W lipcu ubiegłego roku świat obiegła informacja, że u Sinisy Mihajlovicia zdiagnozowano białaczkę.
Niecałe 2 miesiące po tym fakcie stan zdrowia trenera ustabilizował się na tyle, że zajmujący się nim lekarze zezwolili na jego powrót na ławkę trenerską Bologni. Przez wiele tygodni szkoleniowiec uczestniczył w zajęciach pierwszej drużyny zaledwie online.
Trzy miesiące temu ogłoszono, że Mihajlović zdołał pokonać białaczkę. W szczerym wywiadzie z dziennikiem "Corriere della Sera" postanowił opowiedzieć o swoich zmaganiach z chorobą.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Tak strzela brat Wayne'a Rooneya. Bramka-marzenie
- Zawsze byłem typem faceta, który mówił o wygrywaniu wojny z odwagą. W tej sytuacji było jednak inaczej. Bardzo się bałem, płakałem i zadawałem pytanie, dlaczego mnie to spotkało. Błagałem Boga o pomoc - stwierdził 51-latek.
Wyjątkowo ciekawy wydaje się wątek szpitala, który celowo przypisał mu fałszywą tożsamość. - Szpital, w którym odbywałem leczenie, dał mi fałszywą tożsamość. Nazwano mnie "Cgikjltfr Drnovsk", czyli 69-letnim bezdomnym. Zrobili to, by odwrócić uwagę ludzi, którzy mogliby przeszkadzać innym pacjentom. Po 2 cyklach chemioterapii rzeczywiście wyglądałem jak 69-letni mężczyzna. W pewnym momencie ważyłem zaledwie 75 kilogramów.
Doświadczony szkoleniowiec opowiedział także o krytycznych momentach w czasie leczenia białaczki. - Wyglądałem fatalnie. Błagałem lekarzy, żeby mnie wypuścili ze szpitala. Prawie upadłem na podłogę na oczach wszystkich. Ledwo trzymałem się na nogach. Zobaczyłem się w tym stanie w telewizji. Nie mogłem uwierzyć, że to właśnie ja - dodał.
Czytaj także:
Serie A: Napoli drżało do końca o wygraną. Solidny Łukasz Skorupski, Piotr Zieliński zmiennikiem
Sinisa Mihajlović wystąpi w Tańcu z Gwiazdami. Zatańczy wyjątkowy taniec