Michał Pol: Prof. Filipiak przekroczył granice. Potrzebne jest "przepraszam" i symboliczna kara [KOMENTARZ]

Newspix / JAKUB GRUCA / FOKUSMEDIA.COM.PL / Na zdjęciu: Janusz Filipiak
Newspix / JAKUB GRUCA / FOKUSMEDIA.COM.PL / Na zdjęciu: Janusz Filipiak

Wulgarnych wyzwisk, jakimi Janusz Filipiak obrzucił z trybun sędziego derbów Krakowa, nie wolno rozgrzeszać "piłkarskimi emocjami". Dobrze, że sprawą zajmie się Komisja Ligi. Potrzebna jest kara choćby symboliczna. I zwykłe "przepraszam".

Nie ma znaczenia, czy arbiter piątkowego spotkania Cracovia - Wisła (1:1) Daniel Stefański podjął dobre decyzje czy krzywdzące gospodarzy (a powtórki wykazały, że były trafne). Wielokrotne publiczne zwyzywanie go z nazwiska od "ch***" przez właściciela klubu prof. Janusza Filipiaka (za którym podążyli goście jego loży, w tym wiceprezes klubu Jakub Tabisz oraz przewodniczący sejmowej Komisji Kultury Fizycznej, Sportu i Turystyki poseł Ireneusz Raś) to przekroczenie wszelkich akceptowalnych granic. Więcej TUTAJ.

Stadiony to nie teatry, wiadomo, że generują nieporównywalne emocje. I że najłatwiej dać im upust za pomocą słów powszechnie uważanych za wulgarne. Uszy więdną podczas każdej wizyty na polskich stadionach, strach zabrać na nie dzieciaki. Ale też tylko Don Kichot próbowałby wyrugować z trybun przekleństwa.

Jednak co jakoś tam uchodzi rozpalonemu emocjami kibicowi, to nie powinno paść z ust stojącego na czele klubu właściciela. Zwłaszcza, gdy jest on przy tym reprezentantem finansowej i intelektualnej elity naszego kraju. Jednym z najbogatszych Polaków, twórcą światowego sukcesu Comarchu, docenionym miejscem w Narodowej Radzie Rozwoju przy prezydencie RP. Szlachectwo powinno obowiązywać. Także na trybunach.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co za gol! Ręce same składały się do oklasków

Gdyby Stefańskiego zbluzgał w ten sposób na boisku któryś z zawodników, wyleciałby z czerwoną kartką i dostał kilka meczów zawieszenia - zwłaszcza gdyby - jak w przypadku prof. Filipiaka, nagrały go kamery. Co zrobić, gdy autorem bluzgów jest szef, dający w ten sposób przykład wszystkim swoim podwładnym od wiceprezesa po samych zawodników?

Sprawą ma zająć się Komisja Ligi. Regulamin Dyscyplinarny PZPN przewiduje za używanie słów wulgarnych i podważanie decyzji arbitra naganę i grzywny nawet do 250 tysięcy złotych. Żadna kara finansowa nie będzie dla prof. Filipiaka dotkliwa - w najgorszym wypadku wyda tyle, co na zatankowanie samolotu, o którym wspominał w ostatnim wywiadzie. Ale każda będzie symboliczna.

Od kogo w tym futbolowym biznesie wymagać trzymania ciśnienia, jeśli nie od właścicieli klubów? Ludzi mających na naszą piłkę największy wpływ? Bagatelizując sprawę, machając ręką że "oj tam", że "kto nigdy nie zwyzywał arbitra z trybun od ch***, niech pierwszy rzuci kamieniem" czy przypominając, że po meczu z Austrią na Euro 2008 ówczesny premier Donald Tusk chciał udusić Howarda Webba, sprawimy, że padnie kolejne tabu.

Najgorsze jest rozgrzeszanie, że przecież taki jest dziś język ulicy i język naszej polityki. Brutalny i wulgarny. Owszem, jest. Ale czy tego właśnie chcemy? Żeby taki język i zachowanie były na porządku dziennym wśród zarządzających polskim sportem? A ci, żeby trwonili czas na bieganie po procesach o zniewagę z art. 216 K.k.? Zostawmy bluzgi i chamstwo kibicom.

Kara Komisji Ligi to jedno, ale tu najbardziej przydałoby się zwykłe, ludzkie "przepraszam, dałem się ponieść", wypowiedziane osobiście przez prof. Filipiaka. "Przepraszam" wobec znieważonego sędziego Stefańskiego, któremu goście loży prezesa dodatkowo znieważali żonę. Rzadka to u nas rzecz, przyznać się do błędu, ale w tym przypadku byłby to gest osoby świadomej swojej roli w polskim sporcie. I zapewne wówczas wiele osób wybaczyłoby prof. Flipiakowi moment zapomnienia.

Źródło artykułu: