Do internetu wyciekły zeznania "Miśka". Były kibol powiedział śledczym niemal wszystko

Newspix / KRZYSZTOF RZEWNICKI  / Na zdjęciu: kibice Wisły Kraków i banner Sharksów
Newspix / KRZYSZTOF RZEWNICKI / Na zdjęciu: kibice Wisły Kraków i banner Sharksów

Nie jest tajemnicą, że Paweł M. poszedł na współpracę z policją, aby uniknąć długiej odsiadki. Teraz do sieci wyciekły jego zeznania. Wiadomo już, że pogrążył w nich wszystkich.

W tym artykule dowiesz się o:

Paweł M. to najbardziej znany kibol w Polsce. "Misiek" niechlubną kryminalną karierę rozpoczął w 1998 roku, gdy rzucił nożem i trafił w głowę Dino Baggio podczas meczu Wisły Kraków z Parmą w Pucharze UEFA. Swoje odsiedział, a dopiero później zaczął błyskawicznie piąć się w chuligańskiej hierarchii.

Dwa lata temu zatrzymano go we Włoszech. Wtedy był już szukany dwoma listami gończymi i miał na koncie wiele bardzo poważnych zarzutów. Był także liderem "Sharksów", największej grupy kibolskiej w Wiśle. Po zatrzymaniu poszedł na współpracę z wymiarem sprawiedliwości i zaczął sypać wszystkich bez skrupułów.

"Gazeta Wyborcza" dotarła do jego zeznań, które liczą aż 350 stron. Cały materiał w dziwnych okolicznościach wyciekł do internetu. Dzięki temu wiadomo, co "Misiek" mówił śledczym. Na początek opowiedział, jak zaczynała się jego kariera w biznesie narkotykowym.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: tak się strzela w polskiej III lidze

"Zacząłem od zakupu mniejszych ilości narkotyków. Kupowałem je od mężczyzny o ksywie Kooman, który jest bratem byłego bramkarza Legii Warszawa. (…) Kooman nazywa się Łukasz Sz. On był jednym z liderów Lechii Gdańsk. Ja od niego kupowałem narkotyki w 2007 r. Jednorazowo zakupywałem u niego 10 kg marihuany oraz 100 do 200 gram kokainy. Kokainy w podanym okresie kupiłem nie mniej niż 1 kg łącznie, natomiast marihuany zakupiłem łącznie 50-70 kilogramów".

Z czasem narkotyków było coraz więcej. "Misiek" i jego wspólnik mieli opracowany cały plan działania. Amfetaminę mieszali z kofeiną, aby zarabiać więcej pieniędzy. W dodatku na tzw. słupy wynajmowali mieszkania i kupowali samochody, w których mieszano i porcjowano narkotyki. Szybko dorobili się na tym dużych pieniędzy.

Cały czas "Misiek" był aktywny w kibolskim środowisku Wisły Kraków. Zeznał on, że to sami członkowie "Sharksów" przychodzili do niego, aby został szefem tej grupy. W końcu przyszedł czas na przejęcie rządów.

Często mówi się o rzekomym kodeksie honorowym wśród kiboli. Przypadek Pawła M. jednak pokazuje, że kodeks przestaje istnieć wraz z zatrzymaniem przez policję. W swoich zeznaniach zdradził wszystkie nazwiska pozostałych szefów kibolskiego gangu. Opowiedział o panujących w nim metodach i ujawnił kulisy wielu głośnych akcji.

"Misiek" przyznał, że brał udział w pobiciach Jarosława P. pseudonim "Lotek" i Daniela Dz. pseudonim "Romek". Pierwszy był wpływowym kibolem w Górniku Zabrze, a drugi był szefem kiboli w GKS-ie Katowice. Obaj zostali napadnięci i skatowani maczetami. Niewiele brakowało, a straciliby życie. To był efekt wejścia w układ z Ruchem Chorzów i Widzewem Łódź, a z jego powodu zerwano wieloletnią "zgodę" ze Śląskiem Wrocław i Lechią Gdańsk.

Ciekawie jest także w dalszej części zeznań. Okazuje się, że "Sharksi" otrzymali 50 tys. zł od Damiana D. na wyjazd na Euro 2016. Z tych pieniędzy sfinansowali bilety na mecze i hotele. D. potem został wiceprezesem Wisły i tu kolejna ciekawostka. On i Marzena S. (prezes) oddawali Pawłowi M. 15 tys. zł miesięcznie ze swojej pensji. Do tego dochodziły prowizje za pozyskanie sponsorów.

"Te pieniądze z prowizji od pozyskanych sponsorów były przelewane na konto firmy żony "Zielaka", a potem dzielone na naszą czwórkę tj. mnie, Zielaka, Marzenę i Damiana D. Podziałem tych pieniędzy zajmował się Damian D. wraz z "Zielakiem" - opowiada M.

Gang kiboli Wisły Kraków udało się rozbić w 2018 po zorganizowanej akcji z udziałem antyterrorystów. Co ciekawe, "Sharksi" o tym wiedzieli. Informację o planowanym nalocie przekazał im antyterrorysta, który z niektórymi chuliganami na co dzień pracował. Nie wiedział on jednak kiedy dokładnie będzie akcja.

Co ciekawe, antyterroryści osiągnęli sukces tylko częściowo. Nie udało im się złapać "Miśka", który potem długo się ukrywał przed wymiarem sprawiedliwości. W zeznaniach przyznał, że to był kompletny przypadek, bo w chwili nalotu był na wcześniej wykupionych wakacjach we Włoszech.

Źródło artykułu: