Marek Wawrzynowski: Dlatego Polacy nie kochają Jerzego Brzęczka [FELIETON]

Nikt mnie nie lubi, nikt mnie nie kocha - zdaje się mówić za pośrednictwem autoryzowanej biografii Jerzy Brzęczek. Prawda jest jednak inna. Selekcjoner sam sobie zgotował ten los kuriozalnym zachowaniem. Jego wizerunek może uratować tylko sukces.

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
Jerzy Brzęczek WP SportoweFakty / Dawid Gaszyński / Na zdjęciu: Jerzy Brzęczek
Polacy nie kochają Jerzego Brzęczka - z tym twierdzeniem zgadzamy się wszyscy, również autorka książki "W grze", Małgorzata Domagalik. To autoryzowana biografia selekcjonera reprezentacji Polski. Słowo autoryzowana jest tu kluczowe, o tym będę przypominał. Oczywiście powody tej niechęci są już zupełnie różne według mnie i autorki.

Tezy, które formułuje autorka, są mocno kontrowersyjne, nawet absurdalne. Dowiadujemy się między innymi, że według społeczeństwa kibicowskiego Jerzego Brzęczka skreśla jego wiejskie pochodzenie.

Musimy pamiętać, że Jerzy Brzęczek występuje jako współautor książki, a to oznacza, że utożsamia się z opiniami autorki. Tak więc można odnieść wrażenie, że Brzęczek zamknął się w oblężonej twierdzy z grupą zaufanych osób. Z tego, co wiem, głównie pochlebców.

ZOBACZ WIDEO: PKO Ekstraklasa. Masowe testy na koronawirusa. "Uznaliśmy, że to dobry moment"

Faktycznie nie było wielu selekcjonerów pochodzących ze wsi, właściwie tylko Franciszek Smuda, ale ani Smuda, ani Brzęczek nie byli traktowani jako szkoleniowcy ze wsi. Smuda był selekcjonerem ludu, trenerem z sukcesami w piłce klubowej, Brzęczek to były reprezentant Polski, medalista olimpijski i trener ligowy.

No i właśnie tu jest problem. Nie wybitny trener ligowy, a po prostu trener ligowy. Jeden z wielu. I myślę, że to jest pierwszy problem. Kibice chyba spodziewali się kogoś z większymi dokonaniami w piłce. Faktycznie największym sukcesem trenera w karierze szkoleniowej było 5. miejsce w Wiśle Płock. Mogło być wyżej, ale też decyzje sędziowskie nie pomogły. Jednak trzeba pamiętać, że Płock jest też miejscem specyficznym. Wisła to klub, gdzie trener jest właściwie pozbawiony jakiejkolwiek presji, ma możliwość budowania drużyny, eksperymentowania. Jak wyjdzie, to fajnie, jak nie wyjdzie - trudno.

Brzęczek nigdy faktycznie nie zmierzył się z prawdziwą presją w zawodzie. To też jest bardzo istotne. Gdy został rzucony na głęboką wodę, okazało się, że to dla niego zbyt duże wyzwanie. Nie sportowo, ale właśnie psychicznie. Widać, że nie jest dziś w stanie zmierzyć się z opinią publiczną. A każdy musi liczyć się z tym, że dla selekcjonera bywa ona brutalna.

Brzęczek trafił na najważniejsze stanowisko w polskiej piłce właściwie znikąd. Wcześniej prowadził kluby małe i średnie - bez wielkich sukcesów. Myślę, że gdyby Brzęczek był wizjonerem, szukał niestandardowych rozwiązań, był wielką osobowością w naszych warunkach, zupełnie inaczej by na niego patrzono. A tak? Jest bardzo przeciętnym szkoleniowcem, który nie wyróżniał się niczym na rynku, został wybrany, bo Zbigniew Boniek uważa, że ma intuicję. A więc startował z pozycji faceta, który musi coś udowodnić. I są spore wątpliwości, czy udowodnił.

W książce Brzęczka czytamy, że nie było tak "hejtowanego" selekcjonera w historii. To kolejny mit, który autor sobie wmówił. Myślę, że Adam Nawałka przez pierwszy rok swojej pracy był bardzo ostro krytykowany i właściwie nie miał adwokatów. Jeszcze rok po nominacji żądano zwolnienia go z funkcji. Zresztą do wielu selekcjonerów kibice podchodzili negatywnie. Właściwie nikt nie miał łatwego życia. Kazimierz Górski był traktowany jako "poczciwy Kazio, który prochu nie wymyśli". Jacek Gmoch był wręcz znienawidzony, Antoniego Piechniczka krytykowano na każdym kroku, a jego sukces deprecjonowano, sugerując wbrew faktom, że nie on a Boniek miał decydujący głos. Autorka i Brzęczek nie znają historii polskiej piłki.

Porównywanie Brzęczka do Górskiego jest absolutnie kuriozalne. Facet, który awansował na mistrzostwa Europy z grupy, z której awansowałby dowolny trener z niższej ligi, porównywany do największego selekcjonera w historii polskiego futbolu, selekcjonera 3. drużyny świata, złotego i srebrnego medalisty olimpijskiego? No są jakieś granice przyzwoitości. Jeśli już miałbym na siłę porównać Brzęczka do któregoś z poprzednich selekcjonerów, to do Jacka Gmocha, który bardzo dbał o PR, również otoczył się pochlebcami i nie dopuszczał do siebie krytyki. Tyle że Brzęczek nie ma wsparcia partii, więc nie może zagrozić dziennikarzom, że ich odeśle do domu. Poza tym nie ma też tej jakości, doświadczenia, innowacyjnych pomysłów.

Jestem pewien, że Brzęczek byłby w stanie przekonać do siebie Polaków, gdyby np. jego drużyna awansowała, grając przyjemną dla oka piłkę. Ale drużyna Brzęczka gra po prostu brzydko, brakuje tam pomysłu, brakuje przejrzystego planu.

Tymczasem selekcjoner na konferencjach prasowych udziela kuriozalnych i absurdalnych wypowiedzi, widzi co innego niż większość ekspertów i kibiców, nie zauważa problemów, na czarne mówi białe. A więc nie dość, że brak mu odpowiednich kwalifikacji to jeszcze pokazuje się fanom jako postać komiczna. Dodatkowo za wszystkie swoje błędy obwinia dziennikarzy. Zresztą i opinie z książki Domagalik wyglądają, jakby autorka grzebała w czeluściach Internetu, doszukując się najbardziej nieprzyjemnych komentarzy pod adresem selekcjonera, żeby pokazać, jacy ci ludzie źli. Naprawdę trudno obiektywnie spojrzeć na rzeczywistość z oblężonej twierdzy.

Od dawna wykonuje się wiele PR-owych zabiegów wokół Brzęczka, najpierw film "Niekochani" wypuszczony przez PZPN, teraz książka pani Domagalik. Tymczasem jedyne, czym może obronić się selekcjoner, to dobra gra kadry i sukces. Najlepiej spektakularny.

ZOBACZ Michał Pol: "Biografia" Brzęczka czyli na tropie nowego Górskiego

ZOBACZ inne teksty autora

Jak oceniasz Jerzego Brzęczka jako selekcjonera?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×