Co prawda Lech Poznań gra mecz z Hammarby IF na wyjeździe, ale jednego z piłkarzy ta reguła nie obowiązuje. Dla Mikaela Ishaka spotkanie z rywalem ze Szwecji to okazja do wspomnień. Z domu rodzinnego Mikaela na stadion Hammarby jest zaledwie 20 minut jazdy samochodem.
- Nigdy jednak nie kibicowałem Hammarby. Ale też żadnemu szwedzkiemu klubowi - mówi WP SportoweFakty Ishak i dodaje: - Mieliśmy swój własny klub, Assyriska FF.
Do klubu stworzonego przez asyryjskich uchodźców z Turcji poszedł jako kilkulatek i grał tam przez wiele lat: - Nie miałem potrzeby, żeby gdzieś odchodzić, bo mieliśmy najlepszą drużynę młodzieżową w Szwecji.
ZOBACZ WIDEO: Reprezentanci Polski grają lepiej w klubach, niż w kadrze narodowej. O co tutaj chodzi? "To jest jedyne wytłumaczenie"
Dwóch na szczycie
W 2004 roku w Gothia Cup, jednym z największych turniejów młodzieżowych świata, wystartowało ponad 1400 drużyn z 57 krajów. Na ceremonii otwarcia przemawiał Sven-Goran Eriksson, ówczesny selekcjoner reprezentacji Anglii, co spowodowało potężne zainteresowanie mediów. Potem piłkarze rywalizowali w kilku kategoriach wiekowych. W sumie rozegrano ponad 4 tysiące spotkań. Wśród 11-latków zwyciężyła Assyriska. Drużyna miała trzy gwiazdy. David Yarar, który czarował publiczność magiczną techniką, nigdy nie wszedł na poziom profesjonalny. Udało się to dwóm jego kolegom.
- Jako dzieciak nie miałem potrzeby opuszczania klubu i przenoszenia się do większych akademii, ponieważ byliśmy najlepsi. Od 11. roku życia wygrywaliśmy wszystko jak leciało. Z drużyny wyszło dwóch profesjonalnych zawodników. Ja gram w Lechu, a nasz bramkarz, Davor Blazević jest... w Hammarby. Od lat nie mieliśmy kontaktu, to będzie fajna rzecz, spotkać go i pogadać - mówi Ishak.
Wtedy, w finale z węgierskim Szanda FS Szolnok, Ishak strzelił jedną bramkę, a jego drużyna wygrała 2:0. Dziś Blażević będzie prawdopodobnie oglądał mecz z ławki rezerwowych.
Dla Ishaka mecz z Hammarby będzie sentymentalną podróżą w czasie. Pewnie 16 lat temu wielu wróżyło mu niezwykłą karierę i na pewno nie ma prawa narzekać. Pograł na Zachodzie, zdobył z drużyną narodową mistrzostwo Europy do lat 21, ma na koncie 4 mecze w reprezentacji Szwecji i jedną bramkę przeciwko Estonii.
Pieniądze to nie wszystko
Na pewno nie mają prawa narzekać polscy kibice. Mikael Ishak w tym sezonie w Ekstraklasie i w Europie zagrał na razie 4 razy. Bilans to 6 goli i asysta. Wiele wskazuje na to, że piłkarz będzie dużego kalibru gwiazdą w polskim futbolu.
Ściągnięcie takiego zawodnika, który przecież miał oferty z niemieckich klubów (Padeborn czy Drezno) graniczyło niemal z cudem. A jednak udało się, bo Lech już na pierwszej randce z piłkarzem zrobił świetne wrażenie.
- Oferta Lecha bardzo mi odpowiadała. To był klub, który znałem, więc jak najbardziej od razu traktowałem to poważnie. Miałem też inne możliwości, ale zdecydowała bezpośrednia rozmowa na wideo. Dyrektor Tomasz Rząsa i trener Dariusz Żuraw pokazali mi bardzo duże opracowanie na mój temat. To było około 25 stron analizy mojej gry. Byłem naprawdę pod wielkim wrażeniem pracy, którą wykonali - podkreśla.
- Pokazali mi, jaka jest ich wizja gry, jaka jest moja rola w drużynie. To było niesamowicie profesjonalne. Czułem, że Lechowi naprawdę zależy na tym, żeby mnie pozyskać - dodaje.
I zaznacza, że sprawy finansowe odgrywały drugorzędne znaczenie: - Pieniądze? Nie, zupełnie inaczej podchodzę do tematu. Potrzebowałem dobrego klubu, który walczy o coś i w którym będę mógł grać. Mam 27 lat, jestem w najlepszym wieku dla piłkarza, nie mogłem sobie pozwolić na rolę rezerwowego.
Ma to związek z jego poprzednim pracodawcą. Przez dwa sezony Ishak był jednym z lepszych zawodników klubu z Norymbergi, zarówno w drugiej, jak i pierwszej Bundeslidze. W ostatnim właściwie nie grał.
Na początku sezonu odbył rozmowę z trenerem Jensem Kellerem, gdzie dowiedział się, że nowy szkoleniowiec nie jest przekonany co do jego umiejętności. Ostatecznie obaj pożegnali się z klubem, który spadł z hukiem do trzeciej ligi.
- Dlaczego nie grałem? Nie zawsze w piłce chodzi o piłkę. Na tym wolałbym poprzestać. Nie trzeba być Einsteinem, żeby wyciągnąć wnioski - rozkłada ręce zawodnik.
Wszystko dla Jezusa
Od początku w naszej Ekstraklasie był zawodnikiem, na którego były zwrócone reflektory. Choćby dlatego, że musiał zastąpić supersnajpera "Kolejorza", Christiana Gytkjaera, który po zakończeniu poprzedniego sezonu odszedł do włoskiej Monzy.
- To fantastyczny napastnik, niesamowicie bramkostrzelny. Porównywanie nas nie ma sensu, bo gramy zupełnie inaczej. Ja chcę budować swoją markę, z tego co rozumiem, Lech też szukał zawodnika, który gra głębiej, bierze udział w rozgrywaniu - mówi Ishak.
Nowy napastnik Lecha jest zdecydowanie bardziej wszechstronny, to raczej typ "robotnika", ciężko pracującego na całej połowie rywala. Choć też zawodnika niezłego technicznie i bardzo inteligentnego.
- To zawsze był mój atut, od najmłodszych lat bardzo ciężko pracowałem na boisku, to mój styl gry - mówi. Ciężka praca została też wyniesiona z przekonań religijnych Mikaela, z którymi się nie kryje. Jak sam zaznacza, stara się w ten sposób dziękować Jezusowi.
- Cieszę się, że jestem w kraju, w którym Kościół katolicki odgrywa tak dużą rolę. Jezus Chrystus jest częścią mojego życia. Nie jest tak, że liczę na to, że należą mi się bramki, bo jestem głęboko wierzący. To działa odwrotnie. Każdym swoim meczem czy treningiem chcę podziękować Panu, gram dla niego i chcę to robić jak najlepiej - zaznacza.
I choć w Polsce marzymy o zawodnikach technicznych, dryblerach, to nie da się ukryć, że ten typ zawodnika świetnie sprawdza się w naszej lidze.
- Polska liga nie jest łatwa do grania. Czasem gramy przeciwko pięciu obrońcom, nie dostaję piłki przez 15 minut, naprawdę trudno przebić się przez defensywne zasieki - mówi Ishak. Może nieco dyplomatycznie, bo na razie w 3 meczach ligowych strzelił 4 gole i razem z dwoma innymi zawodnikami (Jesusem Jimenezem i Thomasem Pekhartem) prowadzi w klasyfikacji strzelców.
Mecz II rundy eliminacji Ligi Europy Hammarby IF - Lech Poznań w środę o godz. 19:00. Transmisja w Polsacie Sport.