Reprezentacja Polski. Czas na studzenie złych emocji

Trwają w najlepsze igrzyska w naszym narodowym sporcie, czyli okładaniu Jerzego Brzęczka cepami. Rywalizacja między uczestnikami tej "olimpiady" jest olbrzymia, nie łatwo wskoczyć na podium, bo każdy chce przywalić mocniej - pisze nasz felietonista.

Dariusz Tuzimek
Dariusz Tuzimek
Jerzy Brzęczek WP SportoweFakty / Dawid Gaszyński / Na zdjęciu: Jerzy Brzęczek
Nawet jeśli wali na oślep i bez sensu, bo liczy się tylko to, żeby zostać zauważonym. Mało kto wchodzi w niuanse, mało kto szuka ciągów przyczynowo-skutkowych. Najważniejsze żeby być usłyszanym i stać się znanym. Nawet jeśli to oznacza bycie znanym tylko z tego, że się skakało po głowie Brzęczka. Cóż, dla niektórych może to być życiowe osiągnięcie.

Ogromnej skali histerii wokół reprezentacji trochę się dziwię. Dzisiaj dyskurs publiczny - że szczególnym akcentem na to co dzieje się na Twitterze - jest brutalny. Narzeka na to nawet Zbigniew Boniek, który przecież też lubi "dorzucić do pieca".

Sam Jerzy Brzęczek zachowuje się w tym wszystkim godnie, ostatnio nawet odszczekuje się swoim krytykom i to mi się podoba. W końcu widzę, że to facet z krwi i kości.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ryiad Mahrez zrobił z obrońców pośmiewisko

Nie będę bronił Brzęczka jako selekcjonera, bo już jesienią 2018 roku pisałem, że to nie jest dobry wybór. Nie, nie byłem do niego uprzedzony. Ale występy kadry w pierwszej Lidze Narodów (gdy rywalizowaliśmy z Portugalią i Włochami) pokazały, że Brzęczek totalnie nie był do nowej roli przygotowany. To wtedy wybuchł pierwszy konflikt z Robertem Lewandowskim, to wtedy trener testował przedziwną taktykę bez skrzydłowych, którą - moim zdaniem - ktoś mu podpowiedział i ktoś do takiego eksperymentu zachęcił. Skończyło się tym, że spadliśmy wtedy z Dywizji A Ligi Narodów, a cudownie uratowała nas reforma tych rozgrywek. Więc gdy dzisiaj Brzeczek wymienia pośród swoich sukcesów to, że nie spadł z Ligi Narodów, to jest to prawda i jednocześnie nie jest.

Ale mnie wtedy zniechęciło do Brzęczka jeszcze coś innego. Że robił gafy, które podkopywały jego pozycję. Na przykład, w czasie trwającego zgrupowania kadry dał się zabrać prezesowi Bońkowi na wyjazd zagraniczny na mecz kadry U-21 do Danii, bo niby trzeba było dodatkowo zmotywować walczących o awans piłkarzy młodzieżówki. Opuścić prowadzoną przez siebie kadrę A, przed meczem o punkty, żeby doglądać zespołu, który przecież też ma swojego trenera? Czy ktoś by śmiał na taką "wycieczkę" namawiać trenera Nawałkę?

To był pierwszy zły sygnał. Następnych przez te dwa lata było wiele. Brzęczek miał zły "timing", robił rzeczy w niewłaściwym czasie. Wdał się wtedy, w 2018 roku w niepotrzebną, publiczną dyskusję z "Lewym", wydał książkę w najgorszym możliwym momencie, a po beznadziejnej porażce z Holandią w Amsterdamie powiedział, że jest... zadowolony. I gdy miał szeroką ławą wpuścić na boisko młodych piłkarzy (czego domagały się media), to zrobił to w meczu z silnymi Włochami i się chłopaki "potopili".

Brzęczek od początku miał kłopot ze zbudowaniem swojego autorytetu. Nie czuli go kibice po wyborze na selekcjonera, nie czuli piłkarze, a media pozwalały sobie na coraz więcej i więcej. Selekcjoner nie był Jerzym Brzęczkiem, tylko... Jurkiem.

Dziś "jeździ" się po nim jak po burej suce. Podobało mi się określenie tej sytuacji wygłoszone przez byłego reprezentanta - Leszka Ćmikiewicza, który zżymał się na poziom dyskursu o selekcjonerze: "można powiedzieć do kogoś, że się nie nadaje i można powiedzieć: ty ch***u, co ty robisz?!":

No tak, jest pewna - subtelna - różnica...

Tyle tylko, że wszystko co się wokół reprezentacji i jej trenera dzieje, to nie jest wina samego Brzęczka. On dzisiaj - choćby z racji zebranego doświadczenia - jest lepszym selekcjonerem niż latem 2018, gdy na to stanowisko wybrał go Boniek.

Tyle tylko, że zbyt często Brzęczkowi wchodzono na głowę. Mówiono co ma robić, a później było zdziwienie, że kadra nie funkcjonuje dobrze i zwalano winę na Brzęczka. Podpowiadacze wtedy znikali. Uderzcie się państwo sami w piersi za to, że mówiliście iż Kuba Błaszczykowski nie może być powoływany do kadry. Otóż ten Kuba był doskonałym łącznikiem między selekcjonerem, a drużyną. Widać to nawet na filmie "Niekochani" dokumentującym życie reprezentacji, gdzie pokazano odezwę Kuby do drużyny w szatni, po jednym z meczów. Czysto piłkarska rola Błaszczykowskiego w kadrze oczywiście topniała, ale dla funkcjonowania reprezentacji był bardzo potrzebny. No i stanowił znakomitą przeciwwagę dla Roberta Lewandowskiego, który po ostatnim zgrupowaniu jest tak śmiało krytykowany jak nigdy dotąd. Wielu byłych piłkarzy wskazuje, że jeśli kapitan chce coś selekcjonerowi powiedzieć, to może to zrobić w szatni.

Ja uważam, że może to zrobić także przed kamerami, ale wprost, otwarcie, po męsku. Bez niedopowiedzeń. Lewandowski ma taką pozycję w polskim futbolu, że po porażce z Włochami powinien wyjść do mediów i powiedzieć - jak na kapitana przystało -szczerze, tak jak było: "taktyka była nietrafiona, musimy o tym pogadać z selekcjonerem. Ale jeszcze bardziej musimy pogadać między nami piłkarzami, bo zawiedliśmy totalnie, zagraliśmy mecz niegodny tej drużyny, a tak być nie może. Widzę błędy w taktyce, ale też widzę swoje błędy i moich kolegów. W szatni dzisiaj będzie głośno". I jeszcze by "Lewy" oklaski dostał.

A tak to musimy się domyślać czy kapitan chciał coś powiedzieć przez wymowne milczenie czy się po prostu przed kamerą na chwilę zaciął. Słynne milczenie Roberta zaczęło żyć własnym życiem, trochę jak w przypadku bohatera filmu "Wystarczy być" (według książki Jerzego Kosińskiego), który nie mówi nic, albo prawie nic, a ludzie nadają temu milczeniu większy sens, odczytują to jaką mądrą, przemyślaną grę niedomówień i półsłówek.

Nie chcę więc następnym razem zastanawiać się co to znaczy, że Lewandowski np. kichnął na boisku i czy aby nie kicha na Brzęczka. Bo dojdziemy do absurdów. Jeśli Robert ma coś do powiedzenia to niech mówi, ale wprost, po męsku.

Wsparcie Brzęczkowi daje dziś Boniek, krytykując Roberta Lewandowskiego za sposób komunikacji po mecz z Włochami. Podkreśla, że kapitan kadry jest po to, żeby zespół scementować, a nie go rozmontowywać. Ma Boniek rację. Szkoda, że we wspieraniu Brzęczka nie zawsze był konsekwentny, np. potrafił w wywiadach publicznie zastanawiać się nad tym, czy przedłuży i na jak długo kontrakt z obecnym selekcjonerem. Albo mówić, że Kuba Błaszczykowski  nie powinien być w kadrze. To nie pomagało obecnemu selekcjonerowi.

Teraz narracja się zmienia, bo wiadomo, że Brzęczek poprowadzi kadrę na zarówno na przyszłorocznym Euro, jak i w wiosennych eliminacjach do mundialu. Nie jest w nikogo interesie - także dziennikarzy i kibiców - żebyśmy od teraz do czerwca podważali kompetencje Brzęczka. Teraz to już droga donikąd.

Nie chcę oglądać kadry na zasadzie: skuś baba na dziada. Teraz jest taki moment, żeby wszyscy wiosłowali w tę samą stronę. Żeby ten histeryczny jazgot wokół kadry trochę ucichł, żeby reprezentacja była w stanie trochę popracować w spokoju i skupieniu, a nie tylko odpierając ataki. I to niezależnie od tego, co kto o Brzęczku myśli. Czas na studzenie złych emocji.

Dariusz Tuzimek

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×