Zadzwoniłem do Patryka Kniata. Zapytałem czy w tym roku starał się o kurs UEFA Pro, który pozwoli mu pracować w piłce zawodowej. Zaśmiał się i powiedział, że to nie ma sensu, bo jego szanse są właściwie zerowe. Raz startował w 2016 roku, spełniał kryteria, nie dostał się. Poczeka, aż zmieni się władza.
Patryk Kniat pracował z grupami młodzieżowymi w Lechu Poznań. Zawodnicy, z którymi pracował, to m. in. Karol Linetty, Jan Bednarek, Dawid Kownacki, Tomasz Kędziora czy Bartosz Bereszyński. Był też przez chwilę na ławce jako asystent w pierwszym zespole. Był też drugim trenerem w Arce Gdynia i Wiśle Płock. Tę drugą drużynę prowadził nawet samodzielnie, gdy z powodów osobistych musiał zrezygnować Leszek Ojrzyński.
Na razie nie może pracować wyżej niż w 3. lidze, ponieważ nie ma licencji UEFA Pro. Może gdyby się postarał... ale nie łudzi się, tak jak wielu innych młodych, zdolnych trenerów. W tym roku odrzuconych zostało kilku naprawdę utalentowanych szkoleniowców, mimo że spełniali wszystkie kryteria. Zablokowano im możliwość rozwoju zawodowego.
ZOBACZ WIDEO: Nie tylko FIFA The Best. Robert Lewandowski ma szansę na kolejną prestiżową nagrodę
Na kurs UEFA Pro są tylko 24 miejsca w Polsce. PZPN twierdzi, że to wymóg UEFA. Jakiś czas temu zapytałem w UEFA, odpowiedzieli, że każda federacja robi tyle kursów, ile potrzebuje.
Nie ma jasnych kryteriów oceny, członkowie komisji zdecydują, czy nadajesz się na trenera, czy nie. I pewnie można by było uznać, że to jest ok, bo przecież w całej Europie wygląda podobnie. Jaka jest różnica? W Polsce, mając niższą licencję - UEFA A, może pracować najwyżej w 3. lidze. W Anglii i wielu innych krajach dwie ligi wyżej. A to o tyle istotne, że to granica rozwoju. W III lidze zarabia się średnio, w II i I już dużo lepiej. Trener ma inne możliwości.
Ale nie chodzi tylko o zawiedzione nadzieję. Warto zwrócić uwagę, że PZPN pokazuje, iż ma w nosie obowiązujące przepisy, tworzy państwo w państwie. Grupka osób daje do zrozumienia, że stoi ponad przepisami.
Ograniczenie stosowane przez PZPN jest niezgodne z konstytucją. Artykuł 65, ustęp 1 mówi: "Każdemu zapewnia się wolność wyboru i wykonywania zawodu oraz wyboru miejsca pracy. Wyjątki określa ustawa".
Nie ma żadnego wyjątku mówiącego o zawodzie trenera. Są na przykład zawody zaufania publicznego, takie jak lekarz, dentysta, psycholog, biegły rewident i jeszcze kilka innych - żeby wykonywać te zawody trzeba mieć specjalne uprawnienia. Żeby wykonywać zawód trenera, żadne uprawnienia według polskiego prawa nie są potrzebne.
Jak czytamy na stronie prawosprtowe.pl: "Polskie związki sportowe zgodnie z art. 13 ust. 1 ustawy o sporcie mają wyłączne prawo, m.in. do organizowania współzawodnictwa w ramach danej dyscypliny sportowej, jak i ustanawiania reguł sportowych i organizacyjnym w ramach danego sportu. Można przyjąć, iż w tym katalogu zawiera się również możliwość regulowania statusu trenerskiego w ramach dyscypliny. Jednak przepisu tego nie można rozpatrywać w oderwaniu od postanowień konstytucyjnych, z którymi musi być zgodny Chodzi tu o określone w art. 65 ust. 1 Konstytucji RP prawo do wyboru i wykonywania zawodu.
Konfrontując te dwa przepisy, dochodzimy tu do wniosku, że art. 13 ust. 1 ustawy o sporcie nie może być rozumiany jako ograniczający prawo wyboru i wykonywania zawodu. Ani polski związek sportowy nie jest organem uprawnionym do wprowadzania tego rodzaju powszechnie obowiązujących ograniczeń, ani też nie sposób jego aktów utożsamiać z ustawą, o której mowa w art. 65 ust. 1 Konstytucji RP".
Mówiąc wprost: ograniczenie narzucone przez PZPN jest niezgodne z konstytucją. Wiktor Klimczewski z Wydziału Prawa Uniwersytetu Warszawskiego zauważa dalej w artykule na stronie prawosportowe.pl, że licencja może mieć jedynie dodatkową wartość dla pracodawcy.
"Nie oznacza to jednak, iż polski związek sportowy nie może wprowadzać w organizowanym przez siebie współzawodnictwie sportowym kwalifikacji trenerów, czy też instruktorów. Takie kwalifikowanie trenerów np. poprzez przyznawanie im określonych klas nie może jednak wpływać na zakres zatrudnienia takiego trenera. Będzie to sygnał dla klubów sportowych, iż określona osoba posiada dodatkowe kwalifikacje i umiejętności sprawdzone i potwierdzone przez polski związek sportowy, co być może ułatwiać będzie takim trenerom znalezienie zatrudnienia. Decyzja w tym zakresie należeć jednak będzie do konkretnych klubów sportowych".
Oczywiście, każdy musi mieć świadomość, że związek nigdy nie dopuści do tego, by każdy mógł wykonywać zawód trenera. Będzie zasłaniał się wysokim poziomem, choć faktycznie powodem są finanse. Kursy trenerskie to spore pieniądze dla związku. A że w Polsce nie obowiązuje prawo precedensu, związek stać na to, by każdorazowo sądzić się z trenerem, któremu odebrano możliwość wykonywania zawodu.
Pytany o to przez dziennikarzy Dariusz Pasieka z PZPN mówi, że przecież trzeba mieć prawo jazdy, żeby jeździć. I ma rację. Różnica jest taka, że prawo jazdy możesz zrobić, jeśli spełniasz kryteria. Żeby pracować w poważnej piłce, musisz podobać się komisji.
W Polsce licencję UEFA Pro ma obecnie niespełna 230 osób, z czego znaczna część jest nieaktywnych albo zajmuje inne stanowiska (np. Sławomir Kopczewski to prezes Podlaskiego Związki Piłki Nożnej). To oznacza, że mamy bardzo małą konkurencję na rynku. Ograniczanie dostępu do najwyższych lig to betonowanie sceny szkoleniowej, zabijanie wolnego rynku.
Jeśli na poziomie 3. lub 4. ligi jest jakiś utalentowany 30-letni trener, to dziś jest jasne, że nie dostanie on szansy w rozgrywkach profesjonalnych bez zgody Pasieki, Majewskiego i spółki. A o taką zgodę jest bardzo trudno, bo - tu wracamy do podstawy - liczba miejsc na kursie jest mocno ograniczona. Gdyby Julian Nagelsmann był Polakiem, pewnie teraz prowadziłby klub w okręgówce. Albo dał sobie spokój i otworzył sklep z ubraniami.
Dariusz Pasieka lubi podpierać się przykładem niemieckim, gdzie są podobne zasady. Tyle tylko że w Niemczech trenerów uprawnionych do prowadzenia klubów na najwyższym poziomie jest ok. 900, to zupełnie inny wymiar konkurencji, można powiedzieć, że rynek jest nasycony.
Polski rynek szkoleniowy stoi dziś na bardzo niskim poziomie. Wie to każdy, kto ogląda naszą Ekstraklasę. Zagranie do boku i wrzutka na wysokiego napastnika to taktyka stosowana w większości naszych klubów ligowych. Walka, laga (długa piłka) i stały fragment gry (rzut wolny bądź rożny) jest podstawą sukcesu większości drużyn. Potem mierzymy się z ekipami z zachodu i okazuje się, że nie potrafimy grać w piłkę, że mamy mniejszą kulturę gry nie tylko od wielkich tego świata, ale od Szwedów, Słowaków, Czechów czy nawet Luksemburczyków. Jesteśmy narodem ograniczonym piłkarsko, jesteśmy prymitywami futbolu. Nie ma przypadku w tym, że dziś nasza PKO Ekstraklasa zajmuje 32. miejsce w Europie. Za nami są już tylko półamatorzy i amatorzy. Blokowanie dostępu młodych, zdolnych trenerów do rynku, może sprawić, że polską piłkę czeka zapaść, jakiej jeszcze nie widziano. Nawet jeśli wydaje się nam, że niżej upaść się nie da.
W czasach rewolucji internetowej, gdy zdobywanie wiedzy jest dostępne niemal od ręki dla każdego, rynek powinno otworzyć się jak najszerzej, by spróbować przyciągnąć młodych fascynatów futbolu, mających pomysły niestandardowe, rewolucyjne. Niestety zamyka się go na nowe pomysły, świeżą krew.
Niestety dziś trzeba powiedzieć wprost: PZPN zabijając konkurencję, niszczy rynek szkoleniowy, dlatego wielu młodych trenerów z nadzieją czeka na zmiany w zarządzie PZPN. Mam spore obawy, czy się doczekają.
ZOBACZ Polska Ekstraklasa na peryferiach Europy
ZOBACZ inne teksty autora