Gdyby wybrać dwie najbardziej symboliczne akcje piłki nożnej lat 80., a może i całej jej historii, to dzieli je zaledwie 5 minut. Obie są dziełem tego samego piłkarza. W 51. minucie meczu z Anglią, Argentyńczyk wystartował jak pocisk, minął rywali i próbował rozegrać piłkę. Jeden z obrońców rywali, Steve Hodge, niefortunnie wybił piłkę, ale wydawało się, że Peter Shilton będzie w stanie ją opanować. Jednak Diego Maradona znalazł się nagle przed nim i przelobował go uderzając piłkę ręką. Nie trzeba było powtórek telewizyjnych, bo przecież każdy z obecnych na stadionie 114 tysięcy i 580 widzów widział "Rękę Boga", jak z czasem nazwał tego gola sam zawodnik. Nie widzieli jedynie sędziowie, a więc ci, którzy zobaczyć musieli.
Zanim jednak świat zdołał oburzeniem skwitować niecny postępek tego piłkarza, w porannej prasie - bo trzeba pamiętać, że było to w czasach przedinternetowych - Diego przyćmił go tzw. "Golem Stulecia".
Dostał piłkę od Hectora Enrique na własnej połowie, z niewiarygodną prędkością pognał na bramkę Anglików, minął czterech zawodników niczym pachołki treningowe, po czym "położył" fenomenalnym ruchem ciała Petera Shiltona i posłał piłkę do pustej bramki.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: fenomenalny gol w III lidze! Strzał piętką, z powietrza!
Bobby Robson, selekcjoner Anglików, powtarzał wcześniej wiele razy, że Diego jest w stanie wygrać mecz sam w ciągu 5 minut. 22 czerwca 1986 roku w ćwierćfinale mistrzostw świata, dostał niechciany dowód na potwierdzenie swojej teorii.
Dzień, w którym Diego chciał umrzeć
Wtedy, podczas mundialu w Meksyku, Maradona był kimś więcej niż tylko najlepszym piłkarzem świata. Warto pamiętać, że w 1978 roku Cesar Luis Menottii nie wybrał go do składu na mundial w Argentynie. Mimo że domagał się tego cały naród. Poproszony o komentarz Diego odparł, że decyduje trener. Ludzie przyjęli to tłumaczenie, spodobało się, że zaledwie 18-letni zawodnik wypowiada się z taką klasą. Nie wiedzieli, że chwilę wcześniej - gdy tylko się o tym dowiedział - wsiadł w samochód, pojechał za miasto i zaczął płakać.
- Postanowiłem zerwać z piłką. Jest przecież tyle innych zawodów - przyznał po latach. W innych wywiadach mówił nawet, że chciał umrzeć. Minął niespełna miesiąc, Diego oglądał swoich kolegów sięgających po puchar. I postanowił ten sukces powtórzyć.
W 1928 roku argentyński dziennikarz Borocoto, szef "El Grafico", napisał słynny artykuł: "Gdybyście chcieli wyobrazić sobie pomnik argentyńskiej piłki, byłoby to dziecko ulicy z brudną twarzą, gąszczem włosów buntujących się przeciwko grzebieniowi, z inteligentnym, nieco oszukańczym wyrazem twarzy (...), ustami pełnymi małych zębów, pełnych jeszcze wczorajszego chleba". Diego Maradona urodził się 32 lata później w szpitalu Policlinico Evita w Lanus, na przedmieściach Buenos Aires, jako piąte dziecko i pierwszy syn w biednej robotniczej rodzinie. Ojciec zbudował dom z cegieł znalezionych na innych budowach oraz z blachy w Villa Florito, uznawanej za jedną z najbardziej niebezpiecznych w kraju.
Legenda głosi, że wierzgał nogami już po pojawieniu się na świecie, zaś mając trzy lata - to już pewne - dostał swoją pierwszą piłkę od kuzyna i był nią tak oczarowany, że tej samej nocy zastąpiła mu w łóżku inne przytulanki.
Jimmy Burns, biograf Maradony, opisywał, że ten będąc jeszcze dzieckiem, potknął się i wpadł w dół z fekaliami. Niewiele brakowało, by się utopił. Uratował go wujek Cirilo, który biegł do niego i krzyczał: "Trzymaj głowę ponad powierzchnią gówna!". Ten moment stał się potem motywem przewodnim jego życia. Ilekroć miewał trudne chwile, przypominał sobie słowa Cirilo.
Zabawiał tłum w przerwach spotkań
Rodzice, Diego "Chitoro" Maradona i Dalma "Tota" Salvadora, szybko zdali sobie sprawę, że ich syn będzie piłkarzem. Nie tylko zdradzał wielki dar. Był po prostu uzależniony. Na razie od piłki. Dzień w dzień w drodze do szkoły żonglował czym popadło. Pomarańczą, zmiętą gazetą, zwiniętą szmatą. Był dzieckiem futbolu. Jako ośmiolatek poszedł na testy do klubu Cebolitas (Małe Cebule), będącego młodzieżową drużyną Argentinos Juniors. Trenerzy nie potrzebowali wiele czasu, by przekonać się, że trafili na zjawisko nadprzyrodzone. - On sprawiał wrażenie, jakby przybył z innej planety - mówił trener Francisco Cornejo. W tamtym czasie trener nie wierzył, że można aż tak grać w tym wieku, był przekonany, że wychudzony chłopiec z nienaturalnie dużą głową jest starszy, dlatego zażądał od rodziców dokumentów potwierdzających, że ma tyle lat ile podaje.
Trenerzy zabrali go do lekarza klubowego, który za pomocą zastrzyków i pigułek wzmocnił organizm małego piłkarza. "Od dzieciństwa żył więc z przekonaniem, że wspomaganie środków farmakologicznych jest normalne i naturalne" - napisał Jonathan Wilson, autor książki "Aniołowie o Brudnych Twarzach".
Diego szybko stał się ukochanym dzieckiem klubu. Był tak dobry, że w przerwach meczów Argentinos Juniors zabawiał tłum żonglując piłką. W 1971 roku doczekał się pierwszej wzmianki w prasie. "Posiada rzadką umiejętność kontroli piłki i dryblingu" - pisał reporter magazynu "Clarin", tego samego, który 49 lat później jako pierwszy poda informację o śmierci legendy. W pierwszej wzmiance chłopiec został zapisany z błędem, jako Caradona.
Wkrótce nikt już nie zapisywał jego nazwiska z błędem, ponieważ było oczywiste, że młody zawodnik będzie piłkarzem wielkim. Jako 16-latek podpisał pierwszy profesjonalny kontrakt z Argentinos Juniors, gdzie spędził pięć sezonów. Brak powołania dla niego na mundial w 1978 roku był podstawą wielkiej narodowej dyskusji. Menottiego ocaliło jedynie to, że wygrał mundial. Inaczej stałby się wrogiem publicznym. Tuż po turnieju Maradona robił co mógł, by udowodnić selekcjonerowi, że z nim w składzie Argentyna wygrałaby jeszcze bardziej. Tłamsił rywali na argentyńskich boiskach, ośmieszał również bohaterów narodowych, wielkich triumfatorów mundialu.
Diego za szybki dla Polaków
Rok po mistrzostwach Maradona pojechał - nieco w ramach zadośćuczynienia - na młodzieżowe mistrzostwa świata do Japonii. Tam w grupie Argentyna zagrała m.in. z Polską.
- Wszyscy spaliśmy w jednym hotelu "Prince" w Tokio, więc przez dwa tygodnie przebywaliśmy razem, razem jedliśmy. W hotelu była praktycznie co chwila konferencja prasowa, wielki harmider, każdy dziennikarz z Argentyny chciał mieć Diego na wyłączność. On był już wtedy dużą gwiazdą. Nasz mecz był tylko o pierwsze miejsce w grupie, wiadomo było, że obie drużyny awansują. Maradonę krył Piotrek Skrobowski, to był nasz najlepszy zawodnik defensywny. Pomagaliśmy mu, jak mogliśmy, podwajaliśmy, potrajaliśmy, ale był zbyt dobry, zbyt szybki. Znakomity technicznie, bardzo szybki, o niesamowitej koordynacji. Nigdy wcześniej ani później nie grałem przeciwko zawodnikowi na takim poziomie - wspomina Marek Chojnacki.
Nic w sumie dziwnego. Gdy wiele lat później, podczas mundialu w Meksyku, zapytano Ferenca Puskasa, czy Diego umie wszystko, ten odpowiedział żartem: - Nie, nie wszystko. Postawcie go na bramce, to nic wielkiego nie pokaże.
Wkrótce Diego przeszedł do jednego z dwóch największych klubów Argentyny, Boca Juniors. Zapłacono za niego 4 miliony dolarów (część była umorzeniem długu). A rok później wyjechał do Europy, do Barcelony. 7,6 miliona dolarów w tamtych czasach było transferowym rekordem świata. Było to po mundialu w Hiszpanii, który miał należeć do Maradony, a który okazał się wielkim rozczarowaniem. Diego musiał poczekać na swoje mistrzostwa jeszcze cztery lata.
Podejrzany transfer
Czas spędzony w stolicy Katalonii też okazał się rozczarowaniem. Były świetne momenty, jak choćby wtedy gdy strzelił fantastyczną bramkę na Santiago Bernabeu i dostał owację na stojąco od kibiców Realu. Ale więcej było urazów, skandalizujących zachowań. Diego stał się ciężarem i dwa lata po transferze przeszedł do SSC Napoli. Pobił swój własny rekord transferowy, teraz kosztował już 10,5 miliona dolarów. Był to dość podejrzany transfer, bo Napoli nie uchodziło w tamtych czasach za krezusa. Stąd pojawiły się informacje, że to mafia wyłożyła pieniądze na zakup Argentyńczyka.
Na pierwszym treningu witało go 75 tysięcy widzów. A do tego 253 dziennikarzy i 78 fotoreporterów. Transfer zawodnika zaczął spłacać się dość szybko. Bilety wyprzedawano na pniu, z czasem ich zakup graniczył z cudem, ponieważ aż 86 procent miejsc na stadionie było zajmowanych właśnie przez posiadaczy karnetów.
Nie od razu, ale krok po kroku Napoli szło w górę. W 1987 roku przeciętny przez lata klub sięgnął po swoje pierwsze mistrzostwo Włoch. Miasto zamieniło się w gigantyczną "dyskotekę", świętowanie trwało przez tydzień, na domach malowano murale z podobizną Diego, jednym z najpopularniejszych imion w mieście było oczywiście Diego. Jedna z parafii w centrum podała, że w okresie gdy Argentyńczyk grał w klubie, aż 25 procent nowo narodzonych dzieci otrzymała jego imię. Chłopcy Diego, zaś dziewczynki Diega. Wedle legendy podczas wyborów samorządowych 20 tysięcy kart do głosowania zostało unieważnionych, ponieważ kibice, zamiast zakreślać nazwisko kandydata, pisali na nich "Viva Maradona".
Maradona potwierdził swoją boskość, którą "uzyskał" rok wcześniej na boiskach w Meksyku. Bo mundial 1986 należał tylko i wyłącznie do niego. Był wszędzie, harował w defensywie, odbierał piłki, by za chwilę atakować już bramkę rywali. Półgodzinny zapis jego akcji z turnieju jest zupełnie niewiarygodny, służy też za najlepszy w historii "podręcznik" do nauki zwodów dla przyszłych pokoleń. Diego unosił się wtedy ponad całym światem futbolu. Obrońcy nie przebierają w środkach, żeby go powstrzymać. Zresztą seryjne faule popełniane na Maradonie przyczyniły się potem do znacznie lepszej ochrony napastników.
W każdym meczu miał specjalnego opiekuna. Był to zwykle pomocnik drużyny przeciwnej, co miało spowodować, że aby przedostać się pod bramkę rywali, będzie musiał przejść przez podwójne lub nawet potrójne zasieki. Niewiele to dało. Strzelił pięć goli, zabrakło mu jednego by zostać królem strzelców. Gdy jednak wyczuwał, że więcej zdziała z tyłu, cofał się i rozgrywał, posyłał niesamowite piłki, które przyniosły mu pięć asyst, w tym tę decydującą o mistrzostwie świata. Bramka numer dwa w meczu Anglią dała mu coś więcej niż wieczną sławę. Dla wielu kibiców pozostaje najwspanialszą bramką w historii futbolu. Osławioną dodatkowo komentarzem Victora Moralesa. W polskim przekładzie ten legendarny słowotok brzmi tak:
"Podanie do Diego, jest Maradona z dwoma zawodnikami na nim, kopnął piłkę, idzie po prawym skrzydle ten geniusz światowego futbolu, schodzi ze skrzydła, chce zagrać do Burruchagi, ale wciąż Maradona, Geniusz, Geniusz, Geniusz, jest, jest, jest, jest, Gooooool!!! Gooool! Chcę płakać, o wielki Boże, niech żyje futbol! Co za gol! Diegol! Maradona! Przepraszam, że płaczę. Maradona w niesamowitym rajdzie, najlepszym wszech czasów! Kosmiczny latawiec, z jakiej planety do nas przybyłeś, by zostawić za sobą tylu Anglików, by kraj był zaciśniętą pięścią płaczącą za Argentyną? Diegol, Diegol, Diego Armando Maradona! Dzięki Bogu za piłkę nożną, za Maradonę, za te łzy, za ten Argentyna dwa, Anglia zero".
Smutny koniec
Na pewno ten tytuł mistrzowski dał mu prawo do ubiegania się o miano najlepszego piłkarza w historii futbolu, choć aż do czasu Leo Messiego i Cristiano Ronaldo były dwa wielkie kościoły. Wyznawcy Maradony ścierali się z wyznawcami Pelego.
Po zakończeniu kariery Pele został kimś w rodzaju dobrego ambasadora futbolu. Jeździ po świecie, spotyka się z ludźmi, dla każdego ma dobre słowo. Maradona wybrał inną drogę. Zresztą, jeszcze w czasach gry w Napoli oskarżano go o związki z Camorrą, widywano go na imprezach z szefami mafii, jedna z gazet opublikowała zdjęcie z jacuzzi z członkami potężnej mafijnej rodziny Giuliano. Swój pobyt w klubie zakończył 15-miesięczną dyskwalifikacją za używanie kokainy. Gdy sprawa wyszła na jaw, w marcu 1991 roku, wokół domu Diego zaczęli krążyć dziennikarze. Któryś z jego przyjaciół zaczął do nich strzelać z wiatrówki.
Tak jak wcześniej kolekcjonował trofea, tak teraz wywoływał skandale. Miał potężne problemy podatkowe, oskarżono o o handel narkotykami i stręczycielstwo. W wyniku ugody sądowej został skazany na 18 miesięcy więzienia w zawieszeniu. Do tego wszystkiego doszła sprawa Diego Sinagry, syna pochodzącego z romansu zawodnika. Maradona miał - wedle jego kierowcy - 8 tysięcy przygodnych romansów, często jednodniowych. Z jednego ma dziecko. Długo nie chciał przyznać się do Dieguito (Mały Diego - red.), więc sprawę załatwił za niego sąd. Po raz pierwszy spotkali się wiele lat później, w 2003 roku na polu golfowym.
Fani Napoli wybaczyli mu wszystko, bo przecież dał im dwa tytuły mistrzowskie, jedyne w klubowej kolekcji. A także Puchar UEFA, jedyne ważne trofeum międzynarodowe. Choć wielkim cieniem rzuca się na jego karierę prawdopodobnie odpuszczony tytuł mistrzoswski z 1988 roku. Miała na to nalegać Camorra kontrolująca nielegalne zakłady bukmacherskie.
Potem wylądował w Sevilli, a później wrócił do swojej ojczyzny. Ostatnim jego epizodem w poważnej piłce był mundial w Stanach Zjednoczonych. Choć miał już 34 lata, co przy jego trybie życia było już bardzo zaawansowanym wiekiem, zaczął znakomicie. Mecze z Grecją i Nigerią były jego popisem. Ten drugi był jednocześnie ostatnim w barwach narodowych. Maradona wpadł podczas testów dopingowych i to był fatalny koniec jego fantastycznej kariery.
Wylądował w klinice dla uzależnionych, gdzie spotykał się też z obłąkanymi. Sensacji nie wzbudził. "Byli tam Napoleonowie i Robinsonowie Cruzoe, więc gdy mówiłem, że jestem Maradoną i tak mi nie wierzyli" - wspominał.
Potem próbował swoich szans jako szkoleniowiec, ale bez powodzenia. Szczytem szaleństwa było chyba powierzenie mu posady selekcjonera reprezentacji Argentyny, co zakończyło się wielką klęską drużyny w RPA. Dopełniło to wielkiej goryczy. Fatalne wrażenie dopełniły jego kontakty z dyktatorami, Fidelem Castro, Hugo Chavezem czy też zabiegi o "audiencję" u Aleksandra Łukaszenki. Pod koniec życia uzależnienie od narkotyków zamienił na alkoholizm. Całe jego życie poza boiskiem okazało się pasmem wpadek i błędów.
Diego Maradona zmarł 25 listopada 2020 roku. Miał zaledwie 60 lat. Jako przyczynę śmierci podano zawał serca.