Jerzy Brzęczek realizuje postawione przed nim przez Zbigniewa Bońka zadania, ale ma wizerunek nieudacznika. W powszechnej opinii Biało-Czerwoni awansowali do Euro 2020 nie dzięki, a mimo jego pracy. Ocenę jego kadencji wykrzywił przemysł pogardy. Rozwijający się w zastraszającym tempie i tak zaawansowany jak nigdy wcześniej.
Brzęczek nie jest srebrnym medalistą Igrzysk Olimpijskich 1992, byłym kapitanem reprezentacji czy selekcjonerem, którego zespół bez problemu awansował do Euro 2020. Nie. Jest bohaterem memów. "Wują", który nie nadąża. A każde wypowiedziane przez niego słowo może być użyte przeciwko niemu.
- Odwaga staniała, media społecznościowe szaleją i każdy może swoją żółć wylać, gdzie i jak chce. Od tego nie uciekniemy. Ludzie dają upust swoim frustracjom. Jerzy Brzęczek to inteligentny człowiek, z charyzmą, z życiowym doświadczeniem i on sobie z tym daje radę - przekonuje Andrzej Strejlau, wieloletni asystent Kazimierza Górskiego, który sam prowadził drużynę narodową w latach 1989-1993.
ZOBACZ WIDEO: Liga Narodów. Polska - Bośnia i Hercegowina. Szczere wyznanie Macieja Rybusa. "To nie byłoby fair"
38 milionów selekcjonerów
- Nie jest łatwo być selekcjonerem w kraju 38 milionów selekcjonerów. Reprezentacja to drużyna każdego Polaka, a każdy Polak chce wygrywać i ja to rozumiem. Polacy mają swoje wysokie oczekiwania i stawiają przed selekcjonerem wymagania. Ale presja jest wszędzie. Nawet w A klasie, bo cię paru gości grabkami po plecach może zajechać - twierdzi Franciszek Smuda. "Franz", opiekun Biało-Czerwonych w latach 2009-2012, był pierwszą piłkarską ofiarą przemysłu pogardy. To na nim internauci uczyli się robić memy.
- Ja na ten hejt byłem uodporniony, bo miałem swoje lata, pracowałem wcześniej w wielu klubach. Anonimowy hejt selekcjonera nie rusza. Demoluje go coś innego: nieustanne, niby grzeczne, podważanie kompetencji przez media - zauważa Smuda, tłumacząc: - Pytania na każdym etapie pracy, o to, czy Smuda, Fornalik, Nawałka, Brzęczek się nadają? Czy Smuda, Fornalik, Nawałka, Brzęczek są wystarczająco dobrzy? Czy może lepiej nie tracić czasu i ich zmienić? To demoluje człowieka i odbiera wiarę w to, co robi. Ktoś w końcu może uwierzyć w to, że się nie nadaje.
- Nie ulega wątpliwości, że to najtrudniejsza posada w polskiej piłce - mówi Strejlau. - Selekcjoner jest osobą publiczną, tak jak politycy, i ma duże ciśnienie. Reprezentacja to drużyna, po odliczeniu małych dzieci i babć, blisko 38 milionów Polaków. Ale Jurek akurat pod tym względem do tego był przygotowany, bo był reprezentantem Polski i wiedział, jak to być na świeczniku - dodaje nestor polskich trenerów.
- Dziwi mnie jednak, że tak wielu komentatorów ma używanie. Sami w piłkę nie grali, a jak grali, to nikogo nie trenowali, a wszystko wiedzą lepiej niż Brzęczek. Ale oni mają swoich kandydatów na to stanowisko, których promują, podkopując autorytet selekcjonera. Ludzie płyną z prądem. Dostosowują się do tego, co mówią inni w branży albo to, czego oczekują czytelnicy. Niektórym ktoś za szybko dał pióro do ręki. Brzęczek nie zasłużył na takie traktowanie - podkreśla Strejlau.
Wynik jak tarcza
Jerzy Engel, który wprowadził Biało-Czerwonych do MŚ 2002, twierdzi, że selekcjoner piłkarskiej reprezentacji jest pod presją nie tylko w Polsce. Uważa jednak, że to jak sobie z nią radzi, decyduje o tym, czy mu się powiedzie.
- Nie jesteśmy wyjątkiem. W każdym kraju selekcjoner pracuje w podobnej atmosferze. Przypomnę chociaż przykład Aime'a Jaqueta. W 1998 roku zdobył z Francją mistrzostwo świata, a opinia publiczna długimi miesiącami domagała się gry w kadrze Cantony i Ginoli. Trener widział to inaczej, postawił na swoim i wygrał mundial. Ale presja była tak wielka, że zaraz po zdobyciu tytułu zrezygnował, bo nie dał rady jej udźwignąć - wspomina.
- Jaquet zwyciężył, bo mimo nacisków nie porzucił swojego planu. Kluczem do sukcesu jest to, by nie ulegać presji medialnej. Jeśli raz się to zrobi, to zrobi się to też po raz drugi, trzeci i czwarty. A wiemy, że jak 38 milionów ludzi w kraju, to jest 38 milionów pomysłów. Trzeba mieć swój własny. I nie słuchać innych, bo każdy ma swój pomysł i swój interes: agenci, media, kibice itd. Rozmowy o kadrze w przestrzeni publicznej nie znikną, bo to najważniejsza drużyna w kraju, ale reprezentacja musi żyć własnym życiem - dodaje Engel.
Engel, Smuda i Strejlau wiedzą, co czuje Brzęczek, bo sami byli mocno krytykowani w trakcie prowadzenia kadry. Ten pierwszy na premierowe zwycięstwo czekał aż 9 miesięcy. Lawinę krytyki zatrzymało dopiero odniesione w dobrym stylu zwycięstwo na inaugurację el. MŚ 2002 z Ukrainą w Kijowie.
- Nie przejmowaliśmy się tym. Pracy przy drużynie narodowej jest tyle, że selekcjoner i jego współpracownicy nie mają czasu na czytanie wszystkich gazet, oglądanie wszystkich programów, nie mówiąc o komentarzach. To kibice i dziennikarze tym żyją, a selekcjoner żyje życiem reprezentacji. Zwariowałoby się, gdyby się wszystko czytało i analizowało. Jedyną odpowiedzią trenera na krytykę może być tylko wynik. Wdawanie się w polemikę nie ma sensu - nas mają bronić wyniki - przekonuje Engel.
- Przed krytyką nie da się ochronić. Taki jest los trenera, że podpisując umowę, podpisał swoje zwolnienie. To tylko kwestia czasu i formy rozstania - zauważa Strejlau, zastrzegając: - A nawet wynik też często nie broni. Fabio Capello zdobył z Realem mistrzostwo Hiszpanii, ale musiał odejść, bo jego styl się nie podobał. Trener zawsze będzie krytykowany, bo zawsze się znajdzie ktoś, komu się coś nie podoba.
Apel do piłkarzy
Brzęczek nie jest ulubieńcem środowiska. Eksperci podważają jego kompetencje, a dla internetowych prześmiewców jest łatwym celem. - W naszej pracy liczą się konkrety, a nie opinia o czyjejś pracy. U Brzęczka konkrety są widoczne gołym okiem - mówi Engel i wylicza: - Miał awansować do Euro i awansował. Ma utrzymać zespół w najwyższej lidze Ligi Narodów i jest na dobrej drodze do tego. Miał odmłodzić kadrę, zmienić jej profil i to robi. Wszystko, co się dzieje wokół, to medialna wojenka, którą selekcjoner nie powinien się przejmować.
Smuda: - Dla selekcjonera najważniejsze jest wsparcie przełożonych, bo to nie jest praca na rok, dwa, a na wiele lat. Sam prowadziłem kadrę niemal trzy lata, a dopiero po dwóch wiedziałem, jak tego dotknąć. Kadencje selekcjonera powinny być dłuższe niż jeden dwuletni cykl. Trener w ciągu roku pracuje z drużyną łącznie mniej niż miesiąc. To nie jest dużo czasu na wprowadzenie swoich rozwiązań.
- Trener Brzęczek odmładza teraz zespół, a to proces i nie chciałbym, żeby w połowie tego procesu został zmieniony. Powinien mieć prawo dokończyć to, co zaczął. Dajmy mu czas. Poza tym my na zewnątrz mamy za mało danych, by ocenić jego pracę. Trzeba poznać założenia, pomysł trenera na konkretnych zawodników. W Polsce zbyt łatwo wypowiadamy się bardzo kategorycznie. Nie wszystko jest czarne albo białe - dodaje "Franz".
Strejlau zauważa, że Brzęczek polega teraz na codziennej pracy piłkarzy w klubach i ich świadomości. Kilka treningów w trakcie zgrupowania to niewiele, by wdrożyć wszystkie pomysły.
- Brzęczek teraz jest selekcjonerem. Trenerem stanie się, gdy dostanie drużynę na zgrupowanie przed mistrzostwami i będzie mógł pracować z nią przez dwa, trzy tygodnie. A panowie piłkarze znają terminy zgrupowań i ich psim obowiązkiem jest się doskonale przygotować w klubach pod względem wytrzymałościowym i szybkościowym, a widzieliśmy w dwóch ostatnich meczach, że nie wszyscy stanęli na wysokości zadania - twierdzi Strejlau.
- Poza tym przypominam, że wynik jest pochodną umiejętności trenera i piłkarzy, ale też umiejętności przeciwnika, dlatego apeluję: realnie oceniajmy możliwości naszej drużyny na tle naszych rywali. Można grać ze słabszymi przeciwnikami i nabijać licznik, tylko po co? Nie przeceniałbym wysokiego zwycięstwa nad Finlandią. Na szczęście, Brzęczek ma tego świadomość - kończy Strejlau.
W środę, na zakończenie październikowego zgrupowania, reprezentacja Polski zagra w ramach Ligi Narodów z Bośnią i Hercegowiną. Spotkanie odbędzie się we Wrocławiu. Pierwszy gwizdek o godz. 20:45. Transmisja w TVP 1, TVP Sport i Polsacie Sport. Spotkanie można obejrzeć na platformie WP Pilot.