Szymon Mierzyński, WP SportoweFakty: Przed sezonem wszyscy właśnie Wartę wskazywali jako głównego kandydata do spadku, a ona, mimo wielu kłopotów, jest teraz w środku tabeli. Co pan czuje po ostatnich wynikach?
Robert Graf, dyrektor sportowy Warty Poznań: Nie wiem, czy można powiedzieć, że nasze wyniki przerosły oczekiwania. Nie mierzyliśmy tylko w 15. miejsce. Jest oczywiście duża radość, że na chwilę obecną znajdujemy się znacznie wyżej, ale to dopiero jedna trzecia sezonu i o tym musimy pamiętać przede wszystkim.
W niedzielę gracie z Rakowem Częstochowa, drugą obok was rewelacją początku rozgrywek.
Podkreślam, że na tym etapie używanie takich słów jak "rewelacja" jest przedwczesne. Różnice punktowe są małe, a aktualna tabela nie ma w zasadzie żadnego znaczenia, liczyć się będzie ta końcowa. Czy Raków to aż taka niespodzianka? Moim zdaniem nie. To od dawna mądrze i fajnie budowana drużyna. W Częstochowie panuje konsekwencja, skład jest stale poprawiany według jasnej koncepcji, a to okoliczności, które uzasadniają wysokie miejsce.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: potężny strzał, odrobina szczęścia i... fantastyczny gol. Palce lizać!
Warta za to pokazuje, że siłą woli i ambicją można w tej lidze zdziałać bardzo wiele.
To nie jest tylko kwestia ambicji. My naprawdę mamy utalentowanych zawodników. Uważam, że sprowadzanie naszych wyników wyłącznie do cech wolicjonalnych jest nieuczciwe.
Po awansie była jednak duża niepewność, czy zespół udźwignie kolejny przeskok w krótkim czasie.
Wiadomo, że piłkarze w pewnym stopniu sami tworzą barierę. Są w ekstraklasie, na salonach i wydaje im się, że będzie trudniej. Jeśli ma się jednak umiejętności podparte dyscypliną i sercem do walki, spokojnie można sobie poradzić. Trzeba być przy tym pragmatycznym. Doskonale zdajemy sobie sprawę, że Warta w większości meczów nie będzie prowadzić gry, dominować i stwarzać multum sytuacji strzeleckich. Czynnik ekonomiczny jest brutalny. Jesteśmy jednak zadowoleni z tego, co prezentuje drużyna, a świetnie spina to wszystko trener.
Jest chociaż mały komfort, czy wciąż dominuje czujność i obawa związana z walką o utrzymanie?
Lepiej mieć trzynaście punktów niż siedem. Wypracowaliśmy bufor bezpieczeństwa, ale o pozytywnej niespodziance będziemy mówić wtedy, jeśli na końcu sezonu wciąż będziemy w okolicach środka tabeli. Dziś cieszymy się z tego co jest. Bezpiecznie możemy się czuć wyłącznie teraz.
Te pozytywne wyniki mogą być odbierane jako duży plus również dlatego, że latem nie udało się zrealizować wszystkich transferowych celów.
Nie jestem zadowolony z letniego okienka, bo było kilka tematów, które planowaliśmy, a nie udało nam się ich doprowadzić do końca. W szczególności nie zdołaliśmy zakontraktować młodzieżowca, a rozmawialiśmy z dwoma. Trochę przeszkodziła nam sytuacja covidowa. Kluby, z których mieli do nas trafić ci piłkarze, ostatecznie nie zdecydowały się na ich puszczenie. Na pewno natomiast nie możemy powiedzieć, że jesteśmy niezadowoleni z zawodników, których pozyskaliśmy.
Czego więc należy się spodziewać zimą?
Musimy wzmocnić siłę ofensywną. Mam na myśli zwłaszcza napastnika i skrzydłowego. Nie powiem dzisiaj, ile będzie nowych twarzy, ale minimum dwie.
Najbardziej brakuje młodzieżowca. Gdy ze składu wypadł Aleks Ławniczak, trener Piotr Tworek miał znikome pole manewru.
Mamy młodzieżowca na pozycji bramkarza. Daniel Bielica był ściągany właśnie z takim zamysłem. Nie będę się jednak kłócić z rzeczywistością, sprowadzenie kolejnego młodzieżowca to też będzie nasz cel.
Rok temu, gdy Warta była liderem Fortuna I ligi, inne kluby zaczęły robić podchody pod czołowych piłkarzy i musieliście zimą przedłużyć kontrakty z Jakubem Kiełbem czy Mateuszem Kupczakiem. Teraz też trzeba działać wyprzedzająco, by nikogo kluczowego nie stracić?
Jest takie ryzyko, ale to naturalne. Nie wykluczam, że wokół naszych najlepszych zawodników może się zrobić ruch. Na razie jest stosunkowo spokojnie.
Czy w budowaniu zespołu mocno doskwiera panu ograniczony budżet? A może wystarczy po prostu mądrze wydawać pieniądze i wtedy problemu nie ma?
Na pewno mielibyśmy większy komfort, gdyby środków było więcej. Pracujemy jednak w określonych warunkach, które były znane od samego początku i radzimy sobie. Jestem zdania, że da się zbudować zespół tańszym kosztem niż w niektórych innych klubach. Jeśli założymy, że Warta finalnie się utrzyma, a tego sobie wszyscy przy Drodze Dębińskiej życzą, będzie można mówić o fajnej, romantycznej historii.
Daniel Bielica, Mateusz Kuzimski czy Mateusz Czyżycki to zawodnicy, którzy trafili do Warty z zaplecza ekstraklasy. To chyba znacznie bezpieczniejszy sposób wzmacniania drużyny niż sięganie po obcokrajowców?
Zgadza się, choć rynek jest brutalny i pewne rzeczy szybko weryfikuje. Na dłuższą metę jest tak, że jeśli ktoś przyjdzie do nas z I ligi i obroni się w ekstraklasie, to będzie chciał zarabiać więcej. Do pewnego momentu możemy się więc poruszać w niższym budżecie, ale z upływem czasu trzeba będzie te środki zwiększyć. Każdy klub ma swoje ograniczenia, lecz my poprzeczkę mamy zawieszoną znacznie niżej niż wielu innych i szybciej się do niej zbliżamy. Nie chciałbym jednak dorabiać do tego ideologii i wysyłać w świat przekaz, że Warta z niskim budżetem i przetrzebionym kontuzjami składem wygrywa z lepszymi od siebie. Dzisiaj wszyscy mają jakieś kłopoty. Nasze biorą się częściowo z tego, że kończyliśmy poprzedni sezon dopiero 31 lipca. Mieliśmy raptem dwa tygodnie przerwy i tak naprawdę żadnego okresu przygotowawczego. Stąd pewnie nagromadzenie kontuzji. Inna sprawa, że trudna sytuacja paradoksalnie scala zespół, a nie go rozbija.
W tych okolicznościach chyba dobrze mieć skład oparty na Polakach, a przede wszystkim zawodnikach, którzy grają ze sobą od dłuższego czasu.
Pewne rzeczy łatwiej wtedy zrobić - nawet tak prozaiczne jak komunikacja. Jesteśmy klubem, który od początku mówił, że chce budować się na Polakach - oczywiście na tyle, na ile będzie to możliwe. Czasem robimy odstępstwo, ale w Warcie nigdy nie będzie składu w większości opartego na zawodnikach zagranicznych. To nie nasz model.
Zimą czasu na ruchy kadrowe nie będzie tak dużo, bo liga wróci do gry już 29 stycznia - o tydzień wcześniej niż planowano pierwotnie.
My tę zmianę poparliśmy. Zaczynając wcześniej, nie ryzykujemy kumulacji spotkań w maju w razie kolejnych trudności z koronawirusem.
Początkowo mówiło się nawet o trzytygodniowym przyspieszeniu.
Ktoś rzucił hasło, ale takie rozwiązanie nie było brane pod uwagę. Na połowę stycznia nikt by się nie zgodził, bo wtedy w ogóle nie mielibyśmy czasu na przygotowania, a ten czas uciekał przecież już latem. Zdecydowana większość klubów optowała za przyspieszeniem jednotygodniowym.
Czytaj także:
Frustracja w branży fitness rośnie. "Czujemy się oszukani i pomijani"
PKO Ekstraklasa. Warta Poznań - Wisła Kraków. Piotr Tworek: Mam w zespole żołnierzy z wielkim charakterem