Liga Europy. Lech Poznań - Benfica Lizbona. Pedro Tiba - skończył z marudzeniem i został liderem

Newspix / PRZEMYSLAW SZYSZKA / CYFRASPORT / Pedro Tiba podczas meczu Lecha z Hammarby
Newspix / PRZEMYSLAW SZYSZKA / CYFRASPORT / Pedro Tiba podczas meczu Lecha z Hammarby

Pedro Tiba przyjechał do Poznania po trofea. Od razu sprowadził do Polski całą rodzinę, a syna zapisał do juniorów Lecha. Kilka dni przed spotkaniem z Benfiką Portugalczyk już się nakręcał - dla niego to jeden z najważniejszych meczów w życiu.

W lidze portugalskiej Tiba kilka razy mierzył się z Benfiką. Nie zrobił jej "krzywdy", nie strzelił gola, ale zostawiał dobre wrażenie. Jak zresztą przez lata gry w tamtejszej ekstraklasie. Pomocnik wyrobił sobie bardzo dobrą markę w swoim kraju i trudno było go przekonać do wyjazdu.

Zrobił to Andrzej Juskowiak. Trochę z doskoku, ale ciągle reprezentuje Lecha jako skaut na tamtejszy rynek. - Negocjacje były trudne. Musieliśmy przekonać zawodnika do założenia działalności gospodarczej w Polsce. To mogło być dla niego niepewne i niezrozumiałe. Sporo było tego typu detali, a Tiba miał jeszcze lepsze propozycje finansowe, choćby z Turcji - opowiada Juskowiak. - Przekonywałem, że jesteśmy bardziej stabilną i solidniejszą firmą. Że nie obiecujemy "złotych gór", ale dzięki temu jesteśmy wiarygodni i można nam zaufać - komentuje były napastnik Sportingu Lizbona.

I Tiba uwierzył w poznański projekt. Zależało mu, by trafić do klubu walczącego o trofea. W Portugalii raczej mu to nie groziło. Grał między innymi w Vitorii Setubal, Bradze czy GD Chaves. W ostatnim klubie był kapitanem, walczyli o europejskie puchary. Tiba miał coś, co pasowało do profilu piłkarza poszukiwanego przez Lecha. - Cechowała go odpowiedzialność za piłkę. Decydował o grze zespołów, w których występował. Nie tracił piłki, nawet będąc pod presją, w meczach z najlepszymi klubami - charakteryzuje zawodnika Juskowiak.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Nowy członek w rodzinie Messiego

Ponad sto spotkań w portugalskiej lidze to zdaniem byłego reprezentanta Polski duży kapitał. - Dla pomocników to trudna liga. Mało jest miejsca w środku boiska, na podanie i przyjęcie. Trudniej o liczby. Konkurencja jest duża, a kluby lubią sięgać po tańszych Brazylijczyków. Tiba nie był tam anonimowy, wyróżniał się - opowiada Juskowiak.

Maruda 

Pomocnik miał jednak gorszy moment w Lechu, gdy w klubie był Joao Amaral. Rodak Tiby zamiast wspierać kolegę, "zatruwał" go ciągłym narzekaniem. Razem lubili na przykład krytykować treningi Adama Nawałki. Później Tiba odsunął od siebie Amarala. Zaczęło go drażnić, że kolega robi problem nawet z powodu zbyt mocno schłodzonej wody do picia. Po odejściu Amarala (na wypożyczenie do Pacos de Ferreira), Tiba odżył.

Teraz to lider szatni. Tworzy świetną parę pomocników z Danim Ramirezem. Zresztą, sam do niego dzwonił i namawiał do transferu z ŁKS-u. Tiba już na samym początku pokazał, że bardzo poważnie traktuje przeprowadzkę do Poznania. Od razu sprowadził do Polski żonę i dwójkę dzieci. Syna zapisał do grupy czterolatków w akademii Lecha. Mocno zżył się z klubem, co potwierdził przedłużając umowę z Lechem o kolejne sezony (jego kontrakt obowiązuje do czerwca 2022 r,).

Poza boiskiem jest rodzinnym facetem, na boisku robi się bezczelny. Ma dużą pewność siebie, lubi ośmieszyć rywala. W Lechu nazywają go "płucami" drużyny. Wie, kiedy przyspieszyć grę, a kiedy uspokoić. Młodzi, tacy jak choćby Jakub Moder, rosną przy nim. Przyszła gwiazda naszej piłki mówi wprost - że go podpatruje i się od niego uczy.

W trwającym sezonie Tiba imponuje liczbami. Juskowiak mówi, że w Lechu trochę weszli mu na ambicję, bo rzadko strzelał gole. I w eliminacjach Ligi Europy, które Lech przeszedł koncertowo, zdobył trzy bramki w czterech meczach, dołożył też dwie asysty. Bawił się z rywalami. To też dzięki niemu Lech zagra w grupie Ligi Europy pierwszy raz od pięciu lat.

Tiba niedostępny 

Spotkanie z Benfiką Tiba traktuje bardzo poważnie. Od kilku dni chodzi po klubie i się nakręca. Mówi, że to jeden z najważniejszych meczów w jego życiu. Zawsze aspirował do piłki z najwyższej półki, ale jednak nie było mu to dane. Nie zagrał w żadnej drużynie z wielkiej trójki w swoim kraju. Nie zadebiutował też w reprezentacji. W meczu eliminacji mistrzostw świata 2014 z Albanią wybrał sobie numer "7", ale całe spotkanie spędził na ławce.

Tiba przed czwartkowym spotkaniem nie chciał rozmawiać z portugalskimi dziennikarzami. Po wywiad z nim zgłosiły się dwie ogólnokrajowe telewizje i największe dzienniki: "Record", "A Bola" i "O Jogo". Juskowiak przekonuje, że Tiba jest znaną postacią w Portugalii.

- Nie jest to gracz, który nagle wyskoczył i zgasł. Trudno jest się utrzymać w portugalskiej ekstraklasie tyle lat. O takich jak on się pamięta - opowiada. A jeżeli ktoś jednak zapomniał, to miał okazję przyjrzeć się zawodnikowi i Lechowi w telewizji. Polska liga po lockdownie była pokazywana w Portugali. Tiba nagrywał nawet filmiki promocyjne zachęcając do oglądania meczów "Kolejorza".

Jesus nie odpuszcza

Benfica jest murowanym faworytem meczu w Poznaniu. Celem drużyny była Liga Mistrzów. Jak na ambicję klubu, faza grupowa Ligi Europy jest marnym pocieszeniem.

- Wydali mnóstwo pieniędzy na wzmocnienia, ale jak widzimy, nie da się od razu odnieść sukcesu - komentuje Juskowiak. - W czwartek będzie bardzo trudno. Trener Jorge Jesus nie odpuszcza. Na pewno nie pozwoli swoim piłkarzom na "drzemkę" - kończy były reprezentant Polski. Mecz Lech - Benfica w czwartek 22 października o godzinie 18.55. Transmisja: TVP 2.

Liga Europy. Lech Poznań - Benfica. Jorge Jesus: Naszym celem jest finał

Reprezentacja Polski. Arkadiusz Milik: Trochę pocierpię, ale wytrzymam

Komentarze (2)
Jab
22.10.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Lech nie pokona Benficę , ale na pewno strzeli jedną bramkę .