Nie mam szczęścia do Holendrów - rozmowa z Arkadiuszem Malarzem, piłkarzem AE Larissa

- Niewykluczone, że kiedyś zagram dla Grecji. Reprezentacja Polski? Chciałbym, ale sam się przecież nie powołam. W tutejszej lidze gram regularnie od trzech lat, ale z naszej kadry nie było nawet żadnego zapytania. To przykre. Widocznie nie pasuję Beenhakkerowi do drużyny. Muszę się z tym pogodzić, nie mam innego wyjścia - mówi w rozmowie z nami Arkadiusz Malarz, nowy bramkarz greckiej Larissy.

Piotr Tomasik
Piotr Tomasik

Piotr Tomasik: Już wkrótce reprezentacja Polski zmierzy się z drużyną Grecji. To rywal w zasięgu biało-czerwonych?

Arkadiusz Malarz:
Nie wiem, w jakiej dyspozycji są teraz piłkarze Leo Beenhakkera, ale szanse powinny być wyrównane. To będzie mecz po dłuższej przerwie, tylko sparing, więc nie powinno być źle.

Którzy zawodnicy mogą sprawić nam najwięcej problemów?

- Myślę, że w środku pola Karagounis, w ataku Charisteas, Salpigidis i Gekas. To gracze, którzy odgrywają kluczową rolę nie tylko w reprezentacji, ale i również w swoich klubach. Jeśli chcemy myśleć o zwycięstwie, powinnyśmy zwrócić uwagę głównie na ten kwartet.

Pan ten mecz obejrzy pan tylko w telewizji. Nie widać pana ani w polskiej kadrze, ani greckiej. Ten drugi wariant wciąż jest możliwy?

- Niczego nie można wykluczyć. Jeśli chodzi o reprezentację Polski, to chciałbym, ale sam się przecież nie powołam. W Grecji gram regularnie od trzech lat, a z naszej kadry nie było nawet żadnego zapytania. To przykre. Widocznie nie pasuję trenerowi Beenhakkerowi do drużyny. Muszę się z tym pogodzić, nie mam innego wyjścia. Jeśli ktoś się ze sztabu by się jednak do mnie odezwał, byłoby mi bardzo miło.

Nie irytuje pana, że aż dwóch z czterech powołanych do kadry bramkarzy to tylko rezerwowi w swoich klubach?

- I co ja na to poradzę? Beenhakker po prostu nie widzi mnie w swojej drużynie. Ja robię wszystko, aby prezentować się w klubie jak najlepiej. Niezależnie od tego, jak dobrze bronię, do reprezentacji trafić jakoś nie mogę.

Czuje się pan gorszym bramkarzem od - przykład z brzegu - Sebastiana Przyrowskiego z Polonii Warszawa?

- Od Przyrowskiego? Absolutnie nie.

Latem przeniósł się pan z Panathinaikosu Ateny do Larissy. To zmiana na lepsze?

- Myślę, że tak. Przede wszystkim nie było mi po drodze z trener PAO. Coś nie mam szczęścia do Holendrów... W klubie robiłem wszystko to, co do mnie należało i cieszę się, że szukając nowej drużyny, wybrałem akurat Larissę. Tutaj wiem, że na mnie liczą i zrobię wszystko, aby zespół zajął jak najwyższe miejsce w tabeli.

Początek sezonu okazał się jednak dla was bardzo nieudany, bo na dzień dobry odpadliście z europejskich pucharów. Porażka z Islandczykami to duża niespodzianka.

- Oj, duża, nie da się ukryć. Uważam, że w pierwszym meczu za bardzo ich zlekceważyliśmy. Myśleliśmy, że uda się ich przejść spacerkiem. A tu wielkie zaskoczenie! Zostaliśmy sprowadzeni na ziemię i potwierdziło się, iż w Lidze Europejskie słabych drużyn nie ma. W rewanżu nie zdołaliśmy odrobić dwubramkowej straty i odpadliśmy. O tym, że Islandczycy to wcale nie ogórki świadczy fakt, że w czwartek zremisowali z Bazyleą. Kolejna niespodzianka. Do startu ligi pozostał nam jeszcze miesiąc i robimy wszystko, aby w dobrym stylu rozpocząć sezon.

Działacze zareagowali nerwowo na wiadomość o pożegnaniu się z pucharami?

- Nie, nie było żadnych pochopnych działań. Zamiast nerwów pojawiło się powszechne przygnębienie. Nikt się przecież nie spodziewał, że możemy odpaść tak szybko i to z takim rywalem! Taka jest piłka, czasem dzieją się rzeczy dziwne i niezrozumiałe. Zapomnieliśmy już o tym przykrym wydarzeniu i szykujemy się na ligę. W przyszłym roku znów chcemy zagrać w europejskich pucharach. W tym roku poziom rozgrywek w Grecji będzie jeszcze wyższy, kluby pozyskują coraz lepszych piłkarzy, wielkich nazwisk nie brakuje. Liga staje się ciekawsza i dla kibiców, i samych zawodników.

Nie widział pan już nawet cienia szansy na grę w składzie Panathinaikosu?

- Nie. Na pewno nie przy tym trenerze. Co prawda działacze chcieli, abym został w klubie, ale szkoleniowiec nie widział mnie w pierwszym składzie. A dla mnie to było najważniejsze. Pewnych spraw nie da się przeskoczyć. Niezależnie, w jak świetnej formie bym nie był, w PAO bym nie grał. Trudno, czasem tak bywa. Na początku ciężko było mi się z tym pogodzić, ale cieszę się, że ostatecznie wylądowałem w Larissie.

Dlaczego trener za panem nie przepadał? Zalazł mu pan za skórę?

- Ja nic nie zrobiłem. Nie wiem, czemu trener mnie nie lubił. Podobno nie podobała mu się moja fryzura i tatuaże. To trochę dziwne, bo właśnie kupili Djibrila Cisse, który co mecz wygląda inaczej. A to kolor włosów, a to uczesanie... Ale ja się nazywam Malarz i byłem w klubie na innych zasadach. Tak czasem bywa. Swojego wyglądu dla trenera na pewno nie zmienię. Chyba najważniejsza powinna być moja dyspozycja na treningach, prawda?

Serio pan mówi? To może przez fryzurę stracił pan też w oczach innego Holendra? Nie tylko tego w klubie, ale i również reprezentacji.

- Być może, ale to by było dość dziwne. Holendrzy raczej są dość tolerancyjnym narodem. Poza tym w ich kraju mieszka wielu obcokrajowców, więc na ulicach można ujrzeć pełen wachlarz różnych fryzur.

Kariery w Panathinaikosie pan nie zrobił, choć początki były bardzo obiecujące, a pochlebnych opinii nie brakowało.

- To prawda. W PAO czułem się znakomicie, wszyscy mnie chwalili. Potem trener wprowadził dziwną rotację w składzie. Osiem spotkań broniłem ja, osiem Mario Galinović, pięć - ja, pięć - Galinović. Rotacja się skończyła, Chorwat grał dalej, Malarz siedział na ławce. Bez żadnego wyjaśnienia, nie rozumiałem tego. Ale gdy broniłem, byłem silnym punktem zespołu, nie miałem sobie nic do zarzucenia. Śmieszną mnie tylko komentarze osób, które nie znają się na piłce, a mówią "O, Malarz nie łapie się do Panathinaikosu, więc jest słaby". Przykład Koniczynek pokazuje, że nie zawsze forma sportowa jest najważniejsza. Bo teraz to im się moja fryzura nie spodobała... Było, minęło. Teraz chcę się pokazać z jak najlepszej strony w Larissie.

Dużo trzeba było za pana zapłacić?

- Szczerze? Nie wiem. Wolę nie strzelać w ciemno, bo jeszcze palnę coś głupiego.

Jakieś inne ciekawe oferty? Może z Polski?

- Pojawiło się kilka propozycji. Z Polski nie, ale były telefony z Austrii Wiedeń, tureckich Sivassporu i Ankarasporu, a także paru klubów greckich. Nie chcę być nieskromny, ale na brak ofert narzekać nie mogłem. Myślę, że wybrałem najlepszy możliwy wariant.

Bardzo stracił pan finansowo na przeprowadzce do Larissy?

- Nie, właściwie to w ogóle.

Ale ponoć było sporo problemów podczas negocjowania indywidualnego kontraktu.

- To prawda. Uważam jednak, że to normalna sytuacja. Takie rozmowy z reguły są ciężkie, ale skończyło się po mojej myśli. Nie mogę narzekać.

Ktoś z Polaków trafi jeszcze do Larissy?

- Możliwe. Wiem, że klub interesuje się kilkoma Polakami, również tymi z naszej ligi. Nie chciałbym jednak mówić o nazwiskach, bo mogę zapeszyć. Wkrótce się dowiedziecie, o kogo chodzi.

Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×