Transfery. Premier League. Kamil Grosicki: Nie chciałem odchodzić z WBA

Getty Images / Shaun Botterill / Na zdjęciu: Kamil Grosicki (w środku)
Getty Images / Shaun Botterill / Na zdjęciu: Kamil Grosicki (w środku)

- W Polsce była głównie "szyderka", ale inaczej robi się transfery w ekstraklasie, inaczej w Anglii - mówi nam Kamil Grosicki. Reprezentantowi Polski znów nie udało się zmienić klubu w "deadline day" - ostatnim dniu okna transferowego.

[b]

[/b]Dopiero dwa tygodnie po zamknięciu okna transferowego w Anglii Kamil Grosicki dowiedział się, że jego wypożyczenie z West Bromwich Albion do Nottingham Forest nie dojdzie do skutku, co chyba nie zdarzyło się wcześniej nikomu. Więcej TUTAJ. Polski skrzydłowy dalej jest piłkarzem WBA, z którym ma kontrakt do końca tego sezonu. Trudno stwierdzić, kto zawinił. Nasz piłkarz przekonuje, że umowę podpisał o czasie. Jak się okazało, zdecydowało kilkadziesiąt sekund zwłoki. Nad sprawą reprezentanta Polski pochyliła się angielska Komisja Arbitrażowa i w czwartek jej przedstawiciele powiedzieli "nie". 
Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Dlaczego czekał pan aż dwa tygodnie na decyzję, w jakim klubie zagra?

Kamil Grosicki, piłkarz West Bromwich Albion i reprezentacji Polski: Sam się dziwię. Od samego początku czułem, że jest problem, i że najpewniej transfer nie wypali. Gdyby stało się inaczej, w przyszłości, na mój przypadek, mogłyby się powoływać inne kluby. Nie ma świętych krów. Jak spóźnisz się na pociąg pół minuty i on już odjedzie, to przecież do niego nie wsiądziesz. Nie wiem tylko, dlaczego czekałem tyle czasu, żeby usłyszeć "nie". Przyszło uzasadnienie, że transfer nie wyszedł, ponieważ został przeprowadzony za późno. O 21 sekund.

Nie lepiej było podpisać kontrakt godzinę wcześniej?

Ja swoją umowę z Nottingham Forest podpisałem pięć minut przed zamknięciem okna, dokładnie o godzinie 16.55 (czasu angielskiego). Z mojej strony komplikacji nie było. Nie wiem, kto zawinił później, kto popełnił błąd.

Jedno mnie zastanawia. Walczył pan o powrót do Premier League kilka lat i w pierwszym okienku transferowym chciał pan opuścić tę ligę. Z jakiego powodu?

Ale ja nie chciałem odejść z West Bromwich Albion.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: cudowna bramka w Copa Libertadores. Z 25 metrów idealnie pod poprzeczkę!


Jak to? Nie rozumiem.

Po powrocie z październikowego zgrupowania reprezentacji Polski, w ostatni dzień okienka transferowego, dowiedziałem się z klubu, że mamy szeroką kadrę i może zabraknąć dla mnie miejsca. Mówiąc konkretniej: że prawdopodobnie nie zostanę zgłoszony do rozgrywek. Mówiłem dyrektorowi sportowemu, że chcę powalczyć o swoją szansę w Premier League i nie w głowie mi transfer. Godziny leciały i zacząłem rozmyślać o przyszłości. Brak gry w WBA skomplikowałby moją sytuację w reprezentacji, a zaraz mistrzostwa Europy. Nottingham Forest już sześć tygodni wcześniej wyraziło pierwsze zainteresowanie, dlatego z menadżerem odnowiliśmy temat. Nie uśmiechało mi się odchodzić, ale z drugiej strony Nottingham bardzo o mnie walczyło, co wiązałoby się z regularną grą w tym klubie. Zaoferowali też znakomity kontrakt.

Lepszy niż w WBA?

Zarobiłbym dużo większe pieniądze niż w West Bromwich. Bardzo walczyli o mnie w Nottingham, na pewno będę trzymał za nich kciuki w tym sezonie. Do końca nie wiadomo było, gdzie tak naprawdę trafię. Pan Evangelos Marinakis jest właścicielem dwóch klubów - Nottingham Forest i Olympiakosu Pireus. Próbowano to tak "zakręcić", że w przypadku braku awansu z Nottingham do Premier League, trafiłbym za rok do Grecji.

Wyglądało to tak, jakby chciał pan uciec z WBA.

Naprawdę, było zupełnie inaczej. Znam swoją wartość i wierzę, że przebiję się do składu West Bromu. Na pewno nie jestem typem człowieka, który poddaje się przy pierwszym niepowodzeniu. Nie pękam na robocie, jak to mówią. Szansa przyjdzie. Sezon jest długi, będą kontuzje, kartki, ktoś obniży formę - tych okazji pokazania się na pewno będzie sporo.

Od razu po ogłoszeniu decyzji, że zostaje pan w WBA, klub zgłosił pana do rozgrywek Premier League. Jest pan po rozmowie z trenerem?

Slaven Bilić powiedział, że we mnie wierzy i jestem tak samo ważny, jak inni. Nie stwierdził wprost, że da mi zagrać, ale jestem przekonany, że będzie dobrze. Mamy dobry kontakt, szanujemy się. Wcześniej nie wystąpiłem w meczu Premier League głównie przez uraz i zawirowania transferowe. Ale to się zmieni i w klubie jeszcze będą ze mnie zadowoleni. Jestem gotowy już w ten weekend wyjść na boisko. Nikt mnie nie "odpalił". W klubie wiedzą, że Premier League była moim marzeniem. Gdybym chciał uciec, to podpisałbym kontrakt wcześniej.

Ale proszę przyznać, pan lubi te emocje w ostatnich minutach okna transferowego.

W Polsce nie do końca rozumiany jest klimat angielskiego rynku. Dobrze jest to pokazane w serialu o Sunderlandzie na Netflixie, w drugim sezonie. Transfery często rozstrzygają się w Anglii w ostatnich minutach. To gra nerwów, negocjacje, podbijanie stawek. Mój menadżer wykonał ostatniego dnia sto telefonów. Taki jest "deadline day".

Ktoś napisał, że po karierze powinien być pan ekspertem w stacji "Sky Sports" w temacie transferów "last minute".

To musiałbym najpierw podszlifować angielski.

Koledzy z WBA żartowali z tej sytuacji?

Cieszyli się, że zostaję. Pytali codziennie: "any news?". Odpowiadałem tylko "tomorrow". Wiedzieli, że chcę pomóc drużynie.

Kibice West Bromu też nie chcieli pana odejścia.

Dostałem od nich mnóstwo wiadomości. Wspierali mnie i mieli nadzieję, że nie odejdę. W Polsce była głównie "szyderka", ale tak jak wspomniałem, inaczej robi się transfery w ekstraklasie, inaczej w Anglii. Nie wstydzę się po tej sytuacji i nie mam zamiaru się załamywać, że tak to wyglądało.

Za chwilę styczeń i kolejne okienko...

Poczekamy do 31 stycznia i zobaczymy, co będzie.

Ma pan nerwy.

W czwartek rozmawiałem jeszcze z prezesem Nottingham Forest. Życzyliśmy sobie wszystkiego najlepszego. Powiedział: "będziemy w kontakcie".

To się nie skończy?
 

Taki to biznes. W kilku okienkach nie udało mi się zmienić klubu, ale nie robię tego specjalnie. Wybieram zawsze najlepszą drogę dla siebie, myślę pod kątem rodziny. Nie zmieniam drużyny na siłę, bo ktoś mi każe. Robię to, co czuję. Do WBA przeszedłem dzień przed zamknięciem zimowego okna transferowego, w styczniu 2020 roku. Ludzie się śmiali, że pomyliłem dni. A ten ruch był przygotowywany dwa tygodnie. Byłem przekonany, że wykonuję właściwy krok i nie musiałem czekać do ostatnich sekund. Teraz wszystko było robione na wariackich papierach i nie czułem tego.

Jest pan przygotowany do gry?

Trenowałem z zespołem i robiłem jeszcze ćwiczenia indywidualne, więc tak.

Dostał pan powołanie na najbliższe, listopadowe mecze reprezentacji. Mimo braku gry w klubie. 

Byliśmy w kontakcie z trenerem Brzęczkiem. Wiedziałem, że selekcjoner da mi "oddech". Ale wiem, że muszę być w formie. Kadra to nie "hobby". Trzeba być w odpowiedniej dyspozycji, by godnie reprezentować kraj. Nie chcę doprowadzić do sytuacji, w której trener będzie się musiał zastanawiać, czy powołać mnie za zasługi. O nie. W reprezentacji chcę grać z powodu dobrej formy, za nic innego.

Koronawirus. Radosław Majdan: Tylko sen dawał mi ulgę [WYWIAD]

Reprezentacja Polski. Arkadiusz Milik: Trochę pocierpię, ale wytrzymam

Źródło artykułu: