W piątek padł kolejny rekord zakażeń koronawirusem w Polsce. Odnotowano aż 809 nowych przypadków. Epidemia dotyka też kluby sportowe. Przykładów jest sporo. Można wymienić chociażby Lechię Gdańsk, Wisłę Płock czy Torus Wybrzeże Gdańsk.
W wielu dyscyplinach wprowadza się różne zabezpieczenia, jak chociażby obowiązkowe testy na koronawirusa. Są też procedury postępowania na wypadek wykrycia zakażenia.
Zdecydowanie inaczej sytuacja wygląda w piłkarskiej Ekstralidze kobiet. - Nie przewidujemy testów. Nie słyszałem też, żeby którykolwiek klub wykonywał je na własną rękę - informuje szef polskiej piłki kobiecej Zbigniew Bartnik, cytowany przez sport.tvp.pl.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: rzut wolny, z którego śmieje się cały świat. Co oni narobili?!
Kluby otrzymały pewne wytyczne. Wiadomo, że kibice mogą wypełnić 50 proc. trybun. Warunkiem jest zachowywanie 1,5-metrowego dystansu, a także zakrywanie twarzy. Na murawie nie będzie przybijania "piątki", a ponadto ogranicza się wszelkie bliskie kontakty.
Na razie nie wiadomo, co by się stało, gdyby któraś z zawodniczek została zakażona. Stosownych procedur nie ma, choć liga startuje za moment.
- Takich szczegółów dziś jeszcze nie mamy. To należy do decyzji DRK (Departamentu Rozgrywek Krajowych - dop. red.) i propozycji zespołu medycznego, który ma za zadanie je przygotować - dodaje Bartnik.
Niepokoić może szczególnie to, że kobieca piłka nożna startuje w momencie, gdy wzrosty zakażeń są tak pokaźne. Obecnie zachorowań jest zdecydowanie więcej niż wtedy, kiedy podjęto decyzję o przedwczesnym zakończeniu ekstraligowego sezonu.
Czytaj także:
- Ojciec Lionela Messiego przeprowadził się do Mediolanu. Nie milkną spekulacje
- Bayern Monachium - Chelsea FC. Hansi Flick szykuje niespodziankę w składzie