PKO Ekstraklasa. Aleksandar Vuković: Tak zżytej i zjednoczonej drużyny w Legii nie było nigdy [WYWIAD]

Dariusz Tuzimek
Dariusz Tuzimek
No dobra, ale Legię i dyrektora sportowego chwalono w mediach, że w letnim okienku klub zrobił świetne transfery.

Tak, ale ci piłkarze - w dużej części - musieli dopiero odbudowywać formę. Nie byli gotowi na ten najważniejszy moment. Gramy mecz z Omonią, wypada nam Wszołek, który przechodził zakażenie koronawirusem. I co? W najważniejszym meczu wystawiam młodego Macieja Rosołka na skrzydle, choć to nie jego docelowa pozycja. Niestety, większość nowych zawodników była gotowa do gry dopiero w okolicach niedzielnego meczu z Zagłębiem Lubin.

Wróćmy do meczu z Omonią. Trochę dopadł was pech: szybko czerwoną kartkę dostał Lewczuk, sędzia ograbił was z rzutu karnego, ale widać było, że Legia nawet w jedenastu miałaby ogromny problem. Ludzie byli zaskoczeni, że tak was stłamsił zespół z Cypru.

Nie będę zaprzeczał, mieliśmy kłopot z dyspozycją od początku sezonu. Wiedziałem, że tak jak w poprzednim roku zaczniemy słabiej, ale będziemy awansować i forma przyjdzie. Z Omonią zagraliśmy bez Wszołka, bez zdrowego Jose Kante, którego w końcówce wprowadziłem na siłę. Walczyliśmy w "dziesiątkę" i przy grubych błędach sędziego. Trzeba wziąć pod uwagę okoliczności, w jakich nie awansowaliśmy, a nie robić z tego tragedii wielkiego rozmiaru. Początek sezonu był trudny. Dla niektórych był to już trzeci okres przygotowawczy w tym roku, organizmy piłkarzy różnie reagowały. Mało tego, do drużyny doszło sześciu nowych zawodników, trzeba było ich wkomponować w zespół, a od razu do gry gotowi byli jedynie Boruc i Mladenović.

Dlaczego stracił pan zaufanie Dariusza Mioduskiego?

To jest pytanie bardziej do prezesa. Widać został przez kogoś przekonany do tego, że ta drużyna jest źle poukładana. Przekonano prezesa, że są lepsze rozwiązania, że jeśli się wszystkich nowych wrzuci do składu, z miejsca będzie lepiej. I jeszcze przekonywano go, żeby zmienić ustawienie taktyczne.

W przegranym 0:3 meczu z Karabachem Legia zagrała sześcioma nowymi piłkarzami i w nowym ustawieniu. Wyglądało to jak katastrofa taktyczno-personalna trenera Michniewicza.

Jasne, że nowy trener poszedł za narracją, która była forowana w klubie i była odmienna od mojej.

Był pan zaskoczony składem, jaki Czesław Michniewicz wystawił na Karabach?

Tacy piłkarze jak Wszołek, Luquinhas, Gwilia, Karbownik przez rok pracowali, żeby grać ten najważniejszy mecz. A jak już ten decydujący mecz o Ligę Europy przyszedł, to musieli patrzeć z ławki i obserwować na boisku kolegów takich jak Valencia czy Juranović, którzy są w Warszawie tak krótko, że nawet Pałacu Kultury jeszcze nie widzieli. To jak oni mogli pomóc drużynie już w tamtym momencie, jak odbyli z nią raptem kilka treningów? Ja powoli tych zawodników wprowadzałem do zespołu, ale to jest proces. Oni potrzebowali czasu, kolejnych prób. Moim zdaniem, wystawienie do składu zawodnika niczym się nie wyróżniającego, po kilku treningach, kosztem lepszych, tych co już w klubie są, nie buduje zespołu. Wręcz przeciwnie. Jak mawia Stanisław Czerczesow: "W budowaniu drużyny najważniejsze jest wiedzieć, czego nie można i nie wolno zrobić, i wtedy jest się już bardzo blisko sukcesu".

Jaki pan wystawiłby skład na Karabach?

Boruc - Karbownik, Jędrzejczyk, Lewczuk, Mladenović - Slisz, Antolić - Gwilia, Luquinhas, Wszołek - Kante lub Pekhart. Tu i tak jest dwóch nowych zawodników: Boruc i Mladenović, a na ławce mam wtedy jeszcze Kapustkę i Lopesa i po co miałbym do tego składu pchać kolejnych nowych zawodników?

A Joel Valencia?

Na tamtym etapie Valencia pracowałby u mnie na swoje miejsce w Legii i sprawdzałbym go w lidze. Z Karabachem nie był jeszcze w stanie zespołowi pomóc. Co więcej, wstawiając Valencię w tamtym meczu, zrobiono krzywdę i Valencii, i drużynie. Myślałem, że trener Michniewicz przyjdzie i zbierze owoce tego, co zrobiliśmy w Legii wcześniej. Bo wiadomo było, że ta drużyna musi zacząć dobrze grać. To są piłkarze i oni się z tego całego zamieszania otrząsną. Ale warunkiem było niewywracanie drużyny do góry nogami. Szczególnie jeśli masz tak mało czasu. Możesz próbować działań mentalnych, wejść chłopakom na ambicję, ale nie robisz totalnej rewolucji w składzie. I jeszcze próbowanie nowej taktyki. Zbyt dużo zmian naraz.

Wyglądało, jakby trener Michniewicz nie dał sobie szans na awans.

Jakby przed meczem zapytano trenera Karabachu Gubana Gurbanowa, jaki byłby dla niego wymarzony skład Legii na mecz z jego drużyną i jaką wybrałby Legii taktykę, żeby mógł ją łatwiej ograć, to on by wiele nie zmienił w tym, jak i kim Legia wtedy zagrała. Czyli sześciu nowych zawodników i w ustawieniu 4-4-2 w rombie, co otworzyło rywalom skrzydła. Karabach był silny, ale po pierwsze nie silniejszy od Omonii, a na pewno nie ma nawet porównania do siły Glasgow Rangers, z którym rywalizowaliśmy jak równy z równym rok temu. Teraz Karabach strzelił Legii trzy gole. Może warto więc przypomnieć, że podobno nieznający się na taktyce Vuković, stracił z Legią - w dziesięciu meczach w dwóch ostatnich sezonach - tylko jedną bramkę w europejskich pucharach i to w 90. minucie meczu w Glasgow. Bo w spotkaniu z Omonią przez 90 minut, do dogrywki, też był bezbramkowy remis.

Uważa pan, że Karabach był do przejścia?

Tak, ale Legia musiała dać sobie szansę, musiała zrobić wszystko, żeby wygrać. Trener Michniewicz zaskoczył mnie, że nie zrobił tego, z czego słynie, czyli defensywa z szybkimi skrzydłami, z Wszołkiem i Luquinhasem, ze wzmocnionym środkiem i jednym napastnikiem. Wtedy to powinien być mecz na styku. Nie twierdzę, że Legia nie może grać rombem w ustawieniu 4-4-2, ale to wymaga pracy, przygotowań, sparingów itd. Nie wierzę, że można wyjść na najważniejszy mecz w sezonie w nowym ustawieniu, którego zespół jeszcze nie miał prawa się nauczyć. Obaj boczni obrońcy potrzebowali wsparcia. Juranović nie był w optymalnej dyspozycji, więc Wszołek bardzo by mu się przydał do pomocy. Mladenović gra ofensywnie, ale w bronieniu trzeba mu pomóc. Pomagał mu Antolić. Później przeczytałem o nim: Antolić człapie. Gdyby Pirlo ustawić w tym miejscu boiska, to też by wyglądał na człapaka.

Nie waha się pan tak otwarcie mówić o błędnej taktyce.

Trener Michniewicz ma taką narrację: "Jestem tu, bo było źle, dużo jest do zrobienia, ten zespół potrzebuje najlepszego sztabu". I tak dalej. Jak to czytałem, to pomyślałem, że trzeba pana trenera poinformować, że ta grupa zawodników już jest prawdziwym zespołem. Jeżeli przyjeżdżasz do domu, który jest zbudowany i go rozpieprzasz w drobiazgi, to teraz faktycznie jest dużo do zrobienia. Z "jedenastki", którą wygraliśmy z Wisłą Kraków 7:0, nie ma w klubie tylko dwóch zawodników: Novikovasa i Majeckiego. Reszta jest do dyspozycji trenera, więc nie ma tu wcale takiej spalonej ziemi. Doszedł Boruc, Mladenović i kilku innych, więc nie przesadzajmy. Jest kim grać, Legia jest nadal silna.

A co się stało, że zespół jest tak źle przygotowany do sezonu?

Też nie ustrzegłem się błędów i jestem tego świadomy. To ciekawe, że teraz wszyscy mają pretensje do Łukasza Bortnika, który odpowiada za przygotowanie fizyczne. To chore. Człowiek, który przeprowadził Legię przez trudny, wymagający okres przerwy związanej z pandemią, teraz jest wskazywany jako kolejny winowajca. Wcześniej się świetnie znał na tej robocie, a teraz przestał? Najłatwiej wszystko zwalić na przygotowanie fizyczne, a przecież na Karabach wystawiana została grupa zawodników, która nie miała prawa być dobrze przygotowana. Jeden walczył z kontuzją, drugi miał koronawirusa, trzeci długo nie grał w piłkę. To jak oni mieli być w tym momencie dobrze przygotowani?

No ale chce pan powiedzieć, że w Legii nie było problemu przygotowania fizycznego?

Nie był większy niż w innych zespołach. Taka jest rzeczywistość w klubach w związku z pandemią. Jedni zawodnicy normalnie, regularnie trenują, inni nie. I to nie jeden, a na przykład pięciu. Trzeba pracować nad wyrównaniem poziomu wytrenowania zawodników. Cały czas jest dużo pracy indywidualnej. Legia, jako całość, nie jest źle przygotowana do sezonu. Pandemia wybiła nas z rytmu. Było też trochę kontuzji. Straty kontuzjowanego Marko Vesovicia do dzisiaj nie umieliśmy sobie powetować. Nasz styl opierał się na tym, że z lewej strony grę do przodu ciągnął Karbownik, a z prawej "Veso". Po jego urazie trzeba było zmieniać, przestawiać i już nie było tak samo. Istotna była też kontuzja Jose Kante. Z nim graliśmy inaczej niż z Tomasem Pekhartem - stąd inny styl, dużo wrzutek górą na głowę do napastnika. Musieliśmy się trochę do niego dostosować. Styl się zmienił na mniej widowiskowy, ale też skuteczny. Dobrze, że Legia do tego wróciła w ligowym meczu z Zagłębiem Lubin.

A dlaczego Karbownik, tak świetny jesienią i wiosną, przechodził taki kryzys latem?

To zarzut do mnie? Przecież to ja postawiłem na tego "dzieciaka". Przypomnę też, że wygraliśmy mistrzostwo, jednocześnie wygrywając klasyfikację Pro Junior. Bardzo spolszczyłem tę drużynę. Stawiałem na młodzież: Karbownik, Majecki, Rosołek, Praszelik, Slisz. Więc zacznijmy od tego, że Karbownik, na którym Legia zarobiła kilka milionów euro, rok temu miał iść na wypożyczenie do I ligi. I gdybym na niego nie postawił, to dziś byśmy nie rozmawiali ani o tych pieniądzach, ani o reprezentacji, ani o tym, na jakiej ma grać pozycji, bo on dopiero wracałby z wypożyczenia z Radomia albo z Suwałk. Dopiero szukałby swojego miejsca w Legii. Dla mnie nie jest zdziwieniem, że chłopak, o którym zaczęło się mówić dużo jak o produkcie do sprzedania, w tak młodym wieku ma czasem wahania formy. To normalne. Zresztą sam - z konieczności, gdy ze składu wypadł Vesovic - zmieniłem Karbownikowi pozycję z lewej obrony na prawą. To też miało wpływ na jego grę. Ale dla mnie on zawsze będzie lepszym bocznym obrońcą niż środkowym pomocnikiem. Gdy gra na boku obrony, ma 5-6 asyst, więc po co ta dyskusja gdzie go wystawiać?

Miał pan spór z menedżerem Karbownika Mariuszem Piekarskim o to, na jakiej pozycji powinien grać ten zawodnik?

Mariusz doskonale wie, że zagraniczny transfer Karbownika w rubryce "sukcesy" brzmi lepiej niż "powrót z wypożyczenia do Radomiaka", prawda? Znamy się z Mariuszem jeszcze ze wspólnej gry w Legii, znam jego zdanie na temat pozycji Karbownika. Ale upieram się przy swoim. Nie zerwaliśmy z Mariuszem znajomości, choć zapewne odegrał istotną rolę w moim zwolnieniu.

Dlaczego nie było w Legii miejsca dla Michała Kucharczyka? Po pana zwolnieniu on i Carlitos zamieścili na Instagramie drwiące wpisy.

W tej sprawie mam czyste sumienie. Powiedziałem mu wprost: "Ludzie nie wierzą, że masz wystarczające umiejętności piłkarskie na Legię, ale ja mam z tobą inny problem. Ja nie wierzę w ciebie jako człowieka". Powiedziałem mu to szczerze. Chyba się nie myliłem.

Co będzie pan teraz robił?

Ponad 500 dni pracy w Legii wymaga 500 dni odpoczynku!

A na poważnie?

Przez te ponad 500 dni w Legii to nie było nawet jednego takiego, żebym nie myślał o drużynie. Nawet podczas spotkań z żoną i dziećmi. Teraz jest czas, żeby trochę im to wynagrodzić. Bo było tak, że bawiłem się z dziećmi, a w głowie miałem, co teraz robi któryś z moich piłkarz. To był ogromny, wielomiesięczny stres. Czas odpocząć, zapewne do końca sezonu, tym bardziej że pandemia nie pozwala normalnie planować.

Jest pan legionistą z krwi i kości, a to może być okoliczność utrudniająca znalezienie pracy w innym klubie.

Wiem, że są takie kluby, w których mogę pracować. Ale są też adresy, pod które ja się nie pcham, a i oni nie wyrywają się, żeby mnie zatrudnić. Ludzie mnie znają, wiedzą, że jak pójdę gdzieś do pracy, to tam będę pracował z takim samym zaangażowaniem jak w Legii. Tylko że będzie mi odrobinę łatwiej. Myślę, że najtrudniejszą pracę mam już za sobą. Tak też mi mówił Stanisław Czerczesow jak do mnie zadzwonił po zwolnieniu.

Co powiedział jeszcze?

Że dopiero teraz, jak mnie wypieprzyli z Legii, stałem się prawdziwym trenerem. I dodał parę słów otuchy. Mam za sobą sporo doświadczenia, które wykorzystam w dalszej pracy. Nie mam się czego wstydzić, bo w klubie z Łazienkowskiej zrobiłem dobrą robotę.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×