Takich przykładów w polskim futbolu było sporo. Niegdyś Daniel Kokosiński nie chciał odejść z Polonii Warszawa, więc ówczesny właściciel Józef Wojciechowski stworzył tzw. "Klub Kokosa", w którym były zawodnik Znicza Pruszków odbywał treningi polegające np. na bieganiu po schodach stadionu.
Podobne upokorzenia przeżywał Sebino Plaku, gdy nie miał zamiaru rozwiązywać umowy ze Śląskiem Wrocław. W Cracovii "zajęcia" na wzór tych z Warszawy mieli Paweł Drumlak czy Przemysław Kulig, a ostatnio w szwedzkiej prasie na Jagiellonię Białystok i jej metody narzekał Sebastian Rajalakso.
Dziś "Kluby Kokosa" wykluczają przepisy
Adwokat Marcin Kwiecień zajmował się w przeszłości sporem sądowym Plaku ze Śląskiem i doskonale zna realia. - Obecnie istnieje już przepis, który powstał właśnie na kanwie sprawy Plaku. Pierwszy był oczywiście przypadek Kokosińskiego, tyle że on nie wystąpił na drogę sądową. Plaku to zrobił, w efekcie stworzono regulację, że treningi indywidualne mogą być prowadzone tylko w wyraźnie uzasadnionych względami medycznymi lub sportowymi przypadkach. Jeśli chodzi o Plaku, to sam klub nie był w stanie stwierdzić, czemu takie treningi miały służyć.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: piłkarz Legii Warszawa zrezygnował z urlopu. Już trenuje do nowego sezonu
Albańczyk, który grał we Wrocławiu w latach 2013-2015, nie zgadzał się na przedwczesne rozwiązanie umowy. - To najbardziej typowy przypadek, gdy kluby stosowały wobec zawodników represje. Drugi dotyczył braku chęci przedłużenia kontraktu, ale on miał miejsce rzadziej. Kokosiński czy Plaku właśnie nie chcieli szybciej odejść. Jeśli chodzi o tego drugiego, zaproponowano mu obniżkę wynagrodzenia o 50 procent, na którą nie przystał. Dlatego postanowiono mu zatruć życie w inny sposób i klub zarządził treningi trzy razy dziennie. Były one planowane w różnych miejscach miasta i w takich godzinach, by zawodnik miał np. problem ze zjedzeniem posiłku, a gdy się spóźnił, Śląsk zyskiwał pretekst, by nakładać kary - opowiada Kwiecień.
Przepisy nie rozwiązują jednak wszystkich problemów. - W futbolu panuje taka mentalność, że zawodnicy na wiele rzeczy się godzą. Boją się być źle kojarzeni w środowisku. Nawet najlepsze regulacje nic nie pomogą, jeśli sami piłkarze nie będą mieć świadomości prawnej. Oni doskonale wyczuwają, kiedy indywidualny trening ma polepszyć ich osiągnięcia, a kiedy do czegoś zmusić, jednak nie zawsze walczą o swoje. Procedury w Polskim Związku Piłki Nożnej też nie zachęcają, bo ciągną się długo. Plaku ostatecznie uzyskał sprawiedliwość i dostał odszkodowanie, ale PZPN w dwóch instancjach oddalił jego żądania, a pomyślne dla piłkarza postanowienie wydał dopiero Trybunał Arbitrażowy w Lozannie. Do momentu zakończenia sprawy minęły prawie dwa lata i w tym czasie zawodnik znajdował się w próżni.
Sprawa Sebastiana Rajalakso skończy się w mediach
Ostatnie dni przyniosły wiele nowych informacji o pobycie Sebastian Rajalakso w Jagiellonii Białystok. Szwedzki pomocnik spędził na Podlasiu tylko pół roku (rundę wiosenną sezonu 2013/2014) i niedawno opowiedział mediom o swoich wrażeniach. Część z nich brzmi kuriozalnie - choćby te o teoretycznych zajęciach z futbolu, żonglerce z niewidzialną piłką, wielogodzinnym bieganiu w lesie, czy wizytach na stadionie lekkoatletycznym, gdzie podczas biegania musiał uważać, by nie zostać trafionym oszczepem bądź dyskiem.
- Trudno się w tym temacie wypowiadać, bo każdy obstaje przy swoim. Klub nie przyzna racji zawodnikowi, zresztą wydał już oświadczenie, w którym wszystkiemu zaprzeczył. Sam piłkarz natomiast opisuje te wydarzenia po ponad pięciu latach, więc jego wersji nie da się zweryfikować - zaznaczył Kwiecień.
Dlatego na poznanie całej prawdy nie ma w praktyce szans. - W kwestii Rajalakso nie wypowiedział się żaden organ, więc pewnie nigdy się już nie dowiemy, jak to w rzeczywistości wyglądało. Sprawa zakończy się na przepychankach w mediach - stwierdził adwokat.
Czytaj także:
PKO Ekstraklasa. Lech Poznań pobije rekord transferowy? "Tego lata nie ma na to szans"
Miliony dla sportu w nowym budżecie Unii Europejskiej