Przed jednym z meczów Biało-czerwonych z Ukrainą dziennikarz z Polski zapytał Ołeksandra Kuczera, obrońcę rywali, o Lewandowskiego. Zawodnik od razu zaczął wywód. Wychwalał naszego zawodnika mówiąc, że "to bardzo dobry piłkarz", który jest "liderem reprezentacji". Dopiero po chwili zorientował się, że pytanie dotyczyło Roberta, nie Mariusza. Ten przykład dobrze oddaje pozycję, jaką pomocnik miał na Ukrainie.
Były pomocnik Szachtara Donieck musiał często prostować, że Robert to nie jego rodzina. Ale traktował zdolnego napastnika jak młodszego brata. Wziął go pod swoje skrzydła, gdy chudy chłopak z Lecha Poznań wchodził do reprezentacji. - W 2008 roku widziałem, że do zespołu przyszedł młokos z potencjałem. Powiedziałem wtedy, że Lewi muszą się trzymać razem. Byłem w tamtej kadrze wicekapitanem, później kapitanem. Rozmawialiśmy z Robertem na boisku, poza nim - opowiada były piłkarz kadry, a obecnie trener Termaliki. Później pomógł koledze w podjęciu kluczowej decyzji dotyczącej transferu.
Żył jak król
Mariusz Lewandowski był pierwszym polskim piłkarzem, który wyjechał na Ukrainę. W 2001 roku koledzy z Groclinu Grodzisk Wielkopolski łapali się za głowy. Pytali zawodnika z wytrzeszczonymi oczami: "Gdzie ty jedziesz? Co ty robisz?".
ZOBACZ WIDEO: Roman Kosecki optymistą w sprawie reprezentacji. "Czas działa na naszą korzyść"
To był jednak znakomity wybór. Na Ukrainie Mariusz Lewandowski występował dwanaście lat. Uczestniczył w budowie wielkiego Szachtara Donieck od podstaw. Zdobył z klubem dziesięć trofeów, w tym pięć mistrzostw i Puchar UEFA. Miał taką pozycję, że gdy został wybrany piłkarzem roku przez tygodnik "Piłka Nożna" w 2009 roku, właściciel klubu Rinat Achmetow wynajął dla niego prywatny samolot. Nasz piłkarz mógł przylecieć do Warszawy na galę, a po odebraniu statuetki szybko wrócić do Doniecka.
A drugi ukraiński klub, w którym Lewandowski grał, czyli PFK Sewastopol - już w ogóle stawiał od zera. Pomagał zorganizować nawet ekipę, która budowała stadion. - Byłem tam prezesem, dyrektorem, trenerem, kucharzem, budowlańcem. Klub powstał praktycznie od fundamentów. Zawodnicy przychodzili na treningi w różnych strojach. Jeden miał koszulkę Realu Madryt, drugi Barcelony, a trzeci Szachtara - opowiadał nam wcześniej zawodnik. Ale jak stwierdził - miesięcznie otrzymał taką pensję, której nie zarabiali wszyscy piłkarze zespołu w ciągu całego sezonu. Po 3,5 roku w PFK Sewastopolu Lewandowski zakończył karierę (2013 r.).
Rozmowa Lewandowskich
Przed odejściem z Szachtara, Lewandowski dostał jeszcze misję od prezesów. Miał przekonać Roberta Lewandowskiego do transferu. Napastnik Lecha otrzymał wiele ofert. Ukraińcy proponowali bardzo dobre warunki finansowe, jedne z najlepszych. Wtedy Lewandowscy odbyli szczerą rozmowę.
- Robert wypytywał mnie o Szachtar, długo rozmawialiśmy. Z jednej strony przekonywałem, że warto, bo na pewno się rozwinie. Z drugiej nie chciałem go oszukiwać - wspomina były piłkarz. - W ataku brylowali u nas wtedy Brazylijczycy. I ich styl gry z przodu podobał się trenerowi. Robertowi byłoby na początku trudno regularnie występować i uświadomiłem mu to. Oczywiście nie wykluczam, że wywalczyłby miejsce w składzie, ale wolałem zwrócić mu na to uwagę. Myślę, że Robert wybrał dobrą drogę - komentuje Mariusz Lewandowski. Obecny kapitan kadry w 2010 roku odszedł z Lecha do Borussii Dortmund.
Gdy pytamy, który Lewandowski jest bardziej popularny na Ukrainie, Mariusz odpowiada: - Myślę, że na Ukrainie bardziej szanują mnie. Też ze względu na to, że tam grałem. Roberta może bardziej rozpoznają - twierdzi. I chwali najlepszego polskiego piłkarza. - Ma charakter do piłki, trochę szczęścia. Co ważne, on się nigdy nie zniechęcał - dodaje.
Szokujące powołanie
Nasz rozmówca z reprezentacją pożegnał się jesienią 2013 roku (66 meczów, 6 goli). Waldemar Fornalik dość nieoczekiwanie wysłał mu wtedy powołanie na dwa ostatnie spotkania eliminacji mistrzostw świata 2014. Po czteroletniej przerwie zawodnik znowu znalazł się w drużynie narodowej. Doszło do tego, że ochroniarz reprezentacji nie mógł uwierzyć, że Mariusz Lewandowski stawi się na zgrupowaniu. Długo myślał, że dziennikarze go wkręcają. W końcu spojrzał na listę powołanych i faktycznie - było tam dwóch Lewandowskich: Robert i Mariusz.
Biało-czerwoni mieli jeszcze szansę awansować na turniej w Brazylii. Gracz Sewastopolu miał być tajną bronią na Ukrainę i Anglię. - W klubie prezentowałem solidny poziom i trener Fornalik już wcześniej do mnie dzwonił. Myślę, że wstydu nie przyniosłem, nawet mimo tak długiej przerwy - opowiada. W Charkowie przegraliśmy jednak 0:1, a na Wembley 0:2.
Ukraina coraz lepsza
Przed środowym meczem towarzyskim Polski z Ukrainą były zawodnik kadry otrzymał wiele telefonów zza wschodniej granicy. Mariusz Lewandowski twierdzi, że obie kadry są na zbliżonym poziomie.
- Rywale mają mocną młodzież. Wydaje mi się, że w ciągu najbliższych lat mogą być jeszcze lepsi - komentuje. - Warto zwrócić uwagę na trzon: Juniora Moraesa i Marlosa, naturalizowanych Brazylijczyków. Jest też Rusłan Malinowski no i Andrij Jarmołenko. Ale u nas też dzieje się wiele dobrego. Dobrze, że trener Brzęczek stawia na młodych, inaczej mógłby "utknąć". Będziemy faworytem, ale nie lekceważyłbym Ukrainy - kończy Lewandowski.
Mecz Polska - Ukraina w środę 11 listopada o godzinie 20.45. Transmisja w TVP 1, Polsacie Sport i na WP Pilot.
Reprezentacja. Ostatnie rozdanie kadry
Polska - Ukraina. Jerzy Brzęczek: Będzie rotacja. Młodzi zagrają od początku