Marek Wawrzynowski: Lech Poznań wygrywa, ponieważ gra futbol antypolski [FELIETON]

PAP/EPA / SAVVIDES PRESS / Na zdjęciu: Jakub Kamiński (z lewej) i Mikael Ishak
PAP/EPA / SAVVIDES PRESS / Na zdjęciu: Jakub Kamiński (z lewej) i Mikael Ishak

Fantastycznie oglądało się poznańskiego Lecha w spotkaniu z Apollonem Limassol. Imponowała nie tylko wysoka wygrana (5:0), ale i świetny styl. Aż trudno uwierzyć, że ten zespół wyszedł z naszej topornej ligi.

Poczułem się jak w czasach liceum. W połowie lat 90. było dla nas czymś oczywistym, że jeśli polski zespół jedzie do małego kraju, to strzeli 5 bramek. W końcu nasza piłka klubowa coś tam jeszcze znaczyła. Coraz mniej, ale aż tak źle nie było, żeby obawiać się drużyn z Cypru, Islandii czy rodzących się krajów europejskich powstałych w wyniku zmian geopolitycznych.

Z czasem ta granica zaczęła się zacierać. Polacy grali coraz słabiej, produkowaliśmy coraz słabszych piłkarzy, zmarnowaliśmy całe pokolenie zdolnych młodych chłopców. Fatalne zarządzanie klubami, błędy w szkoleniu popełniane przez PZPN i oto znaleźliśmy się na dnie. Nasza liga wylądowała na 32. miejscu w rankingu UEFA. Na 14. miejscu był Cypr, gdzie chętnie zjeżdżają nieźli piłkarze z całej Europy.

Dlatego przecierałem oczy ze zdumienia oglądając Lecha. Czułem się jak Mart McFly, bohater kultowego "Powrotu do Przeszłości". Polski klub lejący cypryjski na wyjeździe 5:0? Oczywiście takie rzeczy zdarzają się raz na wiele lat, ale nie jest to efekt przypadku. W trzech meczach kwalifikacji do Ligi Europy Lech strzelił 11 goli, nie stracił żadnego.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: piłka lądowała w ich siatce... 37 razy! Kuriozalny mecz w Niemczech

Wygląda na to, że wiele lat poszukiwań dało efekt. Lech Poznań w końcu odnalazł swojego Świętego Graala. Oczywiście o sporym sukcesie sportowym można będzie pisać dopiero po awansie klubu do fazy grupowej Ligi Europy, jednak już dziś wiemy, że drużyna weszła na innym poziom, gra w europejskich pucharach znakomicie, jakby zrzuciła z siebie ten ciężar "polskości".

To oczywiście przykre, ale musimy mieć świadomość, że polski futbol w ostatnich latach kojarzy się z prymitywną, wręcz prostacką taktyką. W ofensywie jest to odegranie na skrzydło i potem próba trafienia w głowę wysokiego napastnika. Tak gra większość naszych drużyn, bo to często wystarczy do wygrania meczu ligowego.

Ktoś powie, że to przynosi efekty. Może i tak, ale to jak nędzny tandetny film, który dzięki dobrej promocji przyciąga tłumy do kin, a potem zbiera koszmarne recenzje. Dodatkowo wstyd to pokazać gdziekolwiek poza granicami kraju.

Zadowolony jest prezes, bo są punkty. Zadowolony jest niezbyt wymagający kibic, bo chłopcy wygrali z drużyną z innego województwa. A potem np. piłkarze Cracovii wychodzą na mecz ze szwedzkim Malmo i widzimy przepaść, cieszymy się, że nie było tak źle, bo nasi tylko przegrali, ale nie skompromitowali się.

Dlatego Lech Poznań jest dziś jak student Cambridge pochodzący z rodziny patologicznej.
Długo szukał swojej drogi, przez lata miotał się od lewa do prawa. Najpierw chciał grać piłkę porywającą, potem jednak wracał do defensywnej. W końcu Piotr Rutkowski powiedział, że klub wraca do korzeni, idzie własną drogą.

Oto co mówił właściciel klubu w rozmowie z nami: "Wyciągnęliśmy wnioski, że musimy robić to, co najlepiej umiemy. Nie będziemy wybierać drogi na skróty, tylko wykorzystywać nasze silne strony. A to, co robimy najlepiej w Polsce, to szkolenie młodych zawodników, wprowadzanie ich do pierwszego zespołu. Mieliśmy okres słabości, gdzie zapędziliśmy się w pewien wyścig szczurów, wydaliśmy sporo pieniędzy na transfery, na obcokrajowców, bo tak niewiele brakowało nam do tytułu. I to nie wypaliło."

(...)

"Zrozumieliśmy, że to, co robiliśmy w ostatnich latach, to nie jest nasze DNA. Powiedzieliśmy sobie, że chcemy, aby Lech bazował na wychowankach, którzy są obudowani klasowymi zawodnikami takimi jak Tiba, Gytkjaer, Ramirez, Satka. Dla młodych chłopców takie otoczenie to coś niesamowitego".

Trzeba przyznać, że Lech odrobił lekcje. Młodzi zawodnicy Kolejorza w połączeniu z naprawdę starannie dobranymi obcokrajowcami to fantastyczne połączenie. Trener Dariusz Żuraw nie boi się postawić na młodych piłkarzy, którzy są nie tylko świetnie przygotowani, ale też są odważni, bezkompromisowi, oddają całych siebie na boisku.

Nie ma wątpliwości, że Jakub Kamiński to dziś jeden z największych polskich talentów. W wieku zaledwie 18 lat nie tylko ma miejsce w podstawowej jedenastce, ale jest przebojowy, skuteczny. Nie zdziwię się, jeśli to właśnie on jako pierwszy zawodnik z PKO Ekstraklasy przekroczy barierę 10 milionów euro. Trzy lata starszy Jakub Moder już dostał powołanie do kadry narodowej, a Tymoteusz Puchacz zapewne dostanie niedługo, bo to zawodnik, nie dość, że techniczny to jeszcze agresywny i silny. Niezły z przodu, zaś z tyłu nie odstępujący rywala na krok. A co tu dużo mówić, na lewej obronie zawsze są deficyty.

Do tego dochodzą naprawdę mocni obcokrajowcy. Pozyskanie z ŁKS-u Łódź Daniego Ramireza to był strzał w dziesiątkę. Hiszpan, wychowanek Realu Madryt, w meczu z Apollonem zaliczył trzy asysty. To zawodnik, który potrafi jednym sprawnym podaniem przyspieszyć grę, przesunąć ją o kilkanaście metrów. Idealny do stylu gry Kolejorza.

Do tego zawodnicy jak Pedro Tiba - kapitalny technicznie z wizją gry. W tym sezonie w lidze i pucharach na razie 7 meczów, 3 bramki i 5 asyst. Robi wrażenie. Świetnie uzupełniają się w środku z Moderem i Ramirezem. Ponadto jest Mikael Ishak, który w tym sezonie w lidze i w pucharach ma 7 bramek w 7 meczach. Szybko sprawił, że kibice przestali tęsknić za Christianem Gytkjaerem. Wygląda na to, że jest lepszą wersją Duńczyka. Nie dość, że strzela to jeszcze cofa się, walczy, bierze udział w rozegraniu akcji.

Lech zrozumiał, że stosowanie krótkowzrocznej polityki może przynieść jakiś efekt tu i teraz. Ale wielkie projekty wymagają wielu lat pracy. Lech ma dziś wszystko, żeby coś w Europie znaczyć. Nie wiem czy teraz, ale za jakiś czas. Bo trzeba sobie zdawać sprawę, że na drodze do Ligi Europy stoi belgijskie Charleroi lub Partizan Belgrad.

Bez względu na to jak się skończy ta rywalizacja - a mamy prawo do optymizmu - Lech ma dziś jasny i przejrzysty plan, niezłą jedenastkę, świetną akademię, stadion, kibiców. Oby tylko szefowie klubu byli w stanie w razie niepowodzenia wytrzymać ciśnienie. Łatwo wszystko zepsuć, jak przykładowo stało się z Legią Warszawa Aleksandara Vukovicia. Bo jak powiedział mi kiedyś dyrektor FC Basel, a więc klubu, na którym Lech się wzorował: "Emocje, złe decyzje podejmowane pod wpływem jednego nieudanego meczu, zabiły wiele dobrych pomysłów".

ZOBACZ: Piotr Rutkowski: Lech nie chce brać udziału w wyścigu szczurów

ZOBACZ inne teksty autora

Komentarze (29)
avatar
Andrzej Sot
26.09.2020
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
nie ma czegoś takiego, neologizmu jak futbol antypolski, autor tych słów na umyśle to jest zdrowy ? 
avatar
Tomek Nowak
24.09.2020
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
Wielki aplauz, a wygrali z ,,cypryjskimi ogórkami". Został ostatni, ale czy wykonalny skok do fazy grupowej LM 
avatar
Jerzy Kosinski
24.09.2020
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
PUCHACZ NATYCHMIAST DO PIERWSZEJ REPREZENTACJI ,O NIEBO LEPSZY OD BERESZYŃSKIEGO I RYBUSA ,jego czas nadszedł ,jak brzeęczek go nie powoła to trzeba odwołać brzeczka 
KoronaMKS
24.09.2020
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Moder, Kamiński i Puchacz powinni zostać powołani na październikowe zgrupowanie przecież oprócz dwóch meczów u siebie w LN gramy mecz towarzyski z Finlandią u siebie więc to powinna Czytaj całość
avatar
krokodyllos
24.09.2020
Zgłoś do moderacji
3
5
Odpowiedz
Przecież na boisku było tylko pięciu Polaków. Lech nie jest polskim klubem. Jego siedziba jest w Polsce,a to różnica.