Chwieją się mocarstwowe plany Chin. "Wojskowa dyscyplina zabija kreatywność"

W 2020 - potęga regionalna, w 2030 - organizacja mistrzostw świata, w 2050 - dołączenie do światowych potęg i szanse na wygranie mundialu. Tak miało być. Chiński plan podboju futbolowego świata zachwiał się już na pierwszym kroku.

Piłka Nożna
Piłka Nożna
chińskie dzieci trenujące piłkę nożną PAP/EPA / Sun Zhongzhe / Na zdjęciu: chińskie dzieci trenujące piłkę nożną

- Chiny co prawda wyszły z grupy w Pucharze Azji w 2019 roku, ale potem Iran pokonał je 3:0 i pokazał przepaść, która wciąż nie została przeskoczona. Jeszcze gorzej jest w kategoriach młodzieżowych, gdzie reprezentacje Chin często kończą udział w turniejach na ostatnim miejscu w grupie z kompletem porażek - tłumaczy Maciej Łoś, sinolog i jeden z autorów "Futbolu za Wielkim Murem. Przewodnika po chińskiej piłce".

W rozgrywkach Pucharu Azji, które mogą być pewnym wyznacznikiem osiągnięcia progu potęgi regionalnej, od 2004 roku Chińczycy nie dotarli do strefy medalowej. Według Łosia, w porównaniu do tamtego momentu, reprezentacja cofnęła się co najmniej o krok.

- W tamtych latach było kilku Chińczyków, grających w Europie, w tym w Premier League, teraz był tylko Wu Lei. Co więcej, kiepsko wygląda sytuacja, jeśli chodzi o eliminacje mundialu 2022. To miał być przełomowy moment dla chińskiej reprezentacji, która do tej pory na mistrzostwach świata grała tylko raz, w 2002 roku, i zakwalifikowała się tylko dlatego, że turniej organizowały Japonia i Korea, więc dwa miejsca się zwolniły dla Azji - przypomina sinolog i fan tamtejszej piłki.

ZOBACZ WIDEO: Były reprezentant Polski ostrzega kadrowiczów. "Zawodnicy nie są od tego, by dyskutować"

Nie wszystko da się kupić

Próbując przeanalizować, co poszło nie tak w ostatnich latach w chińskiej piłce, nie sposób uciec od kwestii kulturowych. Na pierwszy plan wysuwa się brak cierpliwości, co objawiało się próbą zasypania wszystkich braków górą pieniędzy, inwestowanych w piłkę. Miliony wydawane na gwiazdy światowej piłki, zarówno trenerów, jak i piłkarzy, czy też na piłkarzy rodzimych i ruchy wewnątrz ligi, nie przyniosły oczekiwanego efektu. Co prawda na 10 najbogatszych klubów z Azji, aż 7 jest z Chin, ale za rozwojem finansowym nie idzie rozwój sportowy.

- Chińska liga wystrzeliła tak naprawdę około 10 lat temu, wraz z przejęciem klubu Guangzhou FC przez największą firmę deweloperską Evergrande Real Estate. Drużyna zaczęła sprowadzać wielkie nazwiska. Najpierw Dario Conca dostał pensję na poziomie najlepszych graczy na świecie, potem byli kolejni. Wszystko działo się za przyzwoleniem i aprobatą Xi Jinpinga, który był najpierw ministrem, a następnie sekretarzem generalnym KPCh. Rząd chiński pomagał firmom właścicieli klubów finansowo, m.in. za pomocą różnych ulg podatkowych, aby te mogły sprowadzać zawodników - tłumaczy Łoś. I przyznaje, że nikogo tam takie działania rządu nie dziwią, ponieważ z racji ustroju partia wciąż ma pewien wpływ na mechanizmy gospodarcze, funkcjonujące w kraju.

Kolejne sprowadzane gwiazdy nie poprawiły poziomu chińskiej piłki w stopniu, w jakim tego oczekiwano. Pojawiły się opinie, że obcokrajowcy zarabiają nieproporcjonalnie do tego, jaki poziom oferują kibicom. W tym stuleciu klub z Chin tylko dwukrotnie dostał się do finału Azjatyckiej Ligi Mistrzów. Guangzhou Evergrande zrobił to w 2013 i 2015 roku, oba finały zresztą wygrywając. Wcześniejszy przypadek to rok 1998 i porażka Dalian Wanda. Z kolei przed Evergrande, jako ostatni chiński klub w tych rozgrywkach triumfował Liaoning FC w 1990 roku. Zestawiając rezultaty reprezentacji i klubowe, trudno mówić o potędze regionalnej.

Wykładowcy w podstawówce

- Kadencja Marcelo Lippiego w reprezentacji zakończyła się fiaskiem i brakiem rozwoju zespołu. Piłkarze twierdzili, że nie rozumieli Lippiego, bo był dla nich jak wykładowca uniwersytecki, a oni byli uczniami w podstawówce, jak powiedział kapitan drużyny Gao Lin - opowiada Łoś, pokazując, że wykładanie sztuki europejskiego know-how w Chinach nie musi przynieść efektu. - Po raz pierwszy od dawna postawiono teraz na selekcjonera rodzimego, legendę reprezentacji, Li Ke. Federacja wydaje się być zmęczona trenerami z zagranicy, którzy nie pomogli się kadrze rozwinąć. Przed Li bardzo trudne zadanie, bo o awans do MŚ będzie naprawdę ciężko - tłumaczy sinolog.

Europejscy trenerzy, z racji często dużo wyższych pensji, pobieranych z klubowych budżetów, skazują się niejako na dużo większe oczekiwania. W kraju rośnie jednak powoli postawa, że skoro wyniki drużyn, prowadzonych przez rodowitych trenerów i przez europejskich są zbliżone, to nie ma sensu płacić im tak dużych pieniędzy. By walczyć z przepłacaniem za gwiazdy, które potem nie podnoszą znacząco poziomu ligowego = zawodzą m.in. sprowadzeni niedawno Marek Hamsik, Moussa Dembele i Stehpan El Sharaawy - wprowadzono salary cap, które ogranicza możliwość wydawania dowolnych kwot na pensje zawodników.

Zdaniem Łosia, to nie jedyny powód: - Wprowadzono je po to, by promować rodzimych piłkarzy. Chińczycy będą zarabiali mniej, dlatego wyjazd do Europy będzie dla nich atrakcyjniejszy. Do tej pory u siebie zarabiali lepiej, więc dlaczego mieliby wyjeżdżać? Wu Lei przy wyjeździe musiał zgodzić się na pensję o 50 procent mniejszą niż w Shanghai SIPG. Po drugie, jeśli jesteś trenerem i masz do dyspozycji leniwą i nie przykładającą się do treningów gwiazdę z Europy i młodego chińskiego piłkarza, na kogo postawisz? Oczywiście, że będzie presja na stawianie na gwiazdę, więc Chińczycy mają przy nich mniejszą szansę na grę. To nie jest działanie na niekorzyść obcokrajowców, a bardziej myśl o swoich piłkarzach.

Kolejną zmianą, która może przyczynić się do prężnego rozwoju piłki, jest zniesienie przed pięcioma laty wprowadzonej w 1977 roku polityki jednego dziecka. Jej pojawienie się, zdaniem sinologa, mogło skutkować tym, że rodzice stawiali na swoje dziecko i chcieli je jak najlepiej wyedukować, kosztem m.in. rozwoju sportowego.

- Dla rodziców dziecka najważniejsza jest jego edukacja. Ma ono zdobyć jak najlepsze wykształcenie, dlatego siedzi w szkole praktycznie cały dzień. Dzieci przychodzą rano, mają zajęcia, a potem lekcje odrabiają w świetlicach. Jeśli dziecko nie zdobędzie dobrego wykształcenia, to rodzice "stracą twarz". To "tracenie twarzy", honor, jest bardzo głęboko zakorzenione w chińskiej historii. W przeszłości nieskazitelność rodu na kilka pokoleń wstecz była rzeczą niezwykle ważną i na pewno to wciąż jest widoczne w społeczeństwie - opowiada.

Posłuszeństwo czy to wobec rodziców czy innych osób także jest zakorzenione kulturowo. Jakakolwiek niesubordynacja, bez względu na status, jest surowo karana, a dyscyplinę chińskich piłkarzy podkreśla wielu trenerów z Europy. - I tu kolejna moja prywatna hipoteza na temat problemów z rozwojem chińskiej piłki: wojskowa dyscyplina zabija kreatywność. Nikt za bardzo nie chce wyjść przed szereg, zrobić coś na przekór – tłumaczy sinolog.

Mundial w zasięgu organizacyjnym

Jeżeli chodzi o infrastrukturę, która była wskazywana jako ważny czynnik rozwoju, kraj z Dalekiego Wschodu należy do światowej czołówki. Piękne stadiony i akademie piłkarskie to jednak tylko najbardziej widoczna część całego przedsięwzięcia.

- Na poziomie szkolnym, Xi Jinping nakazał budowę setek tysięcy boisk piłkarskich, nie tylko w najważniejszych miastach i prowincjach, ale nawet w Tybecie czy Xinjiangu. Do młodzieżowych reprezentacji trafia coraz więcej piłkarzy pochodzących właśnie z Xinjiangu, czyli prześladowanych przez Komunistyczną Partię Chin Ujgurów. Niedawno powstała w tej prowincji duża akademia piłkarska, której przewodzi Sun Jihai, jedna z legend chińskiej piłki. Co prawda, rząd wykorzystuje ją także do swoich celów propagandowych i sinizacji Ujgurów, ale ich większa liczba w reprezentacjach jest zauważalna - mówi ekspert, dodając, że celem Chińczyków jest rozwijać piłkę we wszystkich miejscach w kraju.

Ważną częścią rozpowszechniania futbolu będą także turnieje, rozgrywane w tym kraju w najbliższym czasie.  - Finał Pucharu Azji w Pekinie w 2004 roku oglądało przed telewizorami setki milionów Chińczyków. Powstają nowe stadiony w miastach, w których do tej pory nie było drużyn piłkarskich w dwóch najwyższych ligach. Chiny chcą wypromować piłkę w tych regionach, ma ona się stać sportem narodowym - wyjaśnia Łoś.

Sukces zrodzi sukces

Bardzo możliwe, że do przełamania kulturowego i zmiany postrzegania piłki nożnej przez społeczeństwo jest potrzebny sukces piłkarza, który został wychowany w Chinach, a odniósł sukces w wielkim piłkarskim świecie, najlepiej Europie. Widać to bardzo dobrze w innym sporcie drużynowym - koszykówce. Yao Ming sprawił, że Chińczycy pokochali koszykówkę, która, zdaniem Łosia, jest najpopularniejszym sportem drużynowym w tym kraju, a NBA jest bardzo chętnie oglądana. Co ciekawe, chociaż Ming przestał grać zawodowo już w 2011 roku, Houston Rockets do tej pory jest wśród ulubionych drużyn fanów koszykówki z Chin.

- Jestem pewien, że sukces chińskiego piłkarza w Europie zapoczątkowałby manię na ten sport. Już w tym roku Wu Lei był na 57. miejscu najbardziej rozpoznawalnych osób w Chinach - mówi Łoś. Piłkarz Espanyolu od samego początku był kreowany w ojczyźnie na gwiazdę. - Zadebiutował w pierwszej drużynie Shanghai SIPG, na trzecim poziomie rozgrywkowym, mając 14 lat, ale już wcześniej wiedziano, że będzie to gracz nietuzinkowy. Jest też najmłodszym piłkarzem w historii piłki profesjonalnej w tym kraju - opowiada sinolog.

Rozwój Leia i tak przypadł na czas przed boomem, a dużo większą presję ma na sobie chociażby Tao Qianlong, napastnik, który dwa lata temu był na liście Next Generation 60 najbardziej utalentowanych piłkarzy na świecie, jako jedyny przedstawiciel Chińczyków. W tym roku najpewniej nie zagra on jednak ani minuty, ponieważ został zawieszony na kilka miesięcy za opuszczenie hotelu podczas zgrupowania młodzieżowej reprezentacji Chin.

Prędzej czy później

Przed Chinami długa droga do zbudowania silnej reprezentacji, opartej o rodzimych piłkarzy. Państwo Środka próbuje sobie tę ścieżkę skracać, m.in. przez naturalizowanie zawodników, którzy przyjechali i zostali na dłużej w CSL. To jednak droga donikąd.

- Większość to piłkarze 30+, więc raczej ich maksimum stanowić będą mistrzostwa świata w Katarze, o ile uda się tam awansować. Reprezentacja Chin na pewno nie będzie bazowała tylko na naturalizowanych graczach, mają oni być jedynie dodatkiem - opowiada Łoś.

Jednak inwestycje, które kluby robią w sferze szkolenia, nie dają na razie oczekiwanych plonów. - Evergrande ma największą szkółkę na świecie, ale na razie, po ośmiu latach pracy, efektów nie ma. Mam wrażenie, że klub zbudował taką akademię w celu pokazania swojej potęgi, a mniej skupia się na tym faktycznym szkoleniu. Jest bardzo wysokie wpisowe, a poza tym wybiera się chyba wcale nie tych najbardziej utalentowanych graczy, ale tych, których rodzice mają pieniądze - twierdzi nasz rozmówca.

Czego potrzeba Państwu Środka? - Można osiągnąć sukces mniejszymi nakładami finansowymi, ale robionymi z głową. Potrzebna jest cierpliwość, Chińczycy nie zakochają się w piłce z dnia na dzień. To długotrwały proces, potrzebne są na pewno bodźce w postaci turniejów czy wyjazdy kolejnych piłkarzy do Europy, ale również zainteresowanie futbolem lokalnie, granie w piłkę na ulicy, w szkole. Mam nadzieję, że Puchar Azji będzie przełomowy i Chiny wejdą wreszcie do czołówki na kontynencie - tłumaczy Łoś.

- Kolejnym celem będzie awans na mistrzostwa świata i wydaje mi się, że raczej mówimy o turnieju w 2026 roku, bo w Katarze możemy jeszcze Chińczyków nie zobaczyć. Obstawiam, że w 2030 roku Chiny będą na tyle mocne, żeby wyjść z grupy na mundialu. A co potem? To już odległa przyszłość. Jestem jednak przekonany, że ten kraj dogoni czołówkę. Obserwując to, jak Chiny rozwinęły się gospodarczo w ostatnich 40 lat, gdy wyszły z biedy i stały się drugim mocarstwem na świecie, sukces piłkarski jest kwestią czasu - kończy sinolog.

Rafał Kobylarczyk, "Piłka Nożna"

Czy Chiny staną się piłkarskim mocarstwem?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×