porażki - trzeba iść dalej. Wyjeżdżamy z Lublina z podniesionymi głowami. W godnym stylu oddaliśmy ten puchar. Szkoda, bo była wielka szansa na obronę trofeum. Moi piłkarze nie potrzebują współczucia, to są twardzi faceci - podkreśla Stokowiec.
Trener gdańszczan zaskoczył składem, wystawiając od pierwszej minuty Żarko Udovicicia. Zapytany, czy była to spontaniczna decyzja, odpowiada: - Spontanicznie to zonie kwiaty kupuję. W piłce nożnej na spontaniczność można sobie pozwolić w końcówce meczu.
Od 79. minuty Lechia grała w osłabieniu po czerwonej kartce dla Mario Malocy za faul na Pelle van Amersfoorcie. Stokowiec nie ma pretensji do obrońcy: - To był błąd. Piłka nożna to gra błędów. Też dzięki Mario awansowaliśmy do finału. Łatwo teraz w kogoś uderzyć. Tworzymy drużynę.