Jeden z piłkarzy reprezentacji Polski zdemolował pokój. Drugi zasnął na kanapie w hotelowej recepcji. Trzeci zszedł na śniadanie jedynie bieliźnie. Wspólnym mianownikiem był oczywiście alkohol. Mało? Największym skandalem miało być jednak dobijanie się do drzwi tłumaczki selekcjonera i rzekome składanie niemoralnych propozycji.
I choć afer wystarczyłoby na kilka lat, wszystkie wymienione zdarzyły się jednej nocy. Żaden mecz reprezentacji Polski z Ukrainą nie przyniósł dotąd takich zawirowań, jak ten z 20 sierpnia 2008 roku.
Trzech muszkieterów
- Jeszcze nigdy nie widziałem tylu kamer telewizyjnych w jednym miejscu, co wtedy - wspomina po latach Radosław Majewski, jeden z trójki lwowskich muszkieterów. 21-letni wówczas piłkarz przekonuje po powrocie z Ukrainy, że stał się celem numer jeden dla dziennikarzy. On, w przeciwieństwie do pozostałych, musiał wrócić do Polski.
ZOBACZ WIDEO: Roman Kosecki optymistą w sprawie reprezentacji. "Czas działa na naszą korzyść"
- Miałem nawet zaproszenie od Justyny Pochanke do popularnego programu w telewizji TVN. Chyba mogłem tę popularność lepiej wykorzystać - śmiał się w rozmowie z Łukaszem Wiśniowskim i Jakubem Polkowskim na kanale "Foot Truck".
Rzeczywiście, wydarzenia z nocy z 20 na 21 sierpnia 2008 roku wywołały burzę. I poważne konsekwencje dla Majewskiego, Artura Boruca i Dariusza Dudki.
Sam mecz? Bez historii. Szukająca swojej tożsamości po nieudanym EURO 2008 kadra Leo Beenhakkera przegrała we Lwowie z Ukrainą 0:1. Biało-Czerwoni wyglądali gorzej niż na samym turnieju, gdzie choć zawiedli, to mierzyli się z Niemcami czy arcymocnymi wówczas Chorwatami.
"Kac wciąż trwa. Kto marzył, by pierwszy mecz kadry po Euro 2008 był dniem zakończenia piłkarskiej żałoby w Polsce, mocno się rozczarował. Styl gry drużyny Leo Beenhakkera na Ukrainie był frustrujący" - pisała "Gazeta Wyborcza".
Porażka w meczu towarzyskim zabolała, jak każda drużyny narodowej, jednak bez nocnych ekscesów kadrowiczów, zostałaby szybko zapomniana. Najważniejsze były przecież startujące za kilka tygodni eliminacje do mistrzostw świata. Już jednak dzień po meczu, 21 sierpnia, tematem numer jeden nie był mundial, ale alkoholowe wybryki reprezentantów Polski.
Nocne popisy
Co takiego wydarzyło się w hotelu we Lwowie? Najbardziej szczegółową relację dostarczył dziennik "Fakt".
Po meczu grupa reprezentantów Polski zebrała się w jednym z pokojów. Nocne Polaków rozmowy były zakrapiane alkoholem, jednak po jakimś czasie kilku z nich postanowiło wrócić do siebie. Dla trzech: Boruca, Dudki i Majewskiego noc była jeszcze za młoda, by iść spać.
Gdy zabrakło już alkoholu, starszyzna wysłała po kolejną butelkę Majewskiego. Pomocnik Polonii Warszawa miał zejść po nią do baru. Gdy Boruc i Dudka zaczęli się niecierpliwić przedłużającą się nieobecnością najmłodszego i poszli go szukać, znaleźli go... śpiącego na kanapie w hotelowej recepcji.
Następnie, mimo oficjalnego zakazu od Leo Beenhakkera, mieli opuścić hotel i ruszyć w miasto. Po powrocie doszło do "zachowania niegodnego reprezentantów Polski", jak mówił potem selekcjoner. Otóż piłkarze mieli dobijać się do drzwi tłumaczki trenera Marty Alf i składać "łóżkowe propozycje".
Wtedy obsługa hotelu obudziła kierownika kadry Jana de Zeuuwa. Dopiero on zakończył nocne popisy piłkarzy. Gdy rano poinformował o wszystkim Beenhakkera, ten miał nie do końca wierzyć w jego słowa. Uwierzył, gdy zobaczył schodzącego na śniadanie Boruca, który pojawił się na stołówce w samej bieliźnie.
Teza, że piłkarze poimprezowali nabrała mocy jeszcze bardziej, gdy zobaczył Majewskiego, zalewającego płatki kukurydziane mlekiem... na płaski talerz. - Znam to tylko z opowieści - puszcza dziś oko Majewski sugerując, że nie był wtedy jeszcze w pełni przytomny.
Wkrótce wyszło też na jaw, że pokój w którym siedzieli zawodnicy jest zdemolowany. Hotel zawiadomił kierownictwo ekipy, a za szkody musiał zapłacić PZPN.
Beenhakker był wściekły na piłkarzy i nakazał napisać im oficjalne przeprosiny skierowane do tłumaczki, które w imieniu drużyny miał wręczyć jej kapitan Michał Żewłakow. Podobno Dudka i Majewski od razu je podpisali, jednak Boruc nie chciał o tym słyszeć. Jak głosi legenda, żeby sprawę zakończyć, jego podpis sfałszowano.
Zawieszenie i powrót
To jednak nie był koniec. Leo Beenhakker nie miał wyjścia i oficjalnie zawiesił Boruca, Dudkę i Majewskiego. Ci oficjalnie przeprosili także za swoje zachowanie w oświadczeniu:
"W związku z naszym zachowaniem po meczu towarzyskim z Ukrainą, będąc świadomym swojego nieprofesjonalnego i nieodpowiedzialnego zachowania, chcemy przeprosić Sztab szkoleniowy, kolegów z drużyny oraz wszystkie osoby związane z Reprezentacją Polski".
Sztab kadry przekonywał, że żaden z nich nie wystąpi też w jesiennych meczach eliminacyjnych do mistrzostw świata.
Boruc i Dudka nie zagrali jednak tylko w spotkaniach ze Słowenią (1:1) i San Marino (2:0), od kolejnego zgrupowania znów byli podstawowymi piłkarzami kadry. O wiele dłużej na swoją szansę musiał za to czekać Majewski, który u Beenhakkera już nie zagrał i wrócił do kadry dopiero za kadencji Franciszka Smudy.
- Dostałem wtedy nauczkę na całe życie. Zrobiłem coś nieodpowiedniego, ale przecież każdy popełnia błędy. Cała nagonka skupiła się na mnie, co ja wtedy przeszedłem... Przez długi czas musiałem słuchać, że jestem pijakiem - przekonywał później w "Przeglądzie Sportowym" piłkarz Wieczystej Kraków.
34 zł za oglądanie Bundesligi w Polsce? Czytaj więcej--->>>
Na Ukrainie Lewandowski jest tylko jeden. Nie Robert--->>>