PKO Ekstraklasa. Lechia Gdańsk. Żarko Udovicić: Trener nie był zadowolony, kiedy obejrzał filmik z moim udziałem

WP SportoweFakty / Agnieszka Skórowska / Na zdjęciu: Żarko Udovicić
WP SportoweFakty / Agnieszka Skórowska / Na zdjęciu: Żarko Udovicić

- Trener nie był zadowolony, kiedy obejrzał w internecie filmik z moim udziałem jak byłem w Serbii. Ktoś wrzucił nagranie, na którym śpiewam. To go mocno zdenerwowało. Nasze relacje są jednak dobre - mówi nam Żarko Udovicić z Lechii Gdańsk.

[b]

Sebastian Zwiewka, WP SportoweFakty: Rozpoczęliście bardzo trudny i wyczerpujący sezon. Jako piłkarze Lechii czujecie się optymalnie przygotowani do walki w PKO Ekstraklasie?
[/b]
Żarko Udovicić, piłkarz Lechii Gdańsk: Wszyscy wiedzą, że mieliśmy małe kłopoty w trakcie okresu przygotowawczego. Był on dla nas trochę krótszy, bo 7 czy 8 dni spędziliśmy na kwarantannie. To jednak nie było tak, że siedzieliśmy w domu i nic nie robiliśmy. Otrzymaliśmy rozpiski, więc przez cały dzień trenowaliśmy indywidualnie. Myślę, że przerwa na kadrę bardzo nam się przydała i w nadchodzących spotkaniach pokażemy się z lepszej strony niż w dwóch poprzednich.

Jeszcze wcześniej mieliście w dodatku krótkie urlopy. Udało się naładować baterie po ubiegłorocznych rozgrywkach?

Uważam, że tak. Nasz sezon trwał o pięć dni dłużej niż w przypadku większości drużyn występujących w PKO Ekstraklasie. Dotarliśmy przecież do finału Pucharu Polski. Dla mnie każdy urlop jest krótki, a tym bardziej teraz - w czasie pandemii koronawirusa. Nie narzekam, odpocząłem, zregenerowałem się, następnie wróciłem do pracy.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: zrobił to jak z Niemcami! Kapitalne podanie Grosickiego na treningu kadry

W Gdańsku spędził pan urlop, czy gdzieś pan wyjechał?

Byłem w Chorwacji z kolegami z drużyny - z Mario Malocą oraz Zlatanem Alomeroviciem. Nie chciałem ryzykować wyjazdu do Serbii - do domu rodziców, bo tam miesiąc temu pojawiła się druga fala koronawirusa. Nie zamierzałem po powrocie spędzać czasu na kwarantannie.

Nie bez powodu na samym wstępie zapytałem o wasze przygotowanie do sezonu. W ostatnim meczu z Rakowem Częstochowa (1:3) biegaliście znacznie mniej od przeciwników. Dlaczego tak się stało?

Raków - moim zdaniem - jest zespołem, który najwięcej biega w całej PKO Ekstraklasie i między innymi z tego to się wzięło. Nie ma co ukrywać. Spojrzałem na pomeczowe statystyki, pamiętajmy też, że przez większość spotkania graliśmy w dziesięciu. Na inaugurację w starciu z Wartą Poznań kończyliśmy mecz w pełnym składzie i biegowo nie wyglądało to tak źle. Wręcz wybiegaliśmy zwycięstwo.

Mówi pan, że Raków najwięcej biega w całej lidze, więc możemy spodziewać się podobnego scenariusza w kolejnych spotkaniach częstochowian? Chodzi mi o to, że inne zespoły również w tym elemencie nie będą powalały na kolana.

Myślę, że tak będzie. Naprawdę analizowałem statystyki także z poprzedniego sezonu i Raków miał świetne wyniki biegowe za każdym razem.

Na inaugurację pokonaliście w Grodzisku Wielkopolskim Wartę Poznań  (1:0), choć nie zagraliście jakoś idealnie. Beniaminek stworzył dużo więcej okazji od was, jednak brakowało mu skuteczności. Jak uspokoi pan gdańskich kibiców, których średnia gra trochę zaniepokoiła?

Zgadzam się, nasza gra na razie nie wygląda najlepiej. Powiem szczerze, że sami po sobie spodziewaliśmy się lepszej postawy, bo stać nas na dużo więcej. To jednak dopiero początek sezonu. W dwóch pierwszych meczach uzbieraliśmy trzy punkty. Pamiętajmy, że zagraliśmy w innym ustawieniu niż w poprzednich rozgrywkach - w takim rombie, bez skrzydeł. Czasami detale decydują o końcowych rezultatach. Być może jako drużyna jeszcze nie jesteśmy w 100 procentach przygotowani do tego systemu, ale wszystko z czasem przyjdzie. Trzeba poczekać i trenować.

W Grodzisku wszedł pan na boisko dopiero w 90. minucie. Jak wyglądał mecz z perspektywy ławki rezerwowych?

Nasza gra nie wyglądała dobrze. Gdy pojawiłem się na murawie, natychmiast chciałem zrobić coś konkretnego, jednak miałem mało czasu na rajd po skrzydle i ciężko było tego dokonać. W drugim spotkaniu natomiast dostałem od trenera więcej minut, lecz czerwona kartka znacząco utrudniła nam zadanie. Starałem się, walczyłem z całych sił, próbowałem unikać błędów. Biegałem po lewej flance, aby posyłać jak najwięcej dośrodkowań. Chciałem zmienić coś w grze, szukałem asysty, ale muszę na nią jeszcze poczekać.

No właśnie. W starciu z Rakowem zagrał pan przez 45 minut, czyli dużo więcej. Był pan aktywny, zabrakło jednak konkretów, o których pan mówi. Jaka w ogóle była taktyka na drugą połowę skoro musieliście toczyć bój w osłabieniu?

Ogólnie ciężko się gra w dziesiątkę, a Raków to dobra drużyna. Nasz plan posypał się po kilkudziesięciu sekundach drugiej połowy, zdecydowanie zbyt szybko straciliśmy bramki, co spowodowało, że mecz wymknął się nam spod kontroli. Nie możemy dopuszczać do takich sytuacji. Mogliśmy przynajmniej zremisować, wtedy ocena naszej postawy nie byłaby taka zła. Mój plan na drugą połowę? Taki jak kolejkę wcześniej - rajdy po skrzydle i próba zaskoczenia rywala, mimo że graliśmy bez jednego zawodnika.

Brakowało panu tego ostatniego podania. Miał pan do siebie pretensje z powodu braku precyzji, czy to koledzy nie zrozumieli pana pomysłów?

Miałem kilka dobrych dośrodkowań. Czasami zabrakło zrozumienia z napastnikami. Pamiętam sytuację, kiedy Omran Haydary był bliski oddania strzału. Gdyby trochę szybciej ruszył do piłki, to na pewno doszedłby do okazji strzeleckiej i to z niezłej pozycji. Z Rakowem nigdy nie gra się łatwo, gdyż obrońcy tej drużyny są bardzo wysocy, szczególnie Tomas Petrasek.

Z pana zdrowiem wszystko w porządku? Pytam, bo na początku 2020 roku dochodziły niepokojące sygnały. W pewnym momencie było nawet podejrzenie zawału serca. Klub później to zdementował. Jaka jest prawda?

Wszystko jest w porządku. Doszło po prostu do infekcji mięśnia, ale nie było mowy o żadnym zawale serca. Przez półtora miesiąca nie mogłem robić niczego związanego ze sportem, dopóki nie zrobiłem badań w Poznaniu. Po badaniu rezonansem lekarze potwierdzili, że nic złego się nie dzieje. Teraz też czuję się dobrze, dlatego cieszę się każdą minutą spędzoną na boisku. Wiemy, jak to wyglądało od lutego.

Odpoczywałem kilka tygodni, dopiero w końcówce mogłem pomóc kolegom. I to w ważnych meczach, ponieważ wystąpiłem przez chwilę we Wrocławiu. Gdybyśmy nie wygrali wtedy ze Śląskiem, to skończylibyśmy ligę nie na czwartym, a na siódmym miejscu. W finale Pucharu Polski niestety nie udało nam się pokonać Cracovii. Cieszę się, że w ogóle wróciłem do żywych i dołożyłem parę liczb.

Długo czekał pan na powrót.

Ciężko było mi wrócić po tym wszystkim, po prostu czekałem na szansę. Trenowałem, pracowałem, nie komentowałem. Na wszystko popatrzył architekt z góry i w końcu wróciłem do zespołu. W tym sezonie musi być tylko lepiej.

Kiedy zaczął pan trenować na pełnych obrotach po tej przerwie?

Dokładnie 15 marca dostałem zielone światło od lekarzy. Cały czas pojawiałem się na treningach w Gdańsku.

Czuje pan zaufanie trenera i to, że zaczyna pan sezon 2020/21 z tzw. "czystą kartą"? Pamiętamy o dwóch czerwonych kartkach, które wyeliminowały pana z wielu spotkań, o osłabieniu zespołu nie wspomnę.

Miałem wtedy dużego pecha z tymi czerwonymi kartkami. Wszyscy, którzy mnie znają wiedzą, że nawet żółtych kartek nie łapię za dużo. Sprawy potoczyły się tak, a nie inaczej. Na szczęście to już przeszłość i to już się nie powtórzy. W moim przypadku takie zdarzenia mogły mieć miejsce raz na milion razy w karierze.

A trener Piotr Stokowiec miał pretensje?

O to nie miał pretensji, bo to boiskowe zdarzenia. Trener nie był zadowolony, kiedy obejrzał w internecie filmik z moim udziałem jak byłem w Serbii. Otrzymałem kilka dni przerwy, a ktoś wrzucił nagranie, na którym śpiewam. To go akurat zdenerwowało, bo zdarzenie nastąpiło po przegranym meczu w Poznaniu.

Został pan w Gdańsku, trener daje panu szanse, więc wasze relacje są dobre?

Tak, oczywiście. Nie mogę narzekać na nasze kontakty. To trener Stokowiec chciał sprowadzić mnie do Lechii, za co jestem mu wdzięczny. Z Zagłębiem Sosnowiec spadłem do niższej klasy rozgrywkowej, a dzięki obecnemu szkoleniowcowi zostałem w PKO Ekstraklasie. Nic tylko walczyć i odwdzięczyć się dobrą grą.

Przechodził pan do Lechii z Zagłębia Sosnowiec jako najlepszy asystent ligi. Jest pan mocno zdeterminowany, żeby zaprezentować w Gdańsku topowy poziom?

Chcę dośrodkowywać piłki, ale też strzelać bramki oraz dokładać asysty. Właśnie po to dołączyłem do gdańskiej drużyny, aby swoją grą przyczyniać się do zwycięstw. Przed rokiem wystąpiłem tylko w czternastu spotkaniach, lecz jedna bramka i cztery asysty mnie nie zadowalają. Z różnych powodów grałem mało, ale z drugiej strony miałem przyjemność pokazać się w najważniejszych meczach. To cieszy.

Pana nominalna pozycja to lewa pomoc. Filip Mladenović odszedł do Legii Warszawa, zostaje Rafał Pietrzak. W razie potrzeby szkoleniowiec może wystawiać pana też na boku obrony. Rozmawialiście, czy tak też to będzie wyglądało?

Mogę grać na jednej i drugiej pozycji, jednak wolę w pomocy. Jestem do dyspozycji trenera. Jeśli wystawi mnie w defensywie, to też dam z siebie wszystko. Pokazałem to na przykład w starcie z Rakowem, kiedy trener przestawił mnie na ostatni kwadrans do obrony, bo Rafał Pietrzak opuścił boisko.

Zobacz takżeSparing. Lechia Gdańsk lepsza od Wisły Płock
Zobacz takżePKO Ekstraklasa. Nowy rekord frekwencji Ponad 9 tysięcy osób na Legia - Jagiellonia

Komentarze (0)